Data: 2014-10-25 18:48:02
Temat: Re: Ratunku, wegańska uczta
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Basia napisała:
>> W moim świecie, to o menu decyduje gospodarz i dlatego się do
>> niego przychodzi, aby skosztować coś (spécialité de la maison),
>> czego nie ma/jada się u siebie w domu.
>
> Co człowiek, to świat.
> Ale i w moim pod tym względem podobnie, nikt nie narzuca mi menu.
> Wiem, że ten ktoś jest weganinem. I tyle.
Są widać ludzie, którzy z walki nie zrezygnują nawet w kuchni. Nawet
jeśli gościa zaproszą do domu, to nie omieszkają zaznaczyć, kto tu
rządzi i kto decyduje co ma być na stole. No bo skoro już przylazł,
to nie po co innego, tylko żeby najeść się specjalitów-delamezonów,
nie? Więc pokażemy mu, co my potrafimy, a czego on nie ma u siebie
w domu. Nie che jeść? Jego strata. Niech głodny siedzi.
Pamiętam, choć dzieckiem wtedy byłem, jak do domu miał przyjść gość
z kraju muzułmańskiego. A był akurat ramadan. Zapowiedziano mi więc,
że jak chcę coś zjeść, to teraz. Bo jak już przyjdą, to do zachodu
słońca będę musiał siedzieć o suchym pysku. Pamiętam też, jak sam
byłem gościem, dość przypadkowym, u bardzo prostych wiejskich ludzi
(na Kielecczyznie, ale to chyba nie ma wielkiego znaczenia). Też to
dawno było. Siedzieliśmy za stołem przy herbacie. Rozmowę zdominowało
namawianie mnie do posłodzenia onej herbaty. Chociaż jedną łyżeczkę,
bo bez cukru niedobra. I tak w kółko. Ja od dzieciństwa nie słodzę.
Oni to chociaż z prostoduszności robili.
Jarek
--
Przeglądam w myśli wszystkich mych przyjaciół twarze
I myślę sobie, och, psiakrew! czyż wszyscy są gówniarze?
Ach, nie! Jest kilku wiernych, z tymi pojechałbym nawet do Kielc.
A reszta? Ach, reszta, to jest gówno, proszę pani, wprost na szmelc.
|