Data: 2015-12-03 23:24:49
Temat: Re: Ach ten dyktator!
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pan stefan napisał:
>>> Za łebka, ojciec prowadzał mnie nad rzekę, a kiedy ja się taplałem
>>> na płyciźnie, on podwijał nogawki i grzebał rękami w zwisających
>>> brzegach i co jakiś czas się wydzierał - bo go raki szczypały. :-)
>>
>> Coś ubarwiasz, bo raki są aktywne w nocy - na raki się wieczorem
>> i w nocy chodziło, z pochodniami. Pamiętam 3-)
>
> w nocy to się brało raki na koszyk z zaśmierdniętą żabą, a w dzień
> na rękę. Przez długie lata miałem szramy na palcach jak zamiast
> złapać raka pod korzeniami nieraz piżmak rąbnął mnie w paluchy...
Wuj Ignacy brał na żabę. W dzień biały. Takoż i ciotka Jula. Ja im
w tym rakobraniu często towarzyszyłem w mych pacholęcych latach.
Żaba w tej operacji była świeża, dopiero co znieżywiona. W rozszczepiony
kozikiem leszczynowy kijaszek za nogi umocowana. Trzeba było kunsztu,
trzeba było znawstwa, by wiedzieć gdzie do stromego brzegu rzeczułki
przystawić przynętę i w ciszy czekać na skorupiaka. Do późnej nocy to
się te raki później jadło. I rozmawiało przy tym. Ale i tak mistrzem,
znanym pono w połowie Galicji, był pradziadek Jan. Ten faktycznie lubił
na raki wyprawiać się nocami. Ale to znam tylko z rodzinych opowieści.
I przynosił nie miednicę raków, jak nam to się zdarzało, ale całą balię,
albo i więcej.
Nocne połowy to ja dużo później sam wypraktykowałem. W jeziorze.
Zdziwiło mnie, że zwierza tak łatwo jest dopaść na piszczystym dnie.
Dość poświecić w mroku latarką.
Jarek
--
Tam szczupak żarłoczny poluje na lina | Tam rak, wodny żulik, dopadłszy robaka
i okoń się czai na żabę. | zamęcza go w sposób haniebny,
Węgorz na płotkę parol zagina, | leszcz goni pędraka, sum gnębi ślimaka,
sandacz się wpija w doradę. | liczą się tylko zęby!
|