Data: 2003-02-05 15:08:06
Temat: Re: dylematy
Od: "agi ( fghfgh )" <a...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Hanka Skwarczyńska wrote:
> Nie. Lepsze jest znalezienie sobie faceta z jakim takim
> poczuciem solidarności.
A kto mówi, ze ten nie ma? Tylko , ze w Twojej wypowiedzi nie ma nic o
_jego_ poczuciu odpowiedzialnosci i jego zdaniu. Za to bardzo duzo o
Twoim poczuciu krzywdy, Twoim samopoczuciu, Twoim zdaniu, ze dopoki
kobieta nie moze przestac zajmowac sie dzieckiem to i on ma siedziec w
domu i juz bo : "gdyby w takim
momencie TŻ zabrał się i poszedł na siatkówkę, spowodowałoby to
u mnie poczucie, że jego ten cały cyrk zwyczajnie nie
interesuje."
Widzisz jak szybko popadasz w skrajnosc? A ja usiluje tylko pokazac, ze
mezczyzna tez ma prawo do odrobiny przyjemnosci i komfortu psychicznego.
Urodzenie sie dziecka nie musi byc automatycznym powodem aby mu wywrócic
swiat calkowicie do góry nogami i odmówic wszystkiego co nie wiaze sie z
byciem ojcem.
I te przykladowe jedne zajecia pozadomowe w tygodniu nie musza od razu
oznaczac, ze jest zlym ojcem, który 'wypina' sie na swoje obowiazki i
zmeczona zone.
> Na wszelki wypadek podkreślę raz jeszcze,
> że nie chodzi mi o trzymanie tatusia w domu "bo tak", ale o to,
> że mnie osobiście byłby on koniecznie i nieodzownie potrzebny
> nawet nie do szczęścia, a do normalnego funkcjonowania.
Pytanie zasadnicze- a dla niego? A jesli dla niego "koniecznie i
nieodzownie potrzebna nawet nie do szczescia ale do normalnego
funkcjonowania" bylaby ta godzina spedzona na silowni, basenie czy czym
innym ale _poza domem_, bez myslenia przez chwile o zonie, dziecku, po
to aby sie na chwile wylaczyc z bycia ojcem i mezem, aby zregenerowac i
nabrac sil? To takie dziwne?
Kazdy potrzebuje chwili oddechu. Jesli nie jest to kosztem wylacznie
drugiej strony to co w tym zlego?
Dodam jeszcze, ze w domu raczej takiego wypoczynku nie bedzie. Od
momentu przekroczenia rogu normalnym bedzie raczej pomoc przy dziecku,
pomoc odsapnac zonie etc. Wiec gdzie on ma odreagowac jak nie poza tym
domem? Naprawde to takie dziwne?
> ja chciałam zaznaczyć, że nawet jeśli
> obojgu rodzicom odpowiada układ, w którym "obsługą techniczną"
> dziecka zajmuje się matka, to ojciec ma jeszcze obowiązki
> związane z tą matką właśnie, i to niekonieczne takie wymierne w
> rodzaju podawania herbatki. Chyba że ktoś jest superwoman, w
> roli nowej mamy czuje się jak ryba w wodzie i jedyne, czego
> sobie życzy, to żeby mu się nikt pod nogami nie pętał :)
A kto tu mówi o czyms takim jak ta superwoman sama ciagle w domu a facet
ciagle poza nim? Zaznaczam caly czas, ze zadna _skrajnosc_ w tym równiez
taka nie jest dobra dla zwiazku, dziecka, rodziny i samego czlowieka.
A wiazanie faceta do domu "bo ja siedze wiec i on powinien" jest IMHO
taka skrajnoscia. I wywieraniem presji psychicznej pt. jak wyjdziesz to
znaczy, ze ten cały cyrk zwyczajnie Cie nie interesuje"
> Zgadza się. Niemniej jednak jeśli mój TŻ ma grypę (akurat ma
> :(), czuje się biedny i nieszczęśliwy i życzy sobie mojej
> obecności, to ja na ploty z koleżanką nie pójdę, chociaż ani na
> tę jego grypę nic nie jestem w stanie poradzić, ani w zasadzie
> do niczego konkretnego nie jestem mu potrzebna.
Grypa trwa pare dni. Ciaza, polog i opieka nad malym dzieckiem troche
dluzej. Przyklad bardziej adekwatny- gdyby Twoj TZ byl pare miesiecy (
powiedzmy 6-7 ) uziemiony w domu to tez bys przez ten czas ani razu nie
odczula potrzeby wyjscia na moment z domu? Wlasnie na taki drobiazg jak
polgodzinna kawka z kolezanka? I uwazalabys, ze to fair z jego strony
_zadac_ i _wymagac_ (!) a priori Twojej ciaglej obecnosci? Bo jesli
wyjdziesz na chwile poczuje natychmiast, ze go opuszczasz w trudnych
chwilach? Bo takie zalozenie wlasnie prezentujesz ( a przynajmniej tak
sie odbiera to co napisalas)
> I miejscami zaczyna się popadać w
> drugą skrajność - od ojca nie wolno wymagac w zasadzie niczego,
> bo on sobie musi jakoś poradzić w nowej i trudnej sytuacji. A
> ty, biedna kobieto, i tak sobie dasz radę, bo nie masz innego
> wyjścia, a zresztą masz hormony ;)
Owszem. Jest takie niebezpieczenstwo. Tyle, ze jest tez i drugie. Bardzo
latwo przedobrzyc w druga strone, wlasnie po to aby uniknac sytuacji
jaka opisalas. Czyli Ja rodzilam, JA cierpialam, TY nie wiec teraz cierp
ze mna. Ja musze siedziec w domu- Ty siedz ze mna, JA cos tam, wiec i
Ty. Bo to niesprawiedliwe, ze ja musze a Ty moglbys tego uniknac. Nie
dlatego aby rozlozyc obowiazki na oboje rodziców ale aby zrzucic na meza
'wine' za to, ze on nie jest w tak automatyczny sposób uwiazany do
dziecka.
Wizja równie czarna jak narysowana przez Ciebie.
pzdr
agi
|