Data: 2008-09-07 20:35:56
Temat: Re: Rodzina zastępcza
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Sun, 07 Sep 2008 22:26:31 +0200, vonBraun napisał(a):
> Ikselka wrote:
>
>
> > Ja nie miałabym serca, przyznaję sie.
> Nie widzę też siebie w takiej roli (z innych powodów)
>
> Natomiast przypomniałem sobie, że jedna z koleżanek z pracy, która
> późno wyszła za mąż i urodziła jedno dziecko dobrze po trzydziestce
> doadoptowała sobie drugie. Kiedy z pewnym zdziwieniem pytałem "o co
> chodzi????" wyjaśniła, że nie chce ryzykować porodu (już pierwszy
> przebiegł z komplikacjami i skutkował też pewnymi następstwami u
> dziecka). Zawsze chciała mieć dwoje dzieci i w ten sposób
> rozwiązywała problem lęku przed urodzeniem dziecka
> niepełnosprawnego. Ominięcie kilku tygodni połogu to wg niej
> dodatkowy zysk. Nie wiem co z tego wyszło w perspektywie
> kilkuletniej bo straciłem z nią kontakt, ale pomysł brzmiał
> racjonalnie choć jakoś tak "egoistycznie" - przecież kobieta powinna
> rodzić dzieci w bólu i męce... a nie po prostu je sobie
> "dobierać"!!!! ;-))
>
> > Tak, ale jak długo dziecko (najpierw małe, więc niekonsekwentne,
> > niezdolne do podejmowania takich zadań na stałe, a potem większe,
> > więc krytyczne) jest w stanie wytrwać w tej pięknej roli? Uważam,
> > że BARDZO krótko - tj. do pierwszego starcia z rzeczywistością, no
> > nie ma siły, to za duży ciężar na barki dziecka i nie wiem, jak
> > można go na nie wkładac...
>
> Tego nie "czuję" do końca, czy ów jak piszesz "ciężar" to tolerancja
> uczucia zazdrości, czy jeszcze jakiś negatywnych emocji? Jeśli tylko
> zazdrość to akurat pojawia się przecież w rodzinach w których nie ma
> adoptowanego rodzeństwa, przyczyny są raczej identyfikowalne i do
> poradzenia sobie siłami przeciętnej rodziny.
Nie chodzi o zazdrość, zazdrość to betka przy tym, o co mi chodzi: mówię o
presji psychicznej, jaką dziecko własne jest poddane niechcący przez swoich
nieświadomych niczego i dlatego nie mogących być tu pomocą rodziców - ta
presja polega na tym, że ono czuje, że powinno spełnić oczekiwania
rodziców, a tak naprawdę z czasem ma coraz większe poczucie, że ich nie
spełnia, no nie ma siły. I dodatkowy aspekt tego cierpienia - że nie można
się z nim udac do rodziców, bo to oni właśnie oczekują ze strony dziecka
sprostania jego roli - powiedzmy to szczerze - narzuconej.
Bo jakieby nie były zabiegi rodziców, aby dziecko "poczuło się włączone w
dzieło", to i tak, i tak będzie ono cierpieć.
Dziecięce problemy nie są wcale mniejsze od problemów dorosłych - sa tylko
w skali dziecka, a mogą zburzyć jego życie, kiedy nie może polegać na
rodzicach, bo to oni są sprawcami.
Powtarzam: postaw siebie w takiej sytuacji, kiedy Twój ukochany partner
przyprowadza do domu nowego, mówiąc do Ciebie" kochanie, nic się nie
zmieni, ja tylko sobie drugą miłość przyprowadziłem". Weź to wprost, co
teraz napisałam. I złoż to na wątłe barki (psychiczne) dziecka...
--
"Ludzki mózg jest zbyt skomplikowany, aby dał się poznać
samemu sobie... A gdyby taki nie był, byłby po prostu zbyt głupi, aby
siebie poznać."
S. Lem
|