Data: 2002-08-26 13:34:42
Temat: Re: Romans z żonatym DŁUGIE
Od: "Asia Slocka" <a...@n...pro.onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Sokrates"
> Wszystko jest w porządku. Jestem ciekaw, co myśli kobieta
> romansująca o żonie swego obiektu.
Ja spotykałam się z żonatym mężczyzną, był ćwierć wieku
starszy i miał syna rok starszego ode mnie. To może
być dziwne, nigdy wcześniej nie chciałam takiego układu,
ale to było jak "porażenie słoneczne" (czy ktoś zna Bunina?).
To ja tego chciałam, H. wahał się a moja pewność że chcę,
że jestem świadoma swojej sytuacji, że to także mój wybór
sprawiły że coś niemożliwego stało się możliwe. Po kilku godzinach
od oślepnięcia spytałam czy ma rodzinę, szczerze przyznał że żonę
i syna. Ciągnęłam go za język i opowiedział skróconą historię
życia: zbyt wczesny ślub, pochopna decyzja i stracone życie.
Spanie na tapczanie w kuchni po urodzeniu syna (naście lat w odosobnieniu),
osobne życie, spotkania, znajomi, zero miłości choć przyznał
że łączy ich coś: jakaś życzliwość, sentyment, przyzwyczajenie
i że on na pewno z nią zostanie. Może to jest jakimś wyjaśnieniem dla
Ciebie.
Ot, dla mnie jego żona byla jakąś chłodną, obcą kobietą, myślałam
o niej jakby była jego siostrą, mamą, kimś w platonicznym związku
z moim namiętnym mężczyzną. I do tego momentu czuję że nie zrobiłam
nic złego, choć ocena tej sytuacji z pewnością z czasem uległa zmianie ;-I.
Zrobiłam coś absolutnie absolutnie głupiego: poszukałam i poznalam się
z jego synem, żeby odwiedzić ich w domu (który do tej pory był miejscem
zamkniętym dla mnie), zobaczyć TĘ kobietę, TEGO mężczyznę,
jak patrzą na siebie, jak się zachowują przy sobie, jak jedzą obiad, jak do
siebie mówią.
Cel osiągnęłam...poniekąd. Jego syn po kilku spotkaniach wyznał że
jestem jego pierwszą miłością a ja go zwodziłam żeby jeszcze trochę pobyć
przy nich, a H. kiedy po raz pierwszy (i ostatni) wracając z pracy zobaczył
mnie u siebie w domu ogladającą album rodzinny zmienił się
nie do poznania, nigdy nie widziałam tak obcego, wrogiego wzroku,
dokładnej kopii spojrzenia zwierzęcia które chce zastraszyć ofiarę, stał ze
mną na pustym korytarzu i tonem nie znoszącym sprzeciwu oznajmił
(zdziwionemu synowi którego byłam gościem) że odwiezie mnie do miasta.
Ot i koniec. Zobaczyłam ją, ciepłą zniszczoną życiem kobietę, zjadłam
z nimi obiad, porozmawialam z nią.. Pożałowałam..
i to było moje przedostatnie spotkanie z H. Widocznie dom znaczył
dla niego dużo więcej niż był w stanie przyznać, taka forteca.
Miesiąc potem poznałam mojego obecnego męża... i wszystko się zmieniło..
|