Data: 2004-05-08 13:26:53
Temat: Re: Żyć ze świrem...
Od: "Filip Sielimowicz" <s...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Joanna" <b...@a...pl> napisał w wiadomości
news:7b5f.0000050b.409cd5b5@newsgate.onet.pl...
> od zawsze chciałam, żeby byli ze mnie zadowoleni. Zawsze był ktoś, do kogo była
> porównywana.
... i zawstydzana w sytuacjach publicznych ? ...
> W rodzinie -- w szerszym znaczeniu tego słowa. Wiem, że rodzice
> wywierali na mnie pewien nacisk, ale dziś wiem też, że sami pod pewnym naciskiem
> byli.
> Nic nie wiedzą. Przy nich udaję. Rzadko jeżdżę do domu, oni są zapracowani, jak
> coś, to mówię, że boli mnie głowa. A przez telefon po prostu uważam co mówię.
... i myślisz, że twoi własni rodzice nic "nie przeczuwają" ... ? ...
Przecież twoje problemy nie pojawiły się nagle, z dnia na dzień. Nie uległaś
wypadkowi. Obawiam się, że Twoi rodzice nie chcą głębiej przyjrzeć
się problemowi - wolą zostawić sprawę na etapie "finansowego wsparcia".
A Ty, mam wrażenie, bardzo baaardzo chcesz o nich mówić/MYŚLEĆ
jak najlepiej.
To naturalne, ale ... nie do końca prawdziwe, w szczególności zaś w kontekście
faktu, że masz poważne problemy.
> > sądzę że masz prawo poprosić twoje otoczenie
> > o pomoc. Oskarżając się o pasożytnictwo, wmawiając sobie
> > że nie zasługujesz na ich czas i uwagę odraczasz moment
> > podjęcia działań mających wyleczyć cię z depresji.
>
> Trochę pewnie tak. Ale mam takie przeczucie, że jeśli tylko coś mi sie uda. --
> choćby bez problemów zaliczyć rok, dostać sie na prace mgr tam gdzie chcę.. to
> już będzie dobrze.
> Choć może to błędne założenie...
Będzie dobrze. Ale prawdopodobnie w tym stanie nie dasz rady. Mogłabyś, gdybyś
właściwie skupiła teraz energię i czas na swojej chorobie (którą sama przecież
widzisz).
I poszła do specjalistów.
Choroba ma to do siebie, że jest "stanem nierównowagi". To oznacza, że
w ciągu przysłowiowej "chwili" mogą upaść Twoje plany na całe lata. W tym stanie
NIE MOŻESZ sobie nic zaplanować w dłuższej perspektywie. W stanie
maniakalnego pobudzenia wszystko zaplanujesz, wizja będzie piękna i czysta.
A potem nie zrealizujesz nawet 10%.
> > > Nie wiem.. Nie wiem. On mówi, że mnie kocha, On to okazuje. Ja wiem, że tak
> > > jest. Byliśmy parą 7 lat zanim zdecydowaliśmy się na ślub. I było tak
> dobrze..
> > > Wierzę mu, choć nie potrafię tego zrozumieć.
> > Dopóki masz depresję nie zrozumiesz.
> > Warto zabrać się za leczenie choćby po to aby to zrozumieć.
Bo jak można zrozumieć faceta, który kocha kogoś, kto go
nie kocha ?
Jak zrozumieć faceta, który okazuje czułość komuś, kto
odpowiada odruchem obojetności, niechęci albo wręcz
obrzydzenia ?
To można zrozumieć :) Ale nie z punktu widzenia kogoś,
kto czuje obrzydzenie ... :)
> Dla mnie te studia to w sumie.. ja.
... a przede wszystkim twoi rodzice ... ?
Tu upraszczam. Rozumiem, że coś, co sprawia Ci przyjemność, czyli
Twoje studia stanowią bardzo silny punkt zaczepienia w rzeczywistości.
Taki punkt skupienia jest bardzo ważny, ale ... sama widzisz, że
wymyka się spod Twojej kontroli. Jeśli nie zmienisz punktu zaczepienia,
to wraz ze studiami stracisz po raz kolejny życie.
To, że zmienisz punkt zaczepienia nie oznacza, że stracisz studia, ani nie
oznacza że stracisz zdolność/prawo do zajmowania się rzeczami, które
lubisz.
> Dwa lata temu nie zgodziłąm się na szpital. Lekarka namawiała mnie chyba przez 3
> m-ce co wizytę. Może to był błąd?
Właśnie ?
> Nie. Tu chyba nie mogę się zgodzić. Naprawdę daję z siebie wiele, żeby się
> wyrobić na uczelni. Po 2 roku całe wakacje zakuwałam, żeby pójść dalej. Poszłam.
> Przebrnęłam przez trzeci.. i teraz dopiero utknęłam chyba na dobre.
Przebrniesz i przez to, ale nie zrzucaj na studia odpowiedzialności za Twoje
życie. To są jednak RÓŻNE sprawy. Twój sukces na studiach nie determinuje
Twojej wartości tu i teraz, chociaż twoi rodzice pewnie w ten sposób
próbowali zawsze uzależniać Twoją wartość od pokazowych sukcesów.
To był ich błąd, a Ty musisz wybrnąć z tego uzależniającego schematu.
Pokazowe sukcesy na arenie cywilizacyjnej nie determinują twojej wartości,
w szczególności Twojej zdolności do wyrażania miłości wobec męża.
Ale to wymaga terapii, nie intelektualnego zrozumienia. Intelektualnie
można tu niewiele zrobić ...
> To też już było. Było na samym początku, powracało co jakiś czas.. Ale wiem, że
> ktoś (mój mąż) poczułby się okropnie. że większej krzywdy chyba nie mogłabym Mu
> zrobić. I dlatego choć bardzo chciałam, to i tak nie potrafiłam.
Myślisz, że jemu jest łatwo z myślą: "jak odejdę to ona pewnie się zabije" ?
Myślisz, że tego nie przeczuwa ?
Świadomość "zabiła się przeze mnie" jest porównywalna ze świadomością
"przeze mnie się zabije".
Tak naprawdę to teraz już wyrządzasz mu okropną krzywdę i sobie też, ale
on się na to godzi. jakby to rzec - taka jego karma. to jest jego życie.
Nie umie Ci tylko pomóc, bo ogólnie chyba wszyscy próbujecie na siłę uciec
od Twojej choroby. A to jest proste i hmmm, chyba nawet swoiście radosne:
jesteś chora :)))) JESTEŚ CHORA. I są lekarze :))) A ich moc jest wielka :)))
Naprawdę :))) Szkoda, że Twój maż nie czyta tej grupy :)))
> > Moim skromnym zdaniem NIE MA ALTERNATYWY dla
> > natychmiastowego podjęcia intensywnego leczenia
> > depresji.
>
> Wiem, że masz rację. I boję się tej decyzji.
> .. No dobra. Tak naprawdę to chyba jakaś część mnie uzależnia ją od tego jak
> będzie na uczelni. Ale WIEM, że to tylko odwlecze sprawę.
> Poza tym jeśli miałabym to zrobić, to czeka mnie rozmowa z rodzicami... A tej
> też się potwornie boję.
No to jak sama nie możesz to daj mężowi poczytać :) Niech on spróbuje podjąć
decyzję.
|