Data: 2005-02-07 16:17:59
Temat: Re: Zdradziłem - długie
Od: "Margola Sularczyk" <margola@nu_spamie_pagadi.ruczaj.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "brow(J)arek" <b...@w...pl> napisał w wiadomości
news:cu83hq$p95$1@213.17.234.82...
>
> Nie chcialem operowac hasłem "ja na jej/jego miejscu wolalby" ale widac
> muszę - "ja wolalbym sie dowiedzieć". I co teraz ? 1:1 ? Ta sytuacja
> przerasta postrzeganie człowieka dla normalnych problemów w związku.
Wiesz, nadal nie jest 1:1, bo nie nas to dotyczy. Ja - wiem, co mówię -
będąc zdradzona wolałabym nie wiedzieć, bo potem już zgliszcza i z dymem
pożarów, z kurzem krwi bratniej, przynajmniej jeśli idzie o moje
postrzeganie takiej sytuacji.
>
> No własnie - nie mówieniem odbieramy tej kobiecie możliwośc wyboru. A
> odbieramy jej przy bardzo kiepskim założeniu, że ma tylko 2 proste wybory:
>
> - zyć z nim dalej upokorzona
> - pogonić kota i wegetować z 2 dzieci bez środków do zycia.
>
> A może on jest zaradna i sobie da radę ? A może ma bogatych rodziców ? I
> może da sobie radę bez niego ?
OK, chylę czoła. Może być i tak. Ja jednak, mimo że zaradna, pozostaję przy
swoim "wolę-nie-wiedzieć" ;)
>>
>> ? nie zrozumiałam.
>> Po 1. nic nie wróci do normy, można najwyżej zbudować coś lepszego (skoro
>> norma prowadziła do zdrady, to norma jest do chrzanu)
>> Po 2. nic mu się nie ma upiec. Może mu najwyżej życie dupkę przypiec,
> czego
>> jestem gorącą zwolenniczką.
>
> No, ja też. Ale jak mu poradzimy "nie mów i udawaj, ze nic sie nie stalo"
> to
> mu na pewno nie przypiecze.
Przypiecze. Wierzę w dziejową sprawiedliwość.
A nie chodzi o to, ze ma udawać, ze nic się nie stało. Przeciwnie. Ma sobie
z tym sam poradzić, nie obciążając żony, i jeszcze to naprawić. Spore
wyzwanie.
> Kurcze wychodzi, ze oprócz intercyzy to jeszcze przed wchodzeniem w
> konkretny związek trzeba omówic punkt po punkcie wszystkie mozliwe
> przypadki. I to z ostrością skalpela.
>
Z czasem przychylam się ku temu poglądwoi ;)
>
> Ani myślę podkpiwać. Widzisz, wydaje mi się, że radzenie w tych sytuacjach
> niewiele sensu ma. Bo sprawa jest generalnie oczywista. Albo oboje chcą
> być
> ze sobą lecz to wymaga nauczenia się życia ze swiadomością tej zdrady (nie
> zapominania o niej, nie wybaczania itp.) albo któras ze stron stwierdza,
> ze
> koniec... i kropka.
Owszem. Ale trzeba w razie czego - jeśli ktoś się do mnie zwraca - wskazać
drogę. Wskazać, jakie mogą być problemy. Powiedzieć, że łatwo nie będzie,
ale może warto spróbować. Pokazać, nad czym warto popracować (to juz w
innych przypadkach, ten był za ogólny) Taka moja rola.
Margola
|