Data: 2003-04-25 15:56:55
Temat: Re: Kazdy ma takie 'cus' jak ja?
Od: "Elle" <v...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Greg" <U...@o...pl> napisał w wiadomości
news:b8943k$qvn$1@nemesis.news.tpi.pl...
> "Przastaje byc pewnym"... Geny identyczne - pozostaje wplyw srodowiska.
> Masz gwarancje, ze komus nie przyjdzie do glowy stworzyc "ferme klonow"
> hodowanych jako "czesci zamienne"?
Nie dość, że nie mam gwarancji, to jeszcze jestem prawie pewna, że do tego
kiedyś-tam dojdzie, ale mimo wszystko prawdopodobnie nie będzie to odbywało
się na tak masową skale, żeby można było odnieść to zjawisko do całej
ludzkości i tym
samym zastosować ten przykład w naszej dyskusji.
Srodowisko dla pewnych osobnikow
> bedzie wiec identyczne. To jeszczenie oznacza, ze ludzie beda dokladnie
> tacy sami, ale szanse znacznie wzrastaja, prawda?
Oj Gregu rzucasz argumenty których właściwie nie sposób obalić :-)
To już brzmi jak jakiś horror. Proponuję poruszać się w obszarze zwykłych,
szarych ludzi, świata jaki mamy tu i teraz, (czytaj: - na gruncie
wygodniejszym dla mnie ;-)
> A dlaczego mielibysmy zapamietac inne, a nie te? Cos zapamietac trzeba
> bylo ;-)
No tak ;-)
> Mnie bylo trudno znalezc te malo istotne. Moze dlatego, ze dosc latwo
> przychodzi mi ocenic cos jako wazne dla mnie.
Ale ten przyklad z basenem - to było zdarzenie właśnie z tych mniej
istotnych, a jednak zapamiętałeś je. Ja też mam kilka takich zdarzeń, które
utkwiły mi w pamięci, i nie wiem dlaczego akruat te, chociaż było wiele
innych o znaczeniu bardziej 'przełomowym', a jednak nie pamiętam ich.
> > Idąc tym tropem, można dojść do wniosku, że nic
> > nie ma znaczenia i w sumie wszystko jedno co
> > się z nami dzieje, kogo spotykamy i jak napotkani
> > ludzie wpływają na nasze losy. A tak chyba nie jest
>
> Nie jest? :-)
A jest? :-)
Czy nikt z ludzi, których w życiu poznałeś, nie wpłynął na Ciebie? Nie
wierzę :-)
Wiem co odpowiesz - 'nie wpłynął bo i tak umrę' :-)
> > Z tego co piszesz, wynika jakby, że nijak nie
> > wpływają, ponieważ wszystkie drogi prowadzą
> > do... grobu :-)
>
> A znasz kogos kto w "grobie" nie skonczy? :-)
A chciałbyś żyć wiecznie? :-)
> Pisalem Ci juz, ze bez znaczenia jest sam fakt istnienia. Rownie dobrze
> moglo nas tu nie byc.
Rozumiem Cię, bo też czasami dopadają mnie takie myśli i zastanawiam się
jaki jest cel istnienia każdego z nas z osobna i całego swiata. Nieraz
myslę - jeden wielki bezsens.
Ale z drugiej strony- czasem zdarzają się takie chwile, że patrzę na ten
świat i myślę sobie: jakiż on jest niesamowicie piękny i doskonały! Np.
wyjeżdżam w góry, patrzę... i zaczynam przeogromnie wstydzić się tych myśli.
Zresztą
wcale nie trzeba wyjeżdżać w góry, nieraz wystarczy posłuchać śpiewu ptaków,
zobaczyć tęczę albo powąchać kwiatek na łące :-) I to wystarczy żeby poznać
sens istnienia :-)
Skoro przyroda może tak działać, to co dopiero mówić o ludziach, których
mamy wokół siebie.
Dlatego sądzę, że trzeba bronić się przed takimi myślami jak tylko się da.
Gdyż są one bardzo destrukcyjne. I do niczego nie prowadzą (co najwyżej do
depresji).
Istnieja stereotypy, ze czlowiek powinien
> postepowac tak, a nie inaczej, aby to szczescie osiagnac. Nie zdaje
> sobie jednak sprawy ze to tylko iluzja.
Zgadzam się, dla każdego szczęście będzie czymś innym :-)
Zresztą zapytaj Tomka, on coś niecoś wie na ten temat :-)
> "A czyż całe życie nie jest l'art pour l'art?" To Twoje slowa Elle.
To było tylko nawiązanie do Twojego światopoglądu :-)
> > Będzie sobie radzić... ale skąd taka pewność,
> > że świetnie? :-)
>
> A skad pewnosc, ze ze mna bedzie sobie radzic swietnie?
W sumie to nie wiem co znaczy 'świetne radzenie sobie grupy', ale widzę to
tak: każdy kto pisze na grupę, wpływa na jej ogólny poziom, a tym samym -
np. na to czy ktoś nowy kto tu zagląda, zostanie, czy nie, a jeśli zostanie,
to czy na tej bytności tutaj w jakiś sposób skorzysta. Jeśli ktoś
przychodzi tu z jakimś problemem, i zostanie wysłuchany, otrzyma
konstruktywną radę, która mu się na coś przyda, jest to już powód do
satysfakcji (np
dla Ciebie jako doradzającego) i powód do tego, abyś pisał nadal. Ponieważ
widzę, że często próbujesz pomóc, to nawet jeśli sobie tego nie
uświadamiasz, to możesz wywierać na
nich duży wpływ i dlatego jesteś tu potrzebny. Ale zresztą po co ja się
produkuję, i tak podsumujesz wszystko stwierdzeniem, że w ogólnym bilansie
nie ma to znaczenia. Tylko mz popełniasz podstawowy błąd: sam nie widzisz
sensu tego wszystkiego w znaczeniu 'globalnym', a nie dopuszczasz mysli, że
ktoś do kogo piszesz, może widzieć świat zupełnie inaczej, i dla niego Twój
tekst może mieć znaczenie ogromne (chociaż Tobie się wydaje, że skoro z
Twojego, to również z jego
punktu widzenia również nie ma, ponieważ i tak wszyscy umrzemy).
No i jakie to ma
> znaczenie jak sobie grupa radzi? Codziennie na swiecie miejsce maja
> wielkie szczescia i wielkie tragedie. To jest fakt i nic tego nie
> zmieni. My sami mamy moze wplyw, ze akurat _tego_ nieszczescia nie
> bedzie, a pojawi sie _to_ szczescie (lub odwrotnie).
A gdyby tak każdy z nas z osobna spóbował wpłynąć na to, żeby nieszczęść
było mniej, świat wyglądałby nieco inaczej, prawda? :-)
Ale co za roznica
> jesli globalnie i tak beda jakies szczescia i jakies tragedie wiec
> bilans pozostanie bez zmian? To troche tak jakby obserwowac krople na
> szybie i "maczajac w tym palce" nadawac im co jakis czas kierunek tak z
> grubsza. Suma sumarum wszystkie jednak znajda sie na samym dole.
> Czlowiek ma zas radoche, ze jakas tam kropelka, w jakims tam miejscu
> poplynela po skosie w lewo, a nie w prawo. Ale jakie to ma znaczenie?
Greg, strasznie mnie dołujesz, wiesz? :-)
Pomooooooooooocy!!!!
Czy jest tu ktoś kto może mnie wesprzeć w tej dyskusji???
Już nie mam siły :-)
> A to, że np. gdyby Ciebie nie było, Tomek nie mógłby
> > aż tak wyczerpująco porozmawiać o "Żonie dla
> > Australijczyka",
>
> I co by sie stalo? Ziemia przestalaby sie krecic? Nie - zycie toczyloby*
> sie dalej.
Ok, ale życie składa się z takich drobnostek, jak właśnie na przykład
napisanie postu w sprawie "Żony dla Australijczyka". Załóżmy że piszę na
grupę jakiś post. Gdyby np każdy myślał tak jak Ty i wcielał tę postawę w
życie, mój post zostałby zignorowany, no i pewnie miałabym w tym momencie
nieco gorsze samopoczucie. Gdybym w prawdziwym życiu była ignorowana,
mialabym jeszcze gorsze samopoczucie. Życie toczyłoby się dalej, ale co to
za życie kiedy jest się ignorowanym :-) A na _nie bycie_ ignorowanym
składają się wszyscy ludzie, z którymi mamy kontakt, każdy ma jakiś swój
skromny udział, który suma sumarum daje efekt w postaci czyjegoś dobrego
samopoczucia :-) A chyba lepiej w oczekiwaniu na śmierć mieć dobre
samopoczucie, niż złe :-)
Kurcze coraz bardziej bredzę :-(, ale próbuję wszelkimi sposobami przekonać
Cię, że to że jesteś i właśnie to że akurat _Ty_ jesteś, ma znaczenie :-)
> A gdybym sie na grupie nigdy nie pojawil? Tym osobom brakowaloby postow
> kogos innego - kogos kto zawitalby tutaj zamiast mnie.
Niekoniecznie. Szczególnie gdyby posty 'tego kogoś' nie podobałyby się 'tym
osobom'.
'Ten ktoś' dla 'tych osób' mógłby pozostać niezauważony.
Jasne - jesli juz
> decyduje sie pojawic w zyciu innych to jakas odpowiedzialnosc musze za
> to wziasc (w koncu nie wszyscy musza do pewnych spraw podchodzic tak jak
> ja). Chodzi jednak o to, ze ja wcale sie w ich zyciu pojawiac nie
> musze - nie jestem niezbedny. Po prostu jestem, a ja nie chce tylko byc.
A masz jakiś inny pomysł na funkcjonowanie świata? :-)
> Gdyby... idzie o to, ze nie kazdy tak to widzi. Dlatego wlasnie nie ma
> roznicy czy jestem ja :-)
Zamorduję Cię ;-)
Masz szczęście że nie jesteś w zasięgu mojej ręki ;-)
> Takich spraw odkladac nie mozna. Nikt mi nie da gwarancji, ze ta noc nie
> bedzie moja ostatnia. Moze nawet ta godzina... ta minuta...
Na razie to niemożliwe ;-), patrz wyżej :-)
Pozdróweczki, Elle.
|