Data: 2006-12-04 17:03:59
Temat: Re: Stare podworko
Od: "Washington Irving" <Washington Irving@pianosa.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"... zzz" rzekł:
> /.../
>
>
> > > > > > > a jaki jest sens życia?
[...]
> > Być może moje decyzje w grze są jednoznacznie i nieuchronnie przesądzone
> > przez zespól czynników. Może koleina jest tak ciasna, że nie daje mi
> > żadnego marginesu na własne decyzje, jedyne co mogę uzyskać
> > to złudzenie, iż nam wpływ. I tylko to daje mi świadomość. Ale czy
> > coś więcej? Może "Spętany zrodzonym z twej
> > natury przeznaczeniem nawet wbrew twej woli uczynisz to,
> > czego w zaślepieniu uczynić nie chcesz".:)
>
> Twierdzę, że jest inaczej. Świadomość, to także wysoki poziom
> przewidywania przyszłości. Im wyższy, tym oczywiście mniej wysiłku
> wymaga dokonanie czynności przygotowawczych, bądź uprzedzających
> bieg wydarzeń.
> Nie będziemy podejrzewali wspomnianego wyżej Tygrysa o to, że
> widząc wokoło usychające wciąż drzewa, postanowi wyryć pazurami
> w stepie kanał, którym popłynie życiodajna woda.
> Człowiek jednak potrafi to zrobić.
> I będzie to kreatywność sensowna, o ile tylko zasób wiedzy tegoż
> kreatora jest wystarczająco obszerny, by swym twórczym działaniem
> nie uczynił niechcący więcej szkód niż pożytku.
Dobrze bracie. Tyle, że poziom w jakim ludzie są zdolni do przewidywania
przyszłości, do wnikania w implikacje swoich najdrobniejszych nawet
poczynań zdaje się być nieznaczny. A ich pozytywny wpływ na otoczenie
zdaje się wątpliwy. Przykład z tygrysem i usychającym drzewem jest
bardzo znamienny, bo zważ bracie, że jednak drzewa w okolicach
zamieszkanych przez tygrysy, mają się zdecydowanie lepiej, niż te
które człowiek zaszczyca swoją uwagą.
> > > Byty nieożywione nie posiadają swego celu istnienia, a tym bardziej
> > > sensu. Byty żywe, aktywne i świadome, mogą kierować własną
> > > koleiną, a także wpływać na koleiny innych bytów w tym i całego
> > > globu (jako bytu nieożywionego) także.
> > > A skoro mogą wpływać, mogą go zmieniać.
> > > A skoro mogą go zmieniać, to znaczy, że mają tu co najmniej dwie
> > > drogi - których kierunek wyznaczany jest już subiektywnie jako
> > > wzmocnienie bądź osłabienie.
>
> > Może mogą, a może nie. Potrafisz mnie przekonać? Potrafiłeś siebie
> > przekonać? Masz pewność, czy tylko przypuszczasz?
>
> Nie mam żadnych wątpliwości i wcale nie jest do tego potrzebne
> własne doświadczenie (którego, nawiasem mówiąc mi nie brakuje).
> Wystarczy banalny zmysł obserwacji. I ... świadomość.
>
> Dziecko w przedszkolu posiada zmysł obserwacji, a także na ogół
> ciekawość świata. Zbiera więc swoje doświadczenia eksperymentując
> na różne sposoby, w tym tworząc zdarzenia i byty dotychczas nieistniejące.
> W tym procesie, powoli uczy się odróżniać działania celowe od niecelowych,
> a także kreatywne od destruktywnych. Bardzo długo czyni to jednak
> nieświadomie, instynktownie (podświadomie) zachowując się tak, jak
> wymagają tego zastane warunki. Jednak po pewnym czasie (tak gdzieś
> po 30-40 latach), zaczyna coraz lepiej wyczuwać, co może być dobre
> dla niego, dla jego otoczenia i dla jego gatunku, a co może być ryzykowne
> bądź ewidentnie niekorzystne. Nadal jednak jego myśli mogą poruszać
> się w określonej, plemiennej koleinie - gdzie jego "dobra" twórczość,
> okaże się tragiczna w skutkach dla innej grupy plemiennej (patrz Adolf
> i faszyzm, a także wiele innych, natchnionych twórców różności - również
> nam bardzo współczesnych ... braci).
Tak bracie mogę się zgodzić, że po 30-40 latach zazwyczaj ma jakieś
wyobrażenie co dla niego lepsze. Czasami też ma na uwadze rozumiane
jakoś przed siebie dobro otoczenia. No i może jeden na kilka tysięcy
myśli też czasem o gatunku.
> Tak czy inaczej, niemal wszystko, co nas otacza na codzień, jest
> przecież dziełem człowieka (z pominięciem tych nielicznych drzew
> i krzewów, jakie się jeszcze ostały na betonowo asfaltowych pustyniach,...
> i trawnikach upstrzonych psimi odchodami).
> Dziełem planowego i świadomego działania, w zamyśle - wiodącego
> "ku lepszemu". Problem więc z sensem i celem można spokojnie
> sprowadzić do problemu znalezienia własnej, mniej lub bardziej
> oryginalnej niszy, w której nasze unikalne zdolności będą mogły
> się realizować w procesach twórczych.
Nieco przesadzasz Bracie z tymi betonowo asfaltowymi pustyniami.
A może inaczej, z mojego kokonu przesuwającego się kolejną
czasoprzestrzenną sprawa wygląda trochę odmiennie. Najpierw
monitor i okno niewątpliwie dzieła człowieka - niezbyt estetyczne
zresztą:) Ale już dalej okazały Juglans regia, a i dalej niewiele betonu
i siedzib ludzkich, raczej góry i lasy Beskidu Niskiego.
Jeśli chodzi o liczebność to sosna, świerk, jodła... człowiek na
dalszym miejscu.
Coś w tym jednak jest, bo mimo iż można by całą ludzkość
upchnąć na jakiejś wysepce na Pacyfiku, gdyby ich trochę
ścieśnić. :) To jednak ekspansja ciągle jest znaczna.
Na szczęście ten nowotwór pochłaniający stopniowo planetę, by w
końcu unicestwić samego siebie nie okazał się aż tak groźny.
Europa pokazała, że możliwa jest remisja. Ludzie poznali,
że można czerpać przyjemność z seksu, nie narażając się na zgubne
skutki uboczne w postaci hord bachorów :)))
Nie myślę bracie o wyeliminowaniu ludzi, ale utrzymująca się
populacja globu w granicach 1 miliarda wydawałaby się jak
najbardziej zasadna. Towar występujący na rynku w nadmiarze
jest tani i nie cieszy się wielkim uznaniem. A traktowanie
bliźniego jako towaru, towarzyszy ludzkości od tysiącleci.
Tyle, że teraz to już niemal religia. Ludzie inwestują w siebie,
inwestują w dzieci, opanowują sztukę prezentacji by uzyskać
za siebie wyższą cenę.
> > > Sens wyrastający na świadomości jest w tym, by wzmacniać.
> > > Wzmacniać siebie, swoich bliskich, swoje otoczenie bliższe i
najdalsze.
> > > Może się to odbywać kosztem (pozornym) bytów nieożywionych,
> > > gdyż te, nie posiadając świadomości nie dają się skrzywdzić
> > > (nie mają celu i sensu własnego istnienia).
> > > I to jest sens usprawiedliwiony i pożądany.
> > > Godny polecenia.
>
> > Przyjmijmy, że mam pewien margines. Mogę nieco skręcać w koleinie.
> > Co znaczy wzmacniać? Głupio cytować samego siebie, ale miałem
> > kiedyś wizje wzmocnienia bliźniego :) i przedstawiłem ją dość
nieudolnie,
> > ale obawiam się, że może czasami oddawać idee "wzmacniania".
>
> I tu następuje cytat - jak rozumiem...:
>
> **> - nie przejmuj się Adolf, z tym malowaniem to ci nie wyszło.
> **> Każdy powinien robić to, co umie i kocha, ty się za politykę weź.
>
>
> Oczywiście - masz rację. Dlatego wspomniałem wyżej o "co najmniej
> dwóch drogach" - ukrywając pod tym zwrotem całą, pełną różę wiatrów,
> a nawet powiedziałbym pełen kąt bryłowy, gdzie precyzyjne określenie
> tego co dobre i tego co złe jest po prostu niemożliwe.
> I dlatego podkreślam rolę świadomości, jako bardzo wysoko rozwiniętego
> i daleko wybiegającego w przyszłość drogowskazu. Posługując się nim,
> można - przynajmniej potencjalnie, określić kierunek własnej aktywności
> wzmacniający siebie i nie tylko, przy równoczesnym nie szkodzeniu innym.
> Oczywiście im wyższy poziom świadomości oraz poczucia odpowiedzialności,
> tym szerszy może być zakres podejmowanych działań - względnie
dobroczynnych.
> Nikt jednak nie może zagwarantować, że działając w najlepszej wierze nie
popełni
> jakiegoś przeoczenia, zaniedbania, błędu, którego skutki mogą być odmienne
> od zamierzonych.
> Nie znaczy to, że należy usiąść i nie ryzykować. Znaczy to, że trzeba na
tyle
> pogłębiać swoją wiedzę i uelastyczniać świadomość, by ryzyko uczynienia
> szkód było coraz mniejsze.
> I to się na ogół ludziom udaje.
> Gdyby się nie udawało, do dzisiaj tkwilibyśmy w jaskiniach, zagryzani
> przez Tygrysy, żyjąc średnio po kilkanaście lat.
Zaiste Bracie, tkwienie w źle ogrzewanej jaskini, niska średnia życia.
Nie wygląda to zachęcająco i można odnieść wrażenie, iż rzeczywiście
ludzkość stała wtedy nad przepaścią. Na szczęście do naszych czasów
zrobiliśmy ogromny krok w przód.:)
Tyle, że czasem mam wątpliwości, czy "tragedia" nie zdarzyła się wcześniej
gdy siedzieliśmy sobie beztrosko na drzewach. objadając się bananami.
Czy ta sielanka nie mogła trwać nadal. Czy jeden gamoń musiał
wreszcie spaść, uderzyć się w głowę, wleźć do tej jaskini i nabazgrać
coś na ścianie. Doszedł do siebie zobaczył te bazgroły i zadał sobie
pytanie. Dlaczego? Nie ważne czy tak było dokładnie :).
Tylko co się wtedy stało Bracie? Czy to było coś pięknego?
Czy człowiek, to czasem nie jest tylko ułomne zwierze.
Bo czym jest myślenie, jeśli nie upraszczaniem rzeczywistość.
Może po prostu zostaliśmy dotknięci bezzasadną manią porządkowania
czegoś, co już jest uporządkowane, albo czego nie można uporządkować.
Może ta nasza cała wyjątkowość, to wyjątkowość upośledzonego
wśród normalnych. Może jesteśmy małym, niewiele znaczącym
epizodem. Bo ile jeszcze będziemy istnieć - tysiąc, sto tysięcy, milion lat.
Nasi bracia mrówkojady :) mają już pewnie kilka milionów na liczniku.
(niech mi wybaczą jeśli podałem nieprawdziwe dane, ale nie jestem
specjalistą):)
> Nic więcej powiedzieć nie mogę prócz tego, że wierzę, iż każdy ma w sobie
> zestaw cech, które w określonych okolicznościach stają się najbardziej
> pożądanymi w danym otoczeniu. I to jest właśnie ta NISZA, którą
> należy wypatrywać i znaleźć. Nisza, której eksploracja może uczynić
> nasze działania sensownymi i jak najbardziej celowymi.
>
> Drugie moje przesłanie - jeśli już jestem na Twoje, bracie IW życzenie,
> przy tablicy - to przekonanie o konieczności zrozumienia potrzeby
> k u m u l a c j i. Dla wielu to banał, ale nie sądzę, by był to banał
dla,
> np. "anonima", który w wątku rozpaczliwym "Jak to leczyć", użala się
> nad własną niemocą i pyta, czy ma iść "z tym" do lekarza. Kompletna
> bzdura.
>
> Rozwój, narzucony jest nam przez Naturę. Wprawdzie nikt jeszcze
> nie napisał wzorów, które to precyzują, jednak nie mam wątpliwości,
> iż właśnie rozwój realizowany jako kumulacja wiedzy i doświadczeń
> SZCZELINOWYCH, nadaje sens naszemu życiu.
> Dziedzin, w które możemy się osobiście zaangażować są tysiące.
> Opanowanie ich wszystkich w równym i wysokim stopniu, nie jest
> możliwe, a przez to nie jest również celowe. Jednak zachowanie
> sensownej proporcji miedzy "całością" a "szczegółem", gdzie własne
> predyspozycje i uzdolnienia wskazują na szczegół, może przynieść,
> i zazwyczaj przynosi satysfakcję.
>
> Kumulacja jest tym, co w naszej, wybranej niszy czyni z nas osoby
> wyjątkowe. Kumulacja może i ma się odbywać nieustannie. Jest to
> nic innego jak zdobywanie kolejnych szczebli wtajemniczenia, gdzie
> na pewnym poziomie zauważamy, że koło nas nie ma już konkurencji,
> że sami dla siebie jesteśmy wyznacznikiem poziomu i autorytetem.
> Wówczas - o ile rzecz ma charakter praktyczny - możemy bez trudu
> "oddać/sprzedać" produkty własnych myśli, własne działania, w przekonaniu,
> że ryzyko popełnienia błędu jest minimalne i że nikt tego nie zrobi lepiej
> od nas.
> Potęga kumulacji jest wielka!!
Rozwój poprzez kumulacje wiedzy i doświadczeń. Tak Bracie.
Tylko gdzie jest meta i czy w ogóle jest. Czy jest jakiś ostatni szczebel
wtajemniczenia, czy przypadkiem nie jest nim zrozumienie, że nie muszę
nic rozumieć.
> Nasz bohater "anonim" najwyraźniej nie może znaleźć własnej niszy,
> by w niej realizować siebie w sposób sensowny. Prawdopodobnie
> również warunki jakie aktualnie posiada (w tym i bagaże przeszłości),
> utrudniają mu podjęcie radykalnych decyzji - ich progi wydają się być
> zbyt wysokie. Pewne jest jednak, że pomóc może sobie tylko sam.
>
>
> Pozdrawiam
> All
>
>
>
Pozdrawiam
WI.
|