Data: 2004-03-03 09:41:23
Temat: Re: Co do pracy? Pomóżcie!!!
Od: "Krzysiek" <k...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> 3 Mar 2004 10:03:45 +0100, na pl.rec.kuchnia, Krzysiek napisał(a):
>
> > No to już teraz spłycasz.
>
> Spłyciłam, podobnie, jak Ty. Zauważyłeś swoje własne "spłycenie" ? :)
>
> > Chciałem przez to powiedzieć, ze przyrządzanie
> > posiłków przez kobietę jest normalną rzeczą a nie objawem poddaństwa i
> > zdominowania. Wręcz, jak to któraś pani już tu zdążyła zaznaczyć, może być
> > źródłem przyjemności.
>
> Oczywiście, jeśli sprawia to kobiecie przyjemność, a nie staje się męczącym
> obowiązkiem, to nie ma w tym nic złego. Co do normalności przygotowywania
> przez kobietę posiłków, to owszem, dla mnie też jest to normalność, zapewne
> siłą tradycji, przypisywanych ról, wychowania itd. Jednak nie moge zgodzić
> się z określeniem, że kobiety, które nie chcą przygotowywać swoim
> mężczyznom śniadań, kanapek do pracy itd, nie są "normalne". A już
> szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę kobiety, które nie siedzą cały dzień
> w domu, ale pracują zawodowo. Jeśli robią te kanapki, bo chcą robić, a nie
> dlatego, że boją się iż mąż się obrazi, zezłości, umrze z głodu bez ich
> troski, to ok. Jednak nie zawsze to takie proste, nie zawsze wynika z samej
> przyjemności czerpanej z dogadzania w ten sposób ukochanemu.
> Nie spotykasz kobiet zmęczonych życiem, nadmiarem obowiązków, takich, które
> nie mają czasu na własne przyjemności, bo cały ich czas, poza pracą
> pochłaniają obowiązki domowe ? Ja znam takie kobiety. I nie są szczęśliwe,
> same o tym mówią. Dlatego w moim domu jest inaczej. Owszem, gotuję, kiedy
> męża nie ma gotuję sama, ale kiedy jest, robimy to razem. Tak lubimy.
> Bawi nas, kiedy możemy sobie pogadać w kuchni, pośmiać się razem także tam,
> pościskać się i pobuziakować :) Nie wyobrażam sobie, żebym miała sama robić
> to wszystko, podczas kiedy On zalegałby na kanapie. Wszystkie prace domowe
> może zrobić każde z nas, i robi.
> Ja też pracuję. Oboje bywamy zmęczeni.
> Gdybym jeszcze w domu sama musiała borykać się ze wszystkimi obowiązkami,
> to wątpię, czy takie małżeństwo by mi służyło. A jeśli nie mi, to z całą
> pewnością i nie Jemu. Mój mąż wiedział od zawsze, że nie nadaję się na kurę
> domową, że nie dam się zamknąć w kuchni i nie będę z pokorą pełniła roli
> służącej. Nie po to wychodziłam za mąż :) Kto wie, może właśnie dlatego, że
> jestem taka, a nie inna, pokochał mnie i chciał się ze mną ożenić ? :)
>
> > Inną rzeczą jest docenianie tego przez mężczyzn.
>
> Kobiety z całą pewnością też bardzo doceniłyby mężczyznę robiącego im od
> czasu do czasu sniadanko, albo kolację, a może nawet obiad ! :)
>
> > Jakąś wciąż nie pasuje mi obraz: mały, biedny miś przy "wyzwolonej"
kobiecie
> > sukcesu.
>
> Nie jestem kobietą wyzwoloną. Mój mąż nie jest małym, biednym misiem.
> Poprostu, jestesmy partnerami, żadne z nas nie jest i być nie chce,
> poddanym drugiego. Czasami więcej robię ja, czasami On. Ale nigdy tylko ja,
> albo tylko On.
>
Nio, to brzmi rozsądnie ;-)
P.S.
Tylko ta kura domowa mi się nie podoba...
pozdrawiam
Bosk'y
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|