Data: 2004-03-27 21:16:10
Temat: Re: ŚmierćIII
Od: "Arystokrates" <columbineNOSPAM@.o2.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik lunia <a...@w...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:c44nnn$gqm$...@a...news.tpi.pl...
>
> Użytkownik "Arystokrates" <columbineNOSPAM@.o2.pl> wrote:
> "> Jesli emocje goruja nad rozsadkiem, to sie nie zastanawia czlowiek nad
> konsekwencjamii <"
> trzeba sie tego nauczyc
Nie trzeba - mozna.
> wzial podobno pierwszy raz heroine i sie powiesil...wiesz, ze teraz
rodzice
> nie potrafia dostrzec, ze z dzieckiem dzieje sie cos zlego.
To sa ewidentne bledy wychowawcze. Jesli ktos sie wychowuje w normalnej,
zdrowej rodzinie, gdzie jest milosc, tolerancja, wzajemna akceptacja i gdzie
rodzice poprzez to kim sa i co robia daja dobry przyklad, to w takiej
rodzinie nikt po heroine nie siega.
> byc moze on sam
> staral sie zeby tego nie dostrzegli. i to jest wlasnie ten blad -
ukrywanie.
> stawiasz sie na miejscu samobojcow, a postaw sie od strony rodziny. trudno
> dostrzec, ze cos jest nie tak.
Duzo latwiej byloby dostrzec, gdyby ludzie powyrzucali z domow telewizory i
rozmawiali ze soba czesciej niz to konieczne. Jesli rodzice sa autorytetami
i przyjaciolmi to nie ma samobojstw. Bo jest wzajemne wsparcie i
zrozumienie.
> myslisz, ze ta rodzina nie cierpi, ze to rpzez nich ? myslisz,
> ze sobie nie wytyka tego, ze nic nie zrobili ?
I slusznie sie obwiniaja, gdyby dobrze wychowali nie byloby problemu, gdyby
rodzice inspirowali, pobudzali aktywnosc, odpowiednio rozwijali
zainteresowania dziecka. A tak?
> ale nie mogli zrobic...
> nawet, gdyby byli przy nim ciagle, nie zauwazyliby ze ma problemy, bo on
to
> skrzetnie ukrywal.
Ale skrywal wlasnie dlatego, ze kontakt z rodzicami byl plytki
najwidoczniej. Jesli rodzice nie sa przyjaciolmi to nie ma o czym mowic i
nad czym sie rozwodzic.
> byles samobojca ?
wiem jak to smakuje, z autopsji.
> bys w czyjejs skorze znaczy czuc to co oni. a nikt nie poczuje , jesli sam
> nie popelni samobojstw lub targnie sie na swoje zycie i zostanie
odratowany.
Widocznie okreslenie empatia jest Ci obce.
> w samym nieistnieniu nic. ale jesli byles, a teraz cie nie ma... to za
duzy
> kontrast i za duza nicosc, zeby byl czyms dobrym. nicosci nie mozemy sobie
> wyobrazic, wiec rozmowy o tym, co jest po smierci nie sa na miejscu.
Po smierci kontrastu nie dostrzezesz, nie bedziesz miec zmyslow.
> wiec teraz twierdzisz, ze zycie ma wartosc (nawet w konretnych
> przypadkach)... a wczesniej pisales ze nie ma...
Moim zdaniem zycie nie ma wartosci obiektywnej.
>. dobry czlowiek, starajac sie zawsze cos osiaga.
W Polsce uczciwosc i dobroc nie poplaca i o tym wie kazdy przedsiebiorca ;)
> wiec wyjsc do ludzi, ktorzy zrozumieja (a tacy sa, na pewno np. ci ktorzy
> przezyli cos podobnego, ale zyja i cenia sobie zycie).
Jasne, pod warunkiem, ze masz sile by wstac z lozka.
> wiec namowilbys go do samobojstwa. tego bys chcial ?
Nie jestem Chrystusem, nie zamierzam pomagac kazdemu, kto tylko pomocy
potrzebuje. Sa pewne prawa natury, ktore nie zawsze warto gwalcic. Tj.
slabsze jednostki gina, silniejsze przezywaja. W ujeciu genetycznym taki
proces jest jak najbardziej wskazany :)
Widze, ze dla Ciebie jest tylko czarne i biale. "pomoglbys mu czy bys go
namowil do samobojstwa?" Sorry, ale to jest grupa .sci
> skad mam to wiedziec, ze tak potrafie ?
Sam fakt, ze zadajesz takie pytanie swiadczy, ze nie potrafisz. Tego sie nie
wie, to sie czuje.
> tak sie nie da...
Blad- Ty nie potrafisz.
> nie potepiam samobojcow i chyba nikt ich nie potepia.
Mylisz sie, bardzo wiele osob potepia samobojcow, tak samo jak
homoseksualistow, katolikow, unie europejska etc.
> moze to z niemocy, z
> zalu, ze smutku, ze tyle mlodych ludzi, ktorzy nie zrobili nic zlego sami
> sie zabijaja. taka postawa "samobojstwo to glupota" wynika z tego, jak
> bardzo ludziom zal jest tych, ktorzy gina i z tej niemocy, ze to zalezy
> tylko od nich samych.
Tyle, ze tak uproszczony 'zal' jest cholernie krzywdzacy i prymitywny.
> ale ten chory na raka musial umrzec, a samobojca nie. nie bylo mu to
dane.
Nikt nie musi umierac. Kwestia tego czy i gdzie sie leczy. Np. w Austrii
szanse na wyleczenie raka sa o polowe wyzsze niz w Polsce. Takze to czy
komus jest dane umrzec czy nie- nie zalezy od przeznaczenia.
> trudno znalezc DOBREGO terapeute.
Trudno tez dobrze zjesc, miec ladna sylwetke. Trudno jest rowniez nie zabic
sie, jesli zycie wali sie.
I tu dochodzimy do jakze odkrywczego wniosku, ze samobojcy nie otrzymuja
pomocy, dlatego, ze ona jest trudna. Zatem rodziny samobojcow same sobie sa
winne, ze cierpia, bo ida na latwizne, nie czytaja nic poza 'faktem'. To co
sie dziwic, ze dzieci morduja/pija/zabijaja sie/cpaja ?
>czasami tez osoba nie chce,
taka osoba chce przestac cierpiec, a wszystko poza smiercia jest dla niej
cierpieniem, bo nie ma dostepu do pomocy.
> badz nie
> zdazymy, jest juz za pozno...
"czesc, co slychac? W porzadku? Nie? Dlaczego? Co Ci jest? Wez sie w garsc,
takie jest zycie, musisz zaczac wychodzic z domu. Poznaj jakas dziewczyne.
Wyjdz do ludzi, wyskocz na piwo" - W ten sposob jesli rozmawiasz z samobojca
to zawsze jest za pozno.
|