Data: 2004-03-03 09:35:59
Temat: Re: Co do pracy? Pomóżcie!!!
Od: Evunia <j...@s...net>
Pokaż wszystkie nagłówki
3 Mar 2004 10:03:45 +0100, na pl.rec.kuchnia, Krzysiek napisał(a):
> No to już teraz spłycasz.
Spłyciłam, podobnie, jak Ty. Zauważyłeś swoje własne "spłycenie" ? :)
> Chciałem przez to powiedzieć, ze przyrządzanie
> posiłków przez kobietę jest normalną rzeczą a nie objawem poddaństwa i
> zdominowania. Wręcz, jak to któraś pani już tu zdążyła zaznaczyć, może być
> źródłem przyjemności.
Oczywiście, jeśli sprawia to kobiecie przyjemność, a nie staje się męczącym
obowiązkiem, to nie ma w tym nic złego. Co do normalności przygotowywania
przez kobietę posiłków, to owszem, dla mnie też jest to normalność, zapewne
siłą tradycji, przypisywanych ról, wychowania itd. Jednak nie moge zgodzić
się z określeniem, że kobiety, które nie chcą przygotowywać swoim
mężczyznom śniadań, kanapek do pracy itd, nie są "normalne". A już
szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę kobiety, które nie siedzą cały dzień
w domu, ale pracują zawodowo. Jeśli robią te kanapki, bo chcą robić, a nie
dlatego, że boją się iż mąż się obrazi, zezłości, umrze z głodu bez ich
troski, to ok. Jednak nie zawsze to takie proste, nie zawsze wynika z samej
przyjemności czerpanej z dogadzania w ten sposób ukochanemu.
Nie spotykasz kobiet zmęczonych życiem, nadmiarem obowiązków, takich, które
nie mają czasu na własne przyjemności, bo cały ich czas, poza pracą
pochłaniają obowiązki domowe ? Ja znam takie kobiety. I nie są szczęśliwe,
same o tym mówią. Dlatego w moim domu jest inaczej. Owszem, gotuję, kiedy
męża nie ma gotuję sama, ale kiedy jest, robimy to razem. Tak lubimy.
Bawi nas, kiedy możemy sobie pogadać w kuchni, pośmiać się razem także tam,
pościskać się i pobuziakować :) Nie wyobrażam sobie, żebym miała sama robić
to wszystko, podczas kiedy On zalegałby na kanapie. Wszystkie prace domowe
może zrobić każde z nas, i robi.
Ja też pracuję. Oboje bywamy zmęczeni.
Gdybym jeszcze w domu sama musiała borykać się ze wszystkimi obowiązkami,
to wątpię, czy takie małżeństwo by mi służyło. A jeśli nie mi, to z całą
pewnością i nie Jemu. Mój mąż wiedział od zawsze, że nie nadaję się na kurę
domową, że nie dam się zamknąć w kuchni i nie będę z pokorą pełniła roli
służącej. Nie po to wychodziłam za mąż :) Kto wie, może właśnie dlatego, że
jestem taka, a nie inna, pokochał mnie i chciał się ze mną ożenić ? :)
> Inną rzeczą jest docenianie tego przez mężczyzn.
Kobiety z całą pewnością też bardzo doceniłyby mężczyznę robiącego im od
czasu do czasu sniadanko, albo kolację, a może nawet obiad ! :)
> Jakąś wciąż nie pasuje mi obraz: mały, biedny miś przy "wyzwolonej" kobiecie
> sukcesu.
Nie jestem kobietą wyzwoloną. Mój mąż nie jest małym, biednym misiem.
Poprostu, jestesmy partnerami, żadne z nas nie jest i być nie chce,
poddanym drugiego. Czasami więcej robię ja, czasami On. Ale nigdy tylko ja,
albo tylko On.
--
Eva Sheers
|