Data: 2006-12-02 13:44:41
Temat: Re: Stare podworko
Od: "... zzz" <a...@p...not.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Washington Irving" w news:ekniv2$o21$1@atlantis.news.tpi.pl...
/.../
> > > > > > a jaki jest sens życia?
> > /.../ świadomość daje tu pole do popisu, daje moc wpływania /.../
> > na przebieg tej koleiny /.../
> > Aktywny - podkreślę, gdyż moim zdaniem właśnie w tejże
> > aktywności należy upatrywać sensu istnienia świadomości.
> To, że mam świadomość jeszcze nie oznacza, iż ma ona jakiś sens,
> ani że mogę aktywnie uczestniczyć w grze. Bo jeżeli świadomość
> jest sumą treści, które przeżywamy w stanie przytomności, to wcale
> nie implikuje aktywnego wpływu na kształtowanie rzeczywistości.
Słowo świadomość, jak wiele innych, może być różnie rozumiane.
Nie nazywam świadomością "sumy treści przeżywanych przytomnie".
Uważam, że granica między świadomym a podświadomym, zawsze
istniejąca w umyśle homo sapiens, w każdym przypadku przebiega
nieco inaczej i nie ogranicza się do kwestii ilościowej.
W tym sensie to i Tygrys na stepie ma możliwość przetwarzania danych
ze swych receptorów oraz porównywania ich z zapisami w swej pamięci.
Jednak podejmując decyzję o rozpoczęciu polowania (co zdecydowanie
zmieni koleinę życia wybranego pokarmu), nie czyni tego ze świadomością
tworzenia.
A to właśnie świadoma twórczość, ukierunkowana kreatywność,
nadaje moim zdaniem sens naszemu istnieniu. Istnieniu świadomemu.
> Być może moje decyzje w grze są jednoznacznie i nieuchronnie przesądzone
> przez zespól czynników. Może koleina jest tak ciasna, że nie daje mi
> żadnego marginesu na własne decyzje, jedyne co mogę uzyskać
> to złudzenie, iż nam wpływ. I tylko to daje mi świadomość. Ale czy
> coś więcej? Może "Spętany zrodzonym z twej
> natury przeznaczeniem nawet wbrew twej woli uczynisz to,
> czego w zaślepieniu uczynić nie chcesz".:)
Twierdzę, że jest inaczej. Świadomość, to także wysoki poziom
przewidywania przyszłości. Im wyższy, tym oczywiście mniej wysiłku
wymaga dokonanie czynności przygotowawczych, bądź uprzedzających
bieg wydarzeń.
Nie będziemy podejrzewali wspomnianego wyżej Tygrysa o to, że
widząc wokoło usychające wciąż drzewa, postanowi wyryć pazurami
w stepie kanał, którym popłynie życiodajna woda.
Człowiek jednak potrafi to zrobić.
I będzie to kreatywność sensowna, o ile tylko zasób wiedzy tegoż
kreatora jest wystarczająco obszerny, by swym twórczym działaniem
nie uczynił niechcący więcej szkód niż pożytku.
> > Byty nieożywione nie posiadają swego celu istnienia, a tym bardziej
> > sensu. Byty żywe, aktywne i świadome, mogą kierować własną
> > koleiną, a także wpływać na koleiny innych bytów w tym i całego
> > globu (jako bytu nieożywionego) także.
> > A skoro mogą wpływać, mogą go zmieniać.
> > A skoro mogą go zmieniać, to znaczy, że mają tu co najmniej dwie
> > drogi - których kierunek wyznaczany jest już subiektywnie jako
> > wzmocnienie bądź osłabienie.
> Może mogą, a może nie. Potrafisz mnie przekonać? Potrafiłeś siebie
> przekonać? Masz pewność, czy tylko przypuszczasz?
Nie mam żadnych wątpliwości i wcale nie jest do tego potrzebne
własne doświadczenie (którego, nawiasem mówiąc mi nie brakuje).
Wystarczy banalny zmysł obserwacji. I ... świadomość.
Dziecko w przedszkolu posiada zmysł obserwacji, a także na ogół
ciekawość świata. Zbiera więc swoje doświadczenia eksperymentując
na różne sposoby, w tym tworząc zdarzenia i byty dotychczas nieistniejące.
W tym procesie, powoli uczy się odróżniać działania celowe od niecelowych,
a także kreatywne od destruktywnych. Bardzo długo czyni to jednak
nieświadomie, instynktownie (podświadomie) zachowując się tak, jak
wymagają tego zastane warunki. Jednak po pewnym czasie (tak gdzieś
po 30-40 latach), zaczyna coraz lepiej wyczuwać, co może być dobre
dla niego, dla jego otoczenia i dla jego gatunku, a co może być ryzykowne
bądź ewidentnie niekorzystne. Nadal jednak jego myśli mogą poruszać
się w określonej, plemiennej koleinie - gdzie jego "dobra" twórczość,
okaże się tragiczna w skutkach dla innej grupy plemiennej (patrz Adolf
i faszyzm, a także wiele innych, natchnionych twórców różności - również
nam bardzo współczesnych ... braci).
Tak czy inaczej, niemal wszystko, co nas otacza na codzień, jest
przecież dziełem człowieka (z pominięciem tych nielicznych drzew
i krzewów, jakie się jeszcze ostały na betonowo asfaltowych pustyniach,...
i trawnikach upstrzonych psimi odchodami).
Dziełem planowego i świadomego działania, w zamyśle - wiodącego
"ku lepszemu". Problem więc z sensem i celem można spokojnie
sprowadzić do problemu znalezienia własnej, mniej lub bardziej
oryginalnej niszy, w której nasze unikalne zdolności będą mogły
się realizować w procesach twórczych.
> > Sens wyrastający na świadomości jest w tym, by wzmacniać.
> > Wzmacniać siebie, swoich bliskich, swoje otoczenie bliższe i najdalsze.
> > Może się to odbywać kosztem (pozornym) bytów nieożywionych,
> > gdyż te, nie posiadając świadomości nie dają się skrzywdzić
> > (nie mają celu i sensu własnego istnienia).
> > I to jest sens usprawiedliwiony i pożądany.
> > Godny polecenia.
> Przyjmijmy, że mam pewien margines. Mogę nieco skręcać w koleinie.
> Co znaczy wzmacniać? Głupio cytować samego siebie, ale miałem
> kiedyś wizje wzmocnienia bliźniego :) i przedstawiłem ją dość nieudolnie,
> ale obawiam się, że może czasami oddawać idee "wzmacniania".
I tu następuje cytat - jak rozumiem...:
**> - nie przejmuj się Adolf, z tym malowaniem to ci nie wyszło.
**> Każdy powinien robić to, co umie i kocha, ty się za politykę weź.
Oczywiście - masz rację. Dlatego wspomniałem wyżej o "co najmniej
dwóch drogach" - ukrywając pod tym zwrotem całą, pełną różę wiatrów,
a nawet powiedziałbym pełen kąt bryłowy, gdzie precyzyjne określenie
tego co dobre i tego co złe jest po prostu niemożliwe.
I dlatego podkreślam rolę świadomości, jako bardzo wysoko rozwiniętego
i daleko wybiegającego w przyszłość drogowskazu. Posługując się nim,
można - przynajmniej potencjalnie, określić kierunek własnej aktywności
wzmacniający siebie i nie tylko, przy równoczesnym nie szkodzeniu innym.
Oczywiście im wyższy poziom świadomości oraz poczucia odpowiedzialności,
tym szerszy może być zakres podejmowanych działań - względnie dobroczynnych.
Nikt jednak nie może zagwarantować, że działając w najlepszej wierze nie popełni
jakiegoś przeoczenia, zaniedbania, błędu, którego skutki mogą być odmienne
od zamierzonych.
Nie znaczy to, że należy usiąść i nie ryzykować. Znaczy to, że trzeba na tyle
pogłębiać swoją wiedzę i uelastyczniać świadomość, by ryzyko uczynienia
szkód było coraz mniejsze.
I to się na ogół ludziom udaje.
Gdyby się nie udawało, do dzisiaj tkwilibyśmy w jaskiniach, zagryzani
przez Tygrysy, żyjąc średnio po kilkanaście lat.
> "Wzmacniać siebie. swoich bliskich" pięknie powiedziane.
> Gdy mam pewność, że znam właściwy kierunek, wszystko jest proste.
> Jeżeli w ramach wpływu na najdalsze otoczenie,
> pchnąłbyś mnie we właściwym kierunku - wzmocnił, byłbym Ci brat
> niesamowicie wdzięczny.:)
Nic więcej powiedzieć nie mogę prócz tego, że wierzę, iż każdy ma w sobie
zestaw cech, które w określonych okolicznościach stają się najbardziej
pożądanymi w danym otoczeniu. I to jest właśnie ta NISZA, którą
należy wypatrywać i znaleźć. Nisza, której eksploracja może uczynić
nasze działania sensownymi i jak najbardziej celowymi.
Drugie moje przesłanie - jeśli już jestem na Twoje, bracie IW życzenie,
przy tablicy - to przekonanie o konieczności zrozumienia potrzeby
k u m u l a c j i. Dla wielu to banał, ale nie sądzę, by był to banał dla,
np. "anonima", który w wątku rozpaczliwym "Jak to leczyć", użala się
nad własną niemocą i pyta, czy ma iść "z tym" do lekarza. Kompletna
bzdura.
Rozwój, narzucony jest nam przez Naturę. Wprawdzie nikt jeszcze
nie napisał wzorów, które to precyzują, jednak nie mam wątpliwości,
iż właśnie rozwój realizowany jako kumulacja wiedzy i doświadczeń
SZCZELINOWYCH, nadaje sens naszemu życiu.
Dziedzin, w które możemy się osobiście zaangażować są tysiące.
Opanowanie ich wszystkich w równym i wysokim stopniu, nie jest
możliwe, a przez to nie jest również celowe. Jednak zachowanie
sensownej proporcji miedzy "całością" a "szczegółem", gdzie własne
predyspozycje i uzdolnienia wskazują na szczegół, może przynieść,
i zazwyczaj przynosi satysfakcję.
Kumulacja jest tym, co w naszej, wybranej niszy czyni z nas osoby
wyjątkowe. Kumulacja może i ma się odbywać nieustannie. Jest to
nic innego jak zdobywanie kolejnych szczebli wtajemniczenia, gdzie
na pewnym poziomie zauważamy, że koło nas nie ma już konkurencji,
że sami dla siebie jesteśmy wyznacznikiem poziomu i autorytetem.
Wówczas - o ile rzecz ma charakter praktyczny - możemy bez trudu
"oddać/sprzedać" produkty własnych myśli, własne działania, w przekonaniu,
że ryzyko popełnienia błędu jest minimalne i że nikt tego nie zrobi lepiej
od nas.
Potęga kumulacji jest wielka!!
Nasz bohater "anonim" najwyraźniej nie może znaleźć własnej niszy,
by w niej realizować siebie w sposób sensowny. Prawdopodobnie
również warunki jakie aktualnie posiada (w tym i bagaże przeszłości),
utrudniają mu podjęcie radykalnych decyzji - ich progi wydają się być
zbyt wysokie. Pewne jest jednak, że pomóc może sobie tylko sam.
> Jak będziesz coś miał bracie to pisz. Przemyślę sine ira et studio.
> I zakrzyknę za bratem de Mello " Panie i panowie, to jest wiara!
> Otwartość na prawdę, bez względu na konsekwencje, bez względu
> na to, dokąd ona prowadzi i nawet jeśli nie wiadomo dokąd cię
> zaprowadzi." Bo to zdanie mnie przekonuje.
>
> Pozdrowienia Bracie.
> WI.
Pozdrawiam
All
|