Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!news.icm.edu.pl!news.ipartners.pl!ne
ws.task.gda.pl!bark-atm!news!not-for-mail
From: p...@u...gda.pl (David Ciechanowicz)
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: odpowiedzialnosc
Date: Sat, 26 Jan 2002 12:56:38 GMT
Organization: Politechnika Gdanska
Lines: 71
Message-ID: <3...@s...pg.gda.pl>
References: <3...@s...pg.gda.pl>
Reply-To: p...@u...gda.pl
NNTP-Posting-Host: slip1.univ.gda.pl
X-Trace: sunrise.pg.gda.pl 1012049849 8653 153.19.1.10 (26 Jan 2002 12:57:29 GMT)
X-Complaints-To: n...@s...pg.gda.pl
NNTP-Posting-Date: Sat, 26 Jan 2002 12:57:29 +0000 (UTC)
X-Newsreader: Forte Free Agent 1.21/32.243
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:122464
Ukryj nagłówki
Nie sadzilem, ze az takie emocje to wzbudzi.
Okay. Najpierw wyjasnie moje podejscie do pracy "psychoanalityka". A
pozniej odpowiem na konkretne zarzuty.
Po pierwsze i najbardziej kontrowersyjne - co jest dla mnie celem
psychoanalizy albo co jest celem zycia. Tutaj wyznaje (to chyba jedyne
dobre slowo) podejscie, ktore opisala K.Horney zdaje sie we wstepie w
spojej pracy o neurozach. Mowiac w skrocie, chodzi o rozwoj wlasnych
wrodzonych potencjalow.
Po drugie - moja opinia o zwiazakch. Wydaje mi sie, ze w wiekszosci
przypadkow ludzie pakuja sie w zwiazki z uwagi na latwosc tego
rozwiazania. Rozwiazania problemu scharakteryzowanego przez E.Fromma w
"ucieczce od wolnosci". W wieku 10-14 lat zauwazamy, ze jestesmy
odrebna jednostka, ze istnieje swiat i my. Wedlug mnie ten dysonans ma
podstawowe znaczenie dla naszego zachowania. Najlatwiejszym jego
rozwiazaniem jest znalezienie sobie partnera. Konflikt sie "uspokaja",
a my otrzymujemy informacje zwrotna o sukcesie tego rozwiazania od
razu. Kazda nasze dzialanie przynosi czysta informacje - robisz dobrze
albo zle. Stad rozwiazanie to jest takie kuszace. Inne rozwiazania
tego problemu jak na przyklad skupienie sie na pracy naukowej, czy
tworczosci artystycznej dopiero po pewnym czasie daja nam "nagrody"
psychiczne. Co wiecej jedynie waskie grono spoleczenstwa jest w stanie
nadac wartosc naszej pracy.
Kazdy z nas jest inny i nie wyobrazam sobie, ze wchodzenie w zwiazki
bylo rozwiazaniem podstawowym dla kazdego. Zreszta zauwazmy, ze sporo
osob nie wklada pracy w zwiazek (no bo po co, skoro moze miec nastepny
i system nagrod dziala dalej), tylko w wypadku klopotow szuka
nastepnego, i tak dalej... .
Po trzecie - Moze zwiazane tylko luzno z tematem, ale sadze ze warte
wspomnienia. Zauwazylem to wsrod osob, z ktorymi pracowalem i/lub
znajomych - wiek 20 pare. Bede staral sie mozliwie uproscic ten obraz,
zeby sie juz nie rozpisywac. Zalozmy, ze istnieja dwa typy ludzi.
Ludzi z problemami, ktore maja wplyw na cale ich zycie (neurozy,
egzystencjalne, itp.) i ludzie ktorych psychika stanowi calosc i nie
jest dreczona przez pytania o wlasna wartosc, itp.. To, co zauwazylem,
to to ze ludzie z problemami szukaja sobie podobnych. Tez z
problemami. Najlepiej takimi samymi. Brzmi zdrowo, bo maja sobie
szanse pomoc. W podobny sposob ludzie zdrowi szukaja innych zdrowych z
jedna, bardzo wazna uwaga: z punktu widzenia charakterologicznego, czy
umiejetnosci sa to ludzie calkowicie odmienni. Powod? Chec patrzenia
na swiat spojrzeniem, ktorego sie nie ma. Innym, odmiennym i rownie
pieknym. A to stanowi motor do rozwoju.
Domyslam sie, ze co drugie zdanie tego tekstu jest kontrowersyjne i
kusi do dyskusji. Mam jedna prosbe. To, o czym pisze jest wedlug mnie
wzglednie spojna teoria czegos tam i dlatego nie chcialbym udawadniac
zdania po zdaniu, a jedynie dyskutowac o wiekszych fragmentach - tyle
mojej uwagi.
Co sie dzieje, jesli osoba z problemami proboje stworzyc zwiazek z
osoba zdrowa? To wlasnie jest przypadek, ktory wywolal we mnie ten
dylemat. Jest to dla nich bardzo trudne, w szczegolonosci dla osoby z
problemami. Jest samoocena siebie jest niska, robi ona rozne rzeczy ze
swoim zyciem, bo inni pokazuja taki wzorzec na szczescie. I musi byc z
partnerem, ktory jest szczesliwy, ktory nie ma takich problemow, itp.
Trudno jej sie czuc rowno w takim zwiazku i zwiazek taki jest dla niej
zrodlem nowego konfliktu - miedzy miloscia do tej osoby a wlasna
samoocena. No bo czemu ja, skoro jestem tez czlowiekiem, skoro tez mam
swoje zalety jestem nieszczesliwa(wy), a on jest szczesliwy w zyciu? Z
takiego myslenia (swiadomego lub nie) samoocena cierpi i jednoczesnie
z nia zwiazek.
Jeszcze jedna uwaga na boku. Wrocmy do zwiazku dwoch osob z
problemami. Sa szczesliwi i wzajemnie sobie pomagaja, w pewnym
momencie jedna z nich wychodzi z problemow. I co teraz? Znajdujemy sie
z powrotem w modelu zwiazku, osoby zdrowej z osoba z problemami.
Dobrze jesli osobie z problemami uda sie wytrzymac ten konflikit o
ktorym pisalem i rowniez wyjdzie "na prosta". Jesli nie to mamy powod
do poszukiwania na nowego partnera.
Ta filozofie moge opisac cudzymi slowami "zeby byc szczesliwym z kims
trzeba byc najpierw szczesliwym ze soba".
Ok. koniec i kropka - czekam na deszcz krytyki :-)
Dawid
|