Data: 2006-06-12 11:12:42
Temat: Re: co robić?
Od: "bazyli4" <b...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Hania " <v...@g...pl> napisał w wiadomości
news:e6ja0l$no$1@inews.gazeta.pl...
> mozna przyjąc zasadę minimalizacji strat...
I teraz trzeba już tylko pamiętać, że należy do równania włączyć także
minimalizowanie strat własnych...
> No więc w jakim sensie "uważać na kogoś" gdy dodajesz "bo nikt nie zna
granic
> tolerancji..."? Bo ja odczytałam to, może nie jako pilnowanie sensu
stricte
> (oczywiście, że nie), ale jako przyznanie, ze "nie wiadomo, ile będę w
stanie
> zaakceptować, więc wolę wiedziec, co druga strona robi, by o owej
akceptacji
> podjąć decyzję"
A to już w ogóle opacznie odczytałaś sens tego, o czym piszę. Jeśli nie
miałbym pewności, co do własnej tolerancji, w ogóle bym się z nikim nie
wiązał. Natomiast nie nadużywam czyjejś tolerancji, bo nie wiem, ile
jest w stanie wytrzymać. Moja żona jest w stanie zaakceptować dwa, trzy
przyjacielskie silne związki (choć nie musi znać wszystkiego, ale wie,
że są i wie dużo, co się w nich dzieje), ale nie wiem, czy wytrzymałaby
chodzenie na przykład na dziwki albo do kasyna, czego co prawda i tak
nie robię, ale jak mi się zachce, nie będę próbował, bo i tak już
uważam, że wypróbowałem granice czyjejś tolerancji ponad miarę... to
jest minimalizowanie strat własnych... jeśli nie wiesz, ile jesteś w
stanie zaakceptować, nie ma mowy o tolerancji... nie ma tolerancji
wybiórczej.
Choć, za księciem Karolem powtórzę: jednak są pewne granice...
Pzdr
Paweł
|