Data: 2007-08-27 16:04:48
Temat: Re: O przyjaźni...
Od: a...@g...com
Pokaż wszystkie nagłówki
On 27 Sie, 14:04, "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> wrote:
> Chyba, że namiętność człowieka zwali z nóg, ale na to nie ma rady (i nie
> upilnujesz wtedy
A no właśnie :-) To jedna strona medalu.
A tu druga.
Coś mi się przypomina, kiedyś przypadkiem wpadłam na swojego kumpla z
klasy z liceum... no i jak to zwykle zaczęliśmy się wymieniać numerami
tel., słać sms-y, umawiać na imprezy itd. Co zaczęła robić jego
dziewczyna, o matko, normalnie dziki siok, pominę milczeniem.
Kompletna psycho ten tego...
Zdawało jej się że jej świsnę faceta :-)
Jezzzu to mój kumpel z liceum był! Kumpel! Który siedział w ławce
niedaleko!
W ogóle różne wariactwa wyczynialiśmy. Bliżej się przyjaźniłam z jego
ówczesna dziewczyną też z mojej klasy!
No i właśnie, kumpela z klasy, ta jego ówczesna dziewczyna, mi mówi
tak, kobieto ona jest bardzo bardzo dziwna, w pewnym momencie zaczęła
ubierać się tak jak ja, nawet włosy obcięła jak ja miałam i
przefarbowała... kompletny oszołom, poza tym jakieś tam numery robiła.
Więc się rozstali... tamta zdobyła go, ale on jej nigdy nie kochał
przez duże K. Taki seks na boku bardziej, ale jej to wystarczało/
odpowiadało. Pracowali razem też. To było chore co ona robiła i
skończyło się na tym, że właściwie ona decydowała z kim on się
przyjaźni :-)
Powalona dziewczynka.
|