Data: 2002-12-13 15:04:48
Temat: Re: Dylematy :( (jeszcze dłuższe)
Od: "AsiaS" <a...@n...pro.onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Kim" (ciach)
Przepraszam z góry, z całej siły staram się nie być nieprzyjemna,
naprawdę:) Trudno mi jednak odperzeć myśl że ludzie sami sobie
komplikują życie. Przeszłam to samo prawie trzy lata temu.
Z jednej strony byłam szczęśliwa jak nigdy: wspólne życie z męzem,
przebywanie z nim na dobre i złe, nasz wspólny, własny, wielki dom...
Przyjaciółka i rodzina odwiedzali nas kiedy się dało, było cudownie.
Wszystko zmieniło się kiedy wylądowałam w szpitalu.
Byłam tak strasznie samotna! Cały czas leżałam sama, mąż w pracy,
co prawda starał się jak mógł i przyjeżdżał po pracy ale czym byly
te dwie godziny (potem wyrzucali wszystkich ze szpitala) wobec pozostałych
22 z doby:( Rodzina...przyjaciele..okazało się że jestem skazana wylacznie
na siebie i to nie tylko pozbawiona radości ale pozostawiona sama w
nieszczęściu. Potem było jeszcze tylko gorzej: kiedy urodziłam byłam skazana
na przymusowe siedzenie w domu (nie potrafilam sobie poradzić
z wnoszeniem wózków do tramwaju a nikt nie chciał pomagać mimo próśb).
Potem przez calutki czas, kiedy córeczka znalazła się w szpitalu nie mialam
się
komu wyżalic i wypłakać, pewnie dlatego też zostanie to moją największą
traumą do konca życia:( Generalnie byłam nieszczęśliwa, nie znosiłam
tego nieprzyjaznego dla kobiet z dziećmi miasta, byłam samotna i
rozżalona...
JEDNAK...
Cały czas miałam świadomość że to wszystko to mój własny wybór,
że podjęłam się świadomie i dobrowolnie pewnych obowiązków
i dlatego teraz muszę je szanować. Może na moje tak drastyczne że tak
powiem gwałcenie własnych pragnień wielki wpływ ma to że
nasze małżeństwo było nie do końca akceptowane przez rodzinę i ogół
społeczeństwa (mialam 18 lat i na domiar złego nie bylam w ciązy
więc po co;)) i cały czas musiałam udowadniać że się mylą i że dorosłam
do podjęcia pewnych obowiązków i wyrzeczeń. Cóż, pytałam kilka razy
męża czy mogę liczyć na to że kiedyś wrócimy do naszego miasteczka,
dostałam logiczne i mądre argumenty wyjaśniające dlaczego nie.
Drugi krok: przemyślenie czy mogę coś zrobić żeby jednak tak się stało:
gdybym znalazła jakąś drogę to po prostu starałabym ją przedyskutować
z mężem i próbować wdrożyć w życie, a jeżeli stwierdzam że sie nie da
to nie stwarzam sobie dodatkowych powodów do nieszczęścia i godzę się
z sytuacją i takiego podejścia do sprawy zyczę Tobie.
Pamiętaj że ważne są nie tylko Twoje wspomnienia ale i możliwość
praktycznego przeżycia w innym miejscu a także życie Twojego męża
i wspólne życie polega na kompromisach a nie wyrywaniu wszystkiego
dla siebie. Dla pocieszenia: nie szukalam nikogo kto móglby mi zastąpic
moją najcudowniejszą w życiu przyjaciółkę. Ale znalazłam kogoś
kto okazal się dużo ważniejszy. Spadła mi z nieba po latach:) Naprawdę
życie niesie nam różne różności.
--
Pozdrawiam
Asia
|