Data: 2006-10-07 01:18:44
Temat: Zazdrość - pomóżcie
Od: "Monika" <m...@n...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Jak postępować z zazdrosnym partnerem? Jesteśmy dorośli (ja 30, on 40),
oboje po nieudanych związkach, wykształceni powyżej magistra i raczej zdolni
do dyskusji, kompromisów i racjonalnych zachowań, mimo nieflegmatycznych
temperamentów. Jesteśmy razem od kilku miesięcy. Krótko, ale spędzamy ze
sobą każdą możliwą chwilę.
To, z czym się borykam, to zazdrość mojego partnera, która prowadzi do
grzebania w moim telefonie, torebce, papierach, towarzyszenia mi wszędzie,
rozliczania z przejechanych kilometrów, obdukcji i dociekania skąd się wziął
siniak na udzie (który oczywiście wygląda na męską rękę), jak również
wysyłania smsów do moich znajomych płci męskiej, z którymi łączy mnie
wieloletnia, niewinna przyjaźń.
Ja zazdrości nie prowokuję. Mając ten związek, nie mam szczególnej potrzeby
spotykania nawet koleżanek, o kolegach nie wspominając, jednak wystarczą
moje sporadyczne kontakty telefoniczne z kimś znajomym, żeby wywołać burzę,
która wciąż jeszcze wywołuje moje niedowierzanie, a czasem przerażenie, jak
bardzo można przeinaczać fakty.
Nie towarzyszy tej zazdrości jednak agresja, mój Zazdrośnik jest ciepły,
troskliwy, czuły, rodzinny, a przy tym nie ma nałogów, które agresji mogłyby
sprzyjać (alkoholu prawie nie pije), ale ciągle narzeka (potrafi tak
burczeć przez kilka godzin) i zwala na mnie rzekomą winę za swoje wszelkie
nieszczęścia. I to przy mom dziecku. (Moje dziecko już bardzo polubiło
mojego partnera, a to dla mnie ważny czynnik.) Ponieważ poza zazdrością,
która wywołuje konflikty, mój partner ma wiele zalet, chciałabym spróbować
ten związek utrzymać i stąd pytanie, co zrobić. Czasami mam wrażenie, że on
zazdrości masochistycznie potrzebuje, czasem nawet wydaje mi się, że
specjalnie wpędza mnie w sytuacje, które rzekomo jego zazdrość mogłyby
usprawiedliwić (np. chce, żebym się ubierała dość prowokacyjnie, a później
wmawia mi, że się w kogoś wpatrywałam, żeby go poderwać, co mnie oczywiście
nawet przez myśl nie przeszło), a później twierdzi, że to był test mojego
charakteru, którego wynik jest oczywiście nietrudno przewidzieć.
Męczy mnie ta sytuacja, bo tracimy czas i energię na kłótnie, tym bardziej,
że on uzurpuje sobie prawo do rzeczy, których mnie chciałby odmówić. Nasze
rozmowy i wyjaśnienia, co czujemy w danym momencie to tylko leczenie
objawowe: załatwiają jeden problem, ale zawsze pojawia się kolejny.
Próbowaliśmy się też kilkakrotnie rozstawać, ale już po kilku godzinach
świadomości takiego rozstania i jednej nocy na odległość czujemy się bez
siebie jak bez powietrza, wracamy do siebie, znów mamy tysiące tematów do
rozmów i jest sielanka, tym bardziej, że oboje jesteśmy osobami, których
emocje mają sporą amplitudę, a po awanturze te pozytywne nabierają rozpędu.
Terapia na razie w grę nie wchodzi z powodu braku czasu i pieniędzy, ale
może ja mogę próbować coś z tym zrobić, rozmawiając z nim o sprawach, które
leżą u podstaw tego zachowania (???? chorował w dzieciństwie i bywał czasem
zostawiany w szpitalu przez matkę, która bardzo go kochała, ale wychowywała
go sama, więc czasem musiała)? Czy chałupniczo da się taką terapię
poprowadzić?
Będę wdzięczna za profesjonalne podpowiedzi czy i jak się z tym da żyć, ew.
linki, bibliografię...
Z góry dziękuję.
Ewa
|