Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Re: Coś na Walentynki ;>

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: Coś na Walentynki ;>

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 533


« poprzedni wątek następny wątek »

241. Data: 2009-03-13 23:05:34

Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: michał <6...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "medea" napisał w wiadomości:

>> O to właśnie chodzi i naprawdę trudno jest wyczaić te granicę między
>> naszą powinnością pomagania, a uszczęśliwianiem na siłę. Ustalenie
>> jej w wielu przypadkach nie jest takie proste.

> Czasami, kiedy się jest z kimś bardzo mocno związanym, np. z kimś z
> rodziny, trudno oddzielić dobro własne od dobra tej drugiej osoby. I
> niestety często się tym kierujemy w dawaniu rad. Taka bliska osoba
> pyta, co sądzisz o jakimś mężczyźnie, a ja mówię prawdę, że mi się
> nie podoba. I robię to świadomie, bo nie chcę, żeby się z nim
> wiązała. Nie namawiam, ale tak po cichu zniechęcam. Lepiej na pewno
> byłoby spojrzeć z perspektywy tej osoby, której się radzi, ale nie
> zawsze się to udaje.

> Mojego ojca z kolei bardzo zachęcałam do związania się z kobietą,
> którą poznał przez internet. Jest IMO naprawdę wspaniałą kobietą i
> wydawało mi się czymś nadzwyczajnym poznać w tak późnym wieku kogoś
> niemal idealnie pasującego (tak to wygląda z zewnątrz oczywiście).
> Ale niestety nie udało mi się. Tyle tylko, że są przyjaciółmi.

Wiem, że kobiety lubią swatać lub zniechęcać do związku. I tak jak
mówisz, kierują się własnymi odczuciami. Ja także lubię swatać, ale
ograniczam się do kilku rzeczy. Podania wzajemnego kontaktu jednej czy
drugiej osobie i ewntualnie odpowiadania na pytania o drugą osobę
(chodzi o cechy). Być może w opisie kogoś "przemycam" jakieś swoje
sugestie, ale staram się, jak potrafię, kontrolować to, żeby wzajemna
ocena dokonała się sama przez kojarzone osoby.
Natomiast do zniechęcania jestem bardzo daleki. Zresztą wiesz, bo
rozmawialiśmy już kiedyś na ten temat. Uważam, że mógłbym kogoś
skrzywdzić w ten sposób. Sprawy w związkach partnerskich powinny byc
rozwiązywane między partnerami wyłącznie.

--
pozdrawiam
michał


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


242. Data: 2009-03-14 11:30:05

Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: medea <m...@o...eu> szukaj wiadomości tego autora

michał pisze:

> Natomiast do zniechęcania jestem bardzo daleki. Zresztą wiesz, bo
> rozmawialiśmy już kiedyś na ten temat. Uważam, że mógłbym kogoś
> skrzywdzić w ten sposób. Sprawy w związkach partnerskich powinny byc
> rozwiązywane między partnerami wyłącznie.

Sytuacja, o której pisałam, jest trochę inna. Te osoby dopiero co się
poznały i można śmiało powiedzieć, że właściwie to się nie znają. No i
ja wypowiadam swoją opinię (pierwsze wrażenie) tak, jakbym to ja była
główną zainteresowaną. Nie potrafię się od tego uwolnić.

Co do swatania to często jest tak, że z boku lepiej widać, czy osoby do
siebie pasują. Sami zainteresowani zwykle kierują się bardzo
subiektywnymi odczuciami, np. są aktualnie bardzo samotni, potrzebują
obok siebie kogoś i decydują się na kogokolwiek. Z takiego podejścia
jednak często nie wychodzi nic dobrego. Co innego, jeśli ktoś ma na tyle
dużo dystansu do samego siebie, że zdaje sobie z tego sprawę i zakłada,
że może się mylić. Gorzej, jeśli ktoś zwykle wpada jak śliwka w kompot i
to w dodatku z deszczu pod rynnę. No a niestety taki przypadek znam i
bardzo nad tym boleję.

Ewa

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


243. Data: 2009-03-14 13:54:41

Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: michał <6...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "medea" napisał w wiadomości:

>> Natomiast do zniechęcania jestem bardzo daleki. Zresztą wiesz, bo
>> rozmawialiśmy już kiedyś na ten temat. Uważam, że mógłbym kogoś
>> skrzywdzić w ten sposób. Sprawy w związkach partnerskich powinny byc
>> rozwiązywane między partnerami wyłącznie.



> Sytuacja, o której pisałam, jest trochę inna. Te osoby dopiero co się
> poznały i można śmiało powiedzieć, że właściwie to się nie znają. No i
> ja wypowiadam swoją opinię (pierwsze wrażenie) tak, jakbym to ja była
> główną zainteresowaną. Nie potrafię się od tego uwolnić.

Czas, uważam, nie ma tu nic do rzeczy. Nie ja "przeżywałem" pierwsze
chwile, a one mogą być ważne, mało ważne lub najważniejsze dla ich
przyszłości. A że nie możesz się od tego uwolnić... to zrozumiałe. Ja
też ulegam własnym sugestiom. Ale u mojej żony na przykład zauważyłem
taką prawidłowość: jeśli "obserwowany" od początku znajomy związek
kończy się bardzo źle - mówi wtedy "wiedziałam, że tak będzie". To takie
kobiece... :)

> Co do swatania to często jest tak, że z boku lepiej widać, czy osoby
> do siebie pasują. Sami zainteresowani zwykle kierują się bardzo
> subiektywnymi odczuciami, np. są aktualnie bardzo samotni, potrzebują
> obok siebie kogoś i decydują się na kogokolwiek. Z takiego podejścia
> jednak często nie wychodzi nic dobrego.

Ale przede wszystkim w naszym indywidualnym rozumieniu.
I wtedy chcemy czyjeś życie podporządkować własnemu subiektywizmowi.
Właśnie tego nie chcę robić. Nie mam prawa nawet w żaden sposób
"ułatwiać" życia komuś. Bo kto mi powie, że pewne - nawet przykre -
doświadczenia nie są temu komuś potrzebne?

> Co innego, jeśli ktoś ma na
> tyle dużo dystansu do samego siebie, że zdaje sobie z tego sprawę i
> zakłada, że może się mylić. Gorzej, jeśli ktoś zwykle wpada jak
> śliwka w kompot i to w dodatku z deszczu pod rynnę. No a niestety
> taki przypadek znam i bardzo nad tym boleję.

Nie bolej nad tym może, tylko w dalszym ciągu nie zostawiaj tej osoby i
służ jej przyjaźnią. Po co boleć? Że nie dostatecznie ostrzegałaś? To
tylko sugestia przecież, że tak się stało po części przez Ciebie. Inne
czynniki też mają wpływ na przebieg całości sytuacji. Może dużo
bardziej?... :)

--
pozdrawiam
michał



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


244. Data: 2009-03-14 20:06:59

Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: "R" <...@...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "michał" napisał w wiadomości
news:gpc4ru$foi$1@inews.gazeta.pl...
(...)
>>> A jedynie, jeśli czujemy taką potrzebę, na
>>> jego prośbę udzielić rady wg własnej projekcji (bo innej nie znamy z
>>> autopsji). :)
>
>> Czasami można i bez prośby (a nuż ktoś jest nieśmiały lub nie wie, że
>> można poprosić;) ) byle nie nachalnie i najwyżej raz w jednej
>> sprawie/pokrewnych. Ale tak ogólnie to się z tym zgadzam o ile dobrze
>> zrozumiałam a zrozumiałam: "nie wolno innych uszczęśliwiać na siłę".
>
> O to właśnie chodzi i naprawdę trudno jest wyczaić te granicę między
> naszą powinnością pomagania, a uszczęśliwianiem na siłę.

Co rozumiesz przez powinność pomagania? W stosunku do osób dorosłych w pełni
sprawnych itp. chyba coś takiego nie występuje.

> Ustalenie jej w
> wielu przypadkach nie jest takie proste. Bo na przykład, co można
> pomyśleć o człowieku, który do cyganki mówi: "Weź się do pracy!"? ;)

Że to nie jego sprawa? ;).

> Nie
> kuma czaczy. Praca w naszym rozumieniu, to nie cyganki religia.

Ogólnie próby "nawracania" obcych ludzi na ulicy uważam za bezsensowne
(pomijam sytuację gdy trzeba stanąć w obronie kogoś słabszego np. bitego
dziecka - ale to też raczej da efekt tylko na daną chwilę).

>> (...)
>>> Ja ma takie przekonanie, że poczucie odpowiedzialności jest u nas
>>> ludzi bardzo elastyczne i może występować w zakresie od brania
>>> wszystkiego na siebie aż do egzekwowania od innych siłą
>>> zadośćuczynienia za swoje niepowodzenia.
>>> Rozsądniejsze wydaje się być blisko brania rzeczy na siebie, ponieważ
>>> wzrasta wtedy obszar spraw, na które mamy wpływ.
>
>> Z tym też się zgodzę.
>> (...)
>
> Trochę dziwnie się czuję, bo dawno już nikt się tak prędko ze mną nie
> zgadzał. ;D

Mam się na siłę nie zgadzać? :).

(...)
>>> Wiedza może być przyjmowana, bądź nie. To zależy przede wszystkim od
>>> dwóch rzeczy. Od źródła (czyli od tego, kto radzi - czy jest dla
>>> odbierającego autorytetem) i postawy (czyli gotwości przyjęcia innej
>>> wersji poglądu, niż się posiada). Jeśli nie ma tych elementów, wtedy
>>> jest taki efekt, o którym wspomniałaś: nie pomaga. :)
>
>> W sumie pewnie racja.
>> Ale też i nie rozumiem dlaczego ktoś nie próbuje zmienić czegoś co go
>> wyraźnie "uwiera" bo zachowuje się tak, że dana sprawa zaczyna też
>> "uwierać" niektórych z otoczenia.
>> W nawiązaniu do tego wyżej - jak ktoś mi czymś w tym guście (muszę
>> przyjąć księdza, muszę chrzcić dziecko, muszę doczyścić na błysk
>> łazienkę przy pomocy szczoteczki do zębów;) ) za często "rozwala"
>> rozmowy to traktuję jak własny problem (no bo zaczynam mieć problem z
>> dana osobą w kwestii grania na moich nerwach ;) ) i biorę się za
>> rozwiązywanie problemów tego kogoś. I wyszło na to, że czasem chcę
>> kogoś na siłę uszczęśliwiać ;). Tzn. chciałam powiedzieć, że rozumiem
>> czasami zapędy ludzkie do uszczęśliwiania innych na siłę. Nie
>> rozumiem za to uporu w trwaniu w widocznym dla innych "nieszczęściu".
>> Ale też i czasem zauważam, że narzekanie może być formą chwalenia się.
>
> Ludzi można by podzielić na kilka grup pod względem koncentracji na
> określonych obszarach życia. Steven Covey (mój ulubiony autor)
> sklasyfikował to jakoś - nie znajdę teraz, bo trochę by to trwało. Mniej
> więcej wygląda to tak, że jedni skupiają całe swoje życie na przyklad na
> wrogach (muszą mieć jakiegoś wroga, żeby egzystować), inni na
> współmałżonku, jescze inni na pieniądzach albo na pracy itd itd. Są też
> pewnie i tacy, którzy musząą narzekać.

Ja wyżej miałam na myśli coś w rodzaju: matka nastoletniego dziecka
narzekająca jak to dziecko nic nie umie wokół siebie zrobić itp. - a
wyraźnie da się w tym odczytać "zobacz jaka mu ciągle jestem potrzebna, beze
mnie sobie nie poradzi".

> Taka postawa roszczeniowa jest
> chyba najbardziej rozpowszechniona, bo wszędzie się ją słyszy.
> Więc żeby skutecznie pomagać, trzeba by to wszystko albo i jeszcze
> więcej o nim wiedzieć.

Tu się znów zgodzę :) + mieć do tego pomagania odpowiednią
wiedzę/doświadczenia. Ale prówać zawsze można a nuż coś z tego wyjdzie ;)

(...)


R.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


245. Data: 2009-03-14 20:18:09

Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: "R" <...@...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "medea" napisała w wiadomości
news:gpdgn2$9l5$1@news.onet.pl...
> michał pisze:
>
>> O to właśnie chodzi i naprawdę trudno jest wyczaić te granicę między
>> naszą powinnością pomagania, a uszczęśliwianiem na siłę. Ustalenie jej w
>> wielu przypadkach nie jest takie proste.
>
> Czasami, kiedy się jest z kimś bardzo mocno związanym, np. z kimś z
> rodziny, trudno oddzielić dobro własne od dobra tej drugiej osoby.

A jeżeli chodzi o własne dziecko - tutaj dopiero jest poważny problem. Z
oddzielaniem tego dobra.
Dzieci powinny chcieć dokładnie tego samego co my ;).

> I niestety często się tym kierujemy w dawaniu rad.

Jeżeli wszyscy zainteresowani są tego świadomi to to chyba nie jest
niestety.

> Taka bliska osoba pyta, co sądzisz o jakimś mężczyźnie, a ja mówię prawdę,
> że mi się nie podoba.

Skoro sama zapytała ;).
A poważnie sądzisz, że lepszym wyjściem w takiej sytuacji byłoby
skłamanie/odpowiedź wymijająca?

> I robię to świadomie, bo nie chcę, żeby się z nim wiązała. Nie namawiam,
> ale tak po cichu zniechęcam. Lepiej na pewno byłoby spojrzeć z perspektywy
> tej osoby, której się radzi, ale nie zawsze się to udaje.

Ja myślę, że wręcz się nie da. I trzeba mówić to co się uważa - ta druga
osoba posłucha, przemyśli i zrobi co uzna za stosowne. Przynajmniej jeżeli
sie tylko zasiewa ziarnko niepewności a nie próbuje zmusić do podjęcia
decyzji uznanych przez siebie za słuszne.

> Mojego ojca z kolei bardzo zachęcałam do związania się z kobietą, którą
> poznał przez internet. Jest IMO naprawdę wspaniałą kobietą i wydawało mi
> się czymś nadzwyczajnym poznać w tak późnym wieku kogoś niemal idealnie
> pasującego (tak to wygląda z zewnątrz oczywiście). Ale niestety nie udało
> mi się.

Może jednak od wewnątrz to inaczej wyglądało i wcale do siebie tak bardzo
nie pasowali.

> Tyle tylko, że są przyjaciółmi.

No to jeszcze nic straconego :)


R.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


246. Data: 2009-03-14 20:29:49

Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: "R" <...@...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "medea" napisała w wiadomości
news:gpg4fj$j4c$1@news.onet.pl...
> michał pisze:
>
>> Natomiast do zniechęcania jestem bardzo daleki. Zresztą wiesz, bo
>> rozmawialiśmy już kiedyś na ten temat. Uważam, że mógłbym kogoś
>> skrzywdzić w ten sposób. Sprawy w związkach partnerskich powinny byc
>> rozwiązywane między partnerami wyłącznie.
>
> Sytuacja, o której pisałam, jest trochę inna. Te osoby dopiero co się
> poznały i można śmiało powiedzieć, że właściwie to się nie znają. No i ja
> wypowiadam swoją opinię (pierwsze wrażenie) tak, jakbym to ja była główną
> zainteresowaną. Nie potrafię się od tego uwolnić.

Dopóki nie narzucasz nachalnie swojego zdania to chyba wszystko jest w
porządku.
Miałam podobnie z moją najlepszą koleżanką tj. powiedziałam co myślę o jej
nowopznanym wtedy chłopaku (do dziś go nie lubię i uważam, że zupełnie do
siebie nie pasują) co wcale nie przeszkodziło jej zaręczyć się z nim po
miesiącu znajomości i szybko wyjść za niego za mąż. Było to z 8 lat temu - a
ona do dziś utrzymuje, że są razem szczęśliwi - i nie mam najmniejszych
powodów do tego, żeby jej nie wierzyć :). Ona z kolei nie lubi mojego męża.
Cóż jeżeli chodzi o mężczyzn mamy najwidoczniej inne gusty - bywa ;).

> Co do swatania to często jest tak, że z boku lepiej widać, czy osoby do
> siebie pasują.

Nie zgodzę się z tym. Jeżeli osoby uważają, że do siebie nie pasują to nie
pasują bez względu na to jak to z zewnątrz wygląda. Nieco inaczej jest w
drugą stronę: z zewnątrz łatwiej jest zobaczyć, że związek nie wyjdzie (ale
tego też się nie da zawsze przewidzieć).

> Sami zainteresowani zwykle kierują się bardzo subiektywnymi odczuciami,
> np. są aktualnie bardzo samotni, potrzebują obok siebie kogoś i decydują
> się na kogokolwiek. Z takiego podejścia jednak często nie wychodzi nic
> dobrego. Co innego, jeśli ktoś ma na tyle dużo dystansu do samego siebie,
> że zdaje sobie z tego sprawę i zakłada, że może się mylić. Gorzej, jeśli
> ktoś zwykle wpada jak śliwka w kompot i to w dodatku z deszczu pod rynnę.
> No a niestety taki przypadek znam i bardzo nad tym boleję.


Tutaj to jest przykład raczej na antyswatanie :). I tyle właśnie można
zrobić: powiedzieć to co się widzi/sądzi i pozostawić decyzję
zainteresowanym.


R.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


247. Data: 2009-03-14 21:51:48

Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: medea <m...@o...eu> szukaj wiadomości tego autora

michał pisze:

> służ jej przyjaźnią. Po co boleć? Że nie dostatecznie ostrzegałaś? To
> tylko sugestia przecież, że tak się stało po części przez Ciebie.

To nie o to chodzi. Nie mam najmniejszego poczucia winy. Najwyżej źle
mi, że tej osobie jest znowu źle.

Ewa

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


248. Data: 2009-03-14 22:01:18

Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: medea <m...@o...eu> szukaj wiadomości tego autora

R pisze:

> A jeżeli chodzi o własne dziecko - tutaj dopiero jest poważny problem. Z
> oddzielaniem tego dobra.
> Dzieci powinny chcieć dokładnie tego samego co my ;).

No właśnie tego najbardziej się obawiam, kiedy myślę o przyszłości. ;)

> Skoro sama zapytała ;).
> A poważnie sądzisz, że lepszym wyjściem w takiej sytuacji byłoby
> skłamanie/odpowiedź wymijająca?

Raczej myślałam o próbie spojrzenia z innej perspektywy - czyli z
punktu widzenia tej osoby. O ile w przypadku osób, na których mi nie
zależy w jakimś stopniu mi się to chyba udaje, to w przypadku kogoś
bliskiego nie. Potrafi mnie wewnętrznie szlag trafiać.

> Może jednak od wewnątrz to inaczej wyglądało i wcale do siebie tak bardzo
> nie pasowali.

Może. Jednak w przypadku mojego ojca to problem bardziej złożony. Mu się
po prostu już nie chce wysilać, nic zmieniać, a wiązanie się z kimś
wymaga pewnych zmian. I myślę, że głównie tu jest pies pogrzebany. Przez
jakiś czas spotykał się z tą kobietą i widać było, że naprawdę odżył,
tak jakby rozwinął się, generalnie widać było jej bardzo pozytywny wpływ
na niego. Jednak bez wątpienia wymagało to od niego sporego wysiłku
wkładanego w życie, innego rodzaju niż zazwyczaj. Eh, zresztą co się tu
będę rozpisywać. ;)

Ewa

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


249. Data: 2009-03-15 01:33:35

Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: michał <6...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "R" napisał w wiadomości
>>>> A jedynie, jeśli czujemy taką potrzebę, na
>>>> jego prośbę udzielić rady wg własnej projekcji (bo innej nie znamy
>>>> z autopsji). :)

>>> Czasami można i bez prośby (a nuż ktoś jest nieśmiały lub nie wie,
>>> że można poprosić;) ) byle nie nachalnie i najwyżej raz w jednej
>>> sprawie/pokrewnych. Ale tak ogólnie to się z tym zgadzam o ile
>>> dobrze zrozumiałam a zrozumiałam: "nie wolno innych uszczęśliwiać
>>> na siłę".

>> O to właśnie chodzi i naprawdę trudno jest wyczaić te granicę między
>> naszą powinnością pomagania, a uszczęśliwianiem na siłę.

> Co rozumiesz przez powinność pomagania? W stosunku do osób dorosłych
> w pełni sprawnych itp. chyba coś takiego nie występuje.

Mam na myśli takie stany, kiedy czujesz "misję" i mówisz sobie:
"Powinnam coś zrobić". "Wiem coś, czego inni nie wiedzą, a powinni" i
tym podobne. Czujesz na sobie presję odpowiedzialności. Podejrzewasz, że
jeśli nie uprzedzisz kogoś przed czymś, o czym wiesz - nigdy sobie nie
darujesz lub ktoś zaineteresowany Cię obwini.

Albo w przypadku dorastających własnych dzieci: Stan - zanim dostrzeżesz
granicę między obowiązkiem rodzica we wskazywaniu słusznej drogi, a
wysublimowanym i dojrzałym "wiem, czego chcę" samego dziecka.



>> Ustalenie jej w
>> wielu przypadkach nie jest takie proste. Bo na przykład, co można
>> pomyśleć o człowieku, który do cyganki mówi: "Weź się do pracy!"? ;)

> Że to nie jego sprawa? ;).

Nie to. To, że cyganka nie może podjąć żadnej pracy, bo naraziłaby się
swojemu środowisku. A zwyczaje cygańskie zawsze będzie cenić bardziej
niż nasze sposoby zarabiania pieniędzy.


>> Nie
>> kuma czaczy. Praca w naszym rozumieniu, to nie cyganki religia.

> Ogólnie próby "nawracania" obcych ludzi na ulicy uważam za bezsensowne
> (pomijam sytuację gdy trzeba stanąć w obronie kogoś słabszego np.
> bitego dziecka - ale to też raczej da efekt tylko na daną chwilę).

>>> (...)
>>>> Ja ma takie przekonanie, że poczucie odpowiedzialności jest u nas
>>>> ludzi bardzo elastyczne i może występować w zakresie od brania
>>>> wszystkiego na siebie aż do egzekwowania od innych siłą
>>>> zadośćuczynienia za swoje niepowodzenia.
>>>> Rozsądniejsze wydaje się być blisko brania rzeczy na siebie,
>>>> ponieważ wzrasta wtedy obszar spraw, na które mamy wpływ.
>>> Z tym też się zgodzę.
>>> (...)
>> Trochę dziwnie się czuję, bo dawno już nikt się tak prędko ze mną nie
>> zgadzał. ;D

> Mam się na siłę nie zgadzać? :).

Nienienie! ;)


> (...)
>>>> Wiedza może być przyjmowana, bądź nie. To zależy przede wszystkim
>>>> od dwóch rzeczy. Od źródła (czyli od tego, kto radzi - czy jest dla
>>>> odbierającego autorytetem) i postawy (czyli gotwości przyjęcia
>>>> innej wersji poglądu, niż się posiada). Jeśli nie ma tych
>>>> elementów, wtedy jest taki efekt, o którym wspomniałaś: nie
>>>> pomaga. :)

>>> W sumie pewnie racja.
>>> Ale też i nie rozumiem dlaczego ktoś nie próbuje zmienić czegoś co
>>> go wyraźnie "uwiera" bo zachowuje się tak, że dana sprawa zaczyna
>>> też "uwierać" niektórych z otoczenia.
>>> W nawiązaniu do tego wyżej - jak ktoś mi czymś w tym guście (muszę
>>> przyjąć księdza, muszę chrzcić dziecko, muszę doczyścić na błysk
>>> łazienkę przy pomocy szczoteczki do zębów;) ) za często "rozwala"
>>> rozmowy to traktuję jak własny problem (no bo zaczynam mieć problem
>>> z dana osobą w kwestii grania na moich nerwach ;) ) i biorę się za
>>> rozwiązywanie problemów tego kogoś. I wyszło na to, że czasem chcę
>>> kogoś na siłę uszczęśliwiać ;). Tzn. chciałam powiedzieć, że
>>> rozumiem czasami zapędy ludzkie do uszczęśliwiania innych na siłę.
>>> Nie rozumiem za to uporu w trwaniu w widocznym dla innych
>>> "nieszczęściu". Ale też i czasem zauważam, że narzekanie może być
>>> formą chwalenia się.

>> Ludzi można by podzielić na kilka grup pod względem koncentracji na
>> określonych obszarach życia. Steven Covey (mój ulubiony autor)
>> sklasyfikował to jakoś - nie znajdę teraz, bo trochę by to trwało.
>> Mniej więcej wygląda to tak, że jedni skupiają całe swoje życie na
>> przyklad na wrogach (muszą mieć jakiegoś wroga, żeby egzystować),
>> inni na współmałżonku, jescze inni na pieniądzach albo na pracy itd
>> itd. Są też pewnie i tacy, którzy musząą narzekać.

> Ja wyżej miałam na myśli coś w rodzaju: matka nastoletniego dziecka
> narzekająca jak to dziecko nic nie umie wokół siebie zrobić itp. - a
> wyraźnie da się w tym odczytać "zobacz jaka mu ciągle jestem
> potrzebna, beze mnie sobie nie poradzi".

>> Taka postawa roszczeniowa jest
>> chyba najbardziej rozpowszechniona, bo wszędzie się ją słyszy.
>> Więc żeby skutecznie pomagać, trzeba by to wszystko albo i jeszcze
>> więcej o nim wiedzieć.

> Tu się znów zgodzę :) + mieć do tego pomagania odpowiednią
> wiedzę/doświadczenia. Ale prówać zawsze można a nuż coś z tego
> wyjdzie ;)

Czyli odpowiednia wiedza i odpowiedni dystans - to podstawa! :)))

--
pozdrawiam
michał



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


250. Data: 2009-03-15 09:48:26

Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Sat, 14 Mar 2009 23:01:18 +0100, medea napisał(a):


> Mu się
> po prostu już nie chce wysilać, nic zmieniać, a wiązanie się z kimś
> wymaga pewnych zmian. I myślę, że głównie tu jest pies pogrzebany. Przez
> jakiś czas spotykał się z tą kobietą i widać było, że naprawdę odżył,
> tak jakby rozwinął się, generalnie widać było jej bardzo pozytywny wpływ
> na niego. Jednak bez wątpienia wymagało to od niego sporego wysiłku
> wkładanego w życie, innego rodzaju niż zazwyczaj.

Klasyczny przypadek. Marcinkiewicz wybrał inny typ - minimum wymagań,
maksimum korzyści ;-PPP.

> Eh, zresztą co się tu
> będę rozpisywać. ;)

To bywa niebezpieczne tak wynurzać się w necie :->




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 20 ... 24 . [ 25 ] . 26 ... 40 ... 54


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

i po trójce?
Walentynki
W Polsce nie ma homofobii...
DOBRE Z SCP
Re: Coś na Walentynki ;>

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »