Data: 2004-02-03 12:24:04
Temat: W odpowiedzi wszystkim na : Kryzys w rodzinie...
Od: "jerzyg" <j...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dziękuję za wszystkie odpowiedzi.
Szukam pomocy gdzie sie da, nie wykluczam, ze jakas "mądrość ludowa" z
interentu będzie lepsza niż to wszystko co zrobiliśmy i czego nie zrobiliśmy
do tej pory. Liczę także po prostu na Wasze wsparcie, że mieliście, albo
znacie takich co mieli podobne kłopoty, przez co przeszli i dokąd doszli.
Z pomocy teraputy "społecznego" (fundacja) już korzystalismy. Chciałem
wiedzieć, czy mizerne efekty (a raczej ich brak) to norma w metodzie, czy
niewlasciwy specjalista, a może nasz przypadek jest szczególny? Chłopak
generalnie nie chce uczestniczyc w takiej terapii, ktorej przebieg
moglibyśmy znać (tj osobę terapeuty). Ponieważ jak uwazam problem mamy w
rodzinie - powinniśmy w jakims stopniu podlegać tej terapii wszyscy. Zatem
błedne koło. Poza tym mysle, ze terapeuta bedzie rozbierał na czynniki
pierwsze zespół przyczyn, klasyfikował je, oceniał głębokość ich wpływu itd.
Tymczasem przyczyny te są w najważniejszych punktach proste: jego lęk przed
odpowiedzialnością związaną z dorosłum życiem. Mam na myśli wszystki sfery
odpowiedzialności. Jesli do tego dołożyć zwyczajne, naturalne cechy każdego
człowieka jak egoizm i lenistwo (wszak dopiero zycie społeczne i kultura
zmieniają te nasze wrodzone postawy), uzyskamy odpowiedzi na pytanie o
przyczyny. Zarówno jego środowisko, dzisiejsze zainteresowania (a moze ich
brak), stosunek do swojej przyszłości-to wszystko są sprawy pochodne.
Podumowując Wasze rady:
"Synu, martwię się kolejnym Twoim wyleceniem ze szkoły i chciałbym wiedzieć,
jak wyobrażasz sobie swoją
przyszłość. Chciałbym Ci pomóc".
Takich rozmów mieliśmy wiele. W końcu jednak trudno zachowywać po dwóch
latach stale życzliwą i wyrozumiałą postawe w naszej stale pogarszającej się
sytuacji. Wydaje mi się, że powinnismy podejmowac teraz działania nie na
zasadzie pytania jego o zdanie (zazwyczaj odpowiedź jest : nie wiem, albo :
jutro), ale realizacji jakiegoś planu, nawet wbrew tej woli, za to w
żywotnym interesie. W przciwnym razie pozostaje nam "życzliwe przyglądanie
się". Ale może nie mam racji ?
"IMHO zaden terapeuta nic tu nie da (najwyzej wezmie kase za sprawienie ulgi
waszym sumieniom).
Ze swojego doswiadczenia wiem, ze najskuteczniejszym nauczycielem sa wlasne
bledy :-)
Nie ma sie ochoty uczyc ? No problem. Niech idzie do pracy (to w koncu
dorosly czlowiek).
Skoro uwaza, ze moze samodzielnie o sobie decydowac - powininen takze
samodzielnie zaczac sie utrzymywac."
To rzeczywiście postawa aktywna w naszym problemie, ale obawiam się, że
zabranie jedzenia, ubrania i dachu nad głową to zbyt wiele jak na jego
możliwości. Czy w końcu nie tym różni się szkoła, czy zakład pracy od domu
rodzinnego, że pewne "swiadczenia" socjalne sa gwarantowane. Czy
rzeczywiście nie ma rozwiązań pośrednich. Na dziś ma prawie pusty pokój
(komputer, magnetofon popsuł, kasety i płyty zabrane w ramach represji,
książki , których nie zdażył podrzeć zabrane do naszej biblioteki), brak
własnych pieniędzy (spłaca długi za podbieranie pieniędzy z naszych
portfeli). Myśle, że przyzwyczaił sie do takiego stylu i poziomu życia. Nie
dla niego więc argumenty o zarobkach adwokatów.
Jesli macie jeszcze jakieś pomysły, przemyślenia w tej sprawie, adresy,
gdzie szukac pomocy - chętnie przeczytam.
Pozdrawiam -
Jerzy
|