Data: 2011-09-14 09:55:09
Temat: Re: GMO a własność
Od: "Vilar" <v...@U...TO.op.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "zażółcony" <r...@x...pl> napisał w wiadomości
news:j4nrks$7fc$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "Vilar" <v...@u...to.op.pl> napisał w wiadomości
> news:j4nc3b$f8k$1@news.onet.pl...
>>
>> Użytkownik "zdumiony" <z...@j...pl> napisał w wiadomości
>> news:j4nbv3$epn$1@news.onet.pl...
>>> Żywność modyfikowana genetycznie ma jeszcze jedną poważną wadę -
>>> patenty. Pszenica kupiona przez rolnika nie jest jego własnością, ale
>>> należy do koncernu.
>>> Do tej pory ktoś kto zebrał ziarna pszenicy, mógł część przeznaczyć na
>>> mąkę, a część na zasiew, tak było przez tysiące lat. Teraz wprowadza się
>>> prawa, według których twórca nowej odmiany określa co można zrobić z
>>> wyhodowaną żywnością, na przykład nie może jej zasiać tylko trzeba
>>> kupić.
>>> https://zbrodniarze.com/patenty
>>> "Nasz wniosek dla pewności musi być jeszcze zweryfikowany, ale wydaje
>>> nam się, że jeśli wiatr przywieje nawet jedno nasiono kukurydzy GMO na
>>> pole rolnika, to rolnik może zostać oskarżony o naruszenie patentu."
>>>
>>
>> Patenty są podstawową i bezsprzeczną wadą GMO.
>> Reszta to kwestie dyskusyjne, zależące głównie od miejsca siedzenia.
>
> Mam bardzo podobny pogląd w tej kwestii.
> Szczególnie w sytuacji naszego kraju, gdzie jesteśmy daleko z tyłu,
> i np. firmy amerykańskie są gotowe uzależnić naszego rolnika od siebie
> 'z dnia na dzień'. Trzeba rozumieć np. takie fakty, że np. wycofanie się
> z uprawy GMO jest dużo trudniejsze, niż wejście w nią. Choćby
> z tego względu, że następnego roku będa na polu samosiejki z roku
> zeszłego. To jest to, co banda amerykańskich prawników lubi
> najbardziej.
> Może sytuacja się zmieni, jeśli np. w uprawy GM wbuduje się naturalne
> blokady przed rozmnażaniem (coś na zasadzie podobnej, jak to, że
> z pestek jabłoni nie rosną pełnowartościowe jabłonie - ZAZWYCZAJ)
> - ale zapewne jest to technologicznie upierdliwe i się w to nikt nie bawi
> ani nie ma zamiaru bawić.
To się dzieje na całym świecie i wynika z prostego faktu, że prawo nie
nadąża (jak zwykle?) za rzeczywistością.
W USA jest dokładnie tak samo - opatentowano tam np. fragmenty kodu...
wirusa. I teraz każdy badający tego wirusa musi zwracać się z prośbą do
firmy posiadającej patent o możliwość korzystania z tego materiału. Co
prawda firma go udostępnia, ale....
Rozumiem, że badania kosztują fortunę.
Ale czy patentowanie czegoś co istniało, ale zostało "odkryte i nazwane"
(np. prokalcytoniny - specyficzny marker infekcji bakteryjnych) jest OK?
Moim zdaniem tu coś jest nie tak - to tak, jakby ktoś chciał opatentować
Amerykę (bo ją odkrył).
Obejmowanie patentem czegokolwiek co posiada zdolność do samodzielnej
reprodukcji (namnażania się) jest moim zdaniem bardzo poważnym błędem.
Ale to są kwestie czysto prawne i jedyne co można zrobić to zobligować rządy
(i tu nacisk op. publicz. jest bardzo na miejscu) do stworzenia tego typu
prawa. Nie wiem tylko co z prawami (patentami) już nabytymi.
MK
PS. Pojęcia nie mam jak "robi się" blokady przed dalszym rozmnażaniem.
Wydawało mi się do tej pory, że sama natura broniła się w ten sposób przed
zakusami i pomysłami ludzi, nie dopuszczając do rozmnażania się mieszańców.
|