Data: 2014-12-29 18:10:23
Temat: Re: 'nie kocham swojego dziecka'
Od: krys <w...@n...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
FEniks wrote:
> W dniu 2014-12-28 o 20:42, krys pisze:
>> FEniks wrote:
>>
>>> W dniu 2014-12-28 o 10:15, krys pisze:
>>>> FEniks wrote:
>>>>
>>>>>>> Jeżeli brak miłości żadnej ze stron nie przeszkadza (jak
>>>>>>> przypuszczam Tobie i sąsiadowi), to nie widzę kłopotu. Jeżeli jednak
>>>>>>> przynajmniej jedna, a najczęściej obie strony - pamiętajmy o
>>>>>>> dziecku! - cierpią z tego powodu, to uważam, że warto nad tym
>>>>>>> ponawydziwiać. Z jakiegoś powodu wszak cierpią, choć Ty z braku
>>>>>>> uczuć do sąsiada - nie.
>>>>>>
>>>>>> Od wydziwiania społeczeństwa nad wyrodną matką nic się nie zmieni.
>>>>>
>>>>> Taką kategorię, tzn. wyrodną matkę, to zdaje się Ty do tej dyskusji
>>>>> wprowadziłaś. Nie ja w każdym razie, ani nawet nic podobnego na myśli
>>>>> nie miałam.
>>>>
>>>> Wyrodna matka sama się wprowadza, kiedy tylko głośno powie coś, co nie
>>>> jest akceptowane społecznie. Na przykład, że nie kocha dziecka.
>>>
>>> A mnie się wydaje, że ona, kiedy tak mówi, wpada w pułapkę zupełnie
>>> innego stereotypu. Mianowicie, że kochać to znaczy nigdy nie czuć
>>> zniechęcenia, złości, gniewu, ani objawiać innych tym podobnych
>>> negatywnych emocji związanych z dzieckiem, a miłość do niego to wieczna
>>> euforia i stan permanentnego zakochania (to się zresztą w tym wątku
>>> gdzieś pojawiło).
>>
>> Część pewnie tak ma. Ale mam wrażenie, ze są i takie, które naprawdę nie
>> kochają.
>
> Są takie. One zostawiają swoje dzieci, odchodzą, los ich dzieci jest im
> kompletnie obojętny.
Albo nie zostawiają i nie odchodzą, a i tak mają te dzieci w głębokim
poważaniu. Ale ta to raczej nie mają dylematów "nie kocham własnego dziecka"
>
>>> Tzn. takie, które wiedzą, że matka ich nie kocha/ła? Kiedy się o tym
>>> dowiedziały? I dobrze im z tą świadomością?
>>
>> To zależy. Jak matka jednak potrafiła się nimi zająć, to jakoś z tym
>> żyją.
>
> Dlaczego uważasz, że ta odpowiedzialność, by zapewnić opiekę i wychować
> nie płynęła z miłości?
Odnoszę się do komentarza pod artykułem, którego nie mam podstaw
kwestionować. Bo wychodzę z założenia, że jak ktoś coś mówi o własnych
uczuciach/odczuciach, to wie, co mówi.
> Gdzie właściwie jest ta granica między samą
> odpowiedzialnością a miłością?
Cienka, jak zwykle. I nie jest nieprzekraczalna, bo nigdzie nie jest
powiedziane,, ze matka NIGDY nie pokocha tego dziecka.
>
>>> Trudno to rozpatrywać z osobna, bo dziecko uczy się miłości od
>>> matki/opiekuna.
>>
>> Nie tylko od matki. Jak matka z tym ma problem, zawsze zostaje ojciec,
>> babcia, dziadek...
>
> Zawsze, nie zawsze...
No dobrze. Skoro dziecko nie ma nikogo, kto mógłby je pokochać, to
faktycznie może mieć problem.
--
J
|