Path: news-archive.icm.edu.pl!newsfeed.gazeta.pl!newsfeed.tpinternet.pl!nemesis.news.
tpi.pl!news.tpi.pl!not-for-mail
From: "Harun al Rashid" <a...@o...pl>
Newsgroups: pl.soc.dzieci.starsze
Subject: Re: Odpowiedzialność rodziców za szkody
Date: Mon, 13 Jun 2005 17:06:11 +0200
Organization: tp.internet - http://www.tpi.pl/
Lines: 74
Message-ID: <d8k7nf$8u0$4@nemesis.news.tpi.pl>
References: <d894ke$c0g$1@news.onet.pl> <d897f6$tl$1@nemesis.news.tpi.pl>
<d897k7$jjp$1@news.onet.pl> <d89976$eti$1@nemesis.news.tpi.pl>
<scczbi2jagm6.2oo90yqnp4s2$.dlg@40tude.net>
<d8c0vm$d1o$1@korweta.task.gda.pl>
<19lo77fxs0qbq$.1c5z48w8dx970$.dlg@40tude.net>
<d8c3vd$jen$1@korweta.task.gda.pl> <d8cte0$2ms0$1@news.mm.pl>
<17wtiotsscaxr.b5on7sjib0in$.dlg@40tude.net> <d8e8ju$uev$1@news.mm.pl>
<1mbi7me9deebp$.ga9k03ezqzq8$.dlg@40tude.net> <d8eins$11l6$1@news.mm.pl>
<1evp0rle5ajo.1hk78ybn8r3ts$.dlg@40tude.net> <d8emvv$ido$1@news.mm.pl>
<10xl4er3x76ng.87hoglfniokp$.dlg@40tude.net> <d8ep35$1tvp$1@news.mm.pl>
<15a62f44h5g8p$.1gzid9d3udokq.dlg@40tude.net> <d8i5j7$v1c$1@news.mm.pl>
<d8jip7$26f$2@nemesis.news.tpi.pl>
NNTP-Posting-Host: cm234.internetdsl.tpnet.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; format=flowed; charset="iso-8859-2"; reply-type=original
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: nemesis.news.tpi.pl 1118675504 9152 80.53.222.234 (13 Jun 2005 15:11:44 GMT)
X-Complaints-To: u...@t...pl
NNTP-Posting-Date: Mon, 13 Jun 2005 15:11:44 +0000 (UTC)
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2900.2180
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2900.2180
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.soc.dzieci.starsze:1693
Ukryj nagłówki
Użytkownik "Harun al Rashid"...
> Użytkownik "Nixe" ...
>> To, że nauczyciele ponoszą odpowiedzialność za dzieci w żaden sposób nie
>> jest równoznaczne z tym, że wolno im stosować takie metody wychowania,
>> jakich nie akceptują rodzice.
Kluczowe pytanie w tym wątku :). Zazwyczaj pada słowo 'kara', dobrze że
piszesz o metodach wychowawczych, bo słowo kara nadmiernie upraszcza a
zarazem powoduje moc nieporozumień. Przeprosiny zostały przez część
grupowiczów uznane za 'karę' przez innych za normalną sprawę. Ja zwykle
używam określenia środek wychowawczy - nie 'kara'.
Czy wolno stosować środki nieakceptowane przez rodziców (bez zgody
rodziców - inna wersja pytania)? Oczywiście. Żadna
uchwała/rozporządzenie/ustawa nie nakłada na szkołę konieczności uzgadniania
'kary' z rodzicami 'ukaranego'. Dla uproszczenia problemu proponuję zajrzeć
np. do szkolnego statutu, rozdział o nagrodach i karach. Jest coś o
uzgadnianiu z rodzicami? Nie. Podobnie w ministerialnych zarządzeniach i
ustawach sejmowych. Zatem nałożenie na ucznia 'kary' nie wymaga zgody
rodzica. I zamierzam się tego trzymać, dopóki prawo się nie zmieni.
A, jest jeden wyjątek, przy założeniu, że brak promocji do następnej klasy
potraktujemy_jako_karę. W nauczaniu zintegrowanym zostawienie ucznia na
drugi rok wymaga zgody rodziców (rozp. o ocenianiu z '99). Innych wyjątków
nie znam.
Ale powyższe dotyczy faktycznych kar statutowych. Natomiast w klasie... w
klasie mam w nosie, czy Adaś zostanie 'ukarany'. Zajmuję się tam nauczaniem
i wychowaniem - a to ostatnie nie oznacza listy przestępstw połączonej z
listą kar. Mam modyfikować jego zachowanie za pomocą dostępnych mi środków
wychowawczych. Moim celem nadrzędnym jest zmiana sposobu
postępowania/zachowania Adasia, jednocześnie uwzględniając wpływ, jaki ten
środek ma na pozostałe dzieci. Jeżeli Adaś gada jak najęty, wybieram ten
środek wychowawczy, który przyniesie oczekiwany skutek: spojrzę mu w oczy,
spokojnym/spiętym/podniesionym/obniżonym głosem powiem Adaś, każę mu wstać
na chwilę, przesadzę i, tak tak, postawię w kącie. Wybiorę to, co podziała
właśnie na Adasia. I nie będę walić z armaty w muchę - środek wychowawczy
powinien być dopasowany do okoliczności.
NIE wybiorę: trzaśnięcia w łeb, wyzwania od idiotów, mierzenia zapałką sali
i ścięcia głowy. Nie ze względu na zdanie rodziców, ich nie pytam. Prawo
mnie powstrzymuje i niczego więcej nie trzeba. Nie wolno mi poniżać,
znieważać, bić i zabijać - ani ucznia, ani nieucznia.
W klasie jest 26 osób, ale tylko jedna z nich w 100% odpowiada za przebieg
zajęć. Jestem jedyną dorosłą osobą w tym gronie i jaki by ze mnie nie był
brat-łata, to ja mam umożliwić dzieciom spokojna pracę i zapewnić im
bezpieczeństwo. Nie dyrektor szkoły, pedagog, mama Adasia, czy sąd. Moje
decyzje mogą oceniać post factum, ale nie mogą ich zmienić. Adaś idzie do
kąta i kropka. Bo taka była moja decyzja. A Twoja córka, Nixe, może
spokojnie, bez hałasu nad głową, pracować. Ma do tego prawo. A ja mam
dopilnować, żeby jej prawa do nauki nie łamał syn rodziców, którym się
wydaje, że mogą narzucić mi metody pracy i zabronią 'karać' Adasia
odesłaniem do kąta (lub w inny sposób, wybierz sobie, zastrzeżenia rodziców
to zbór nieskończony). Bo dopiero TO byłby czysty nonsens.
I jeszcze 'drobiazg' na zakończenie tego przydługiego wywodu: całe to
szkolne wychowanie opiera się na autorytecie n-l. Jeżeli wybrane środki
wychowawcze będą w bezustannej sprzeczności ze zdaniem rodziców nt.
wychowania, no cóż, szybko zbiorę owoce :(. Nie, nie z kuratorium, ale od
dzieci, które uszy mają i czynią z nich użytek. Mają też wolną wolę, a
czując poparcie rodziców, w skrajnych przypadkach po prostu odmówią
wykonywania poleceń. Nie wstaną i nie pójdą do kąta. I co im zrobię? Polecę
ze skargą do dyrekcji?
A druga strona medalu jest taka, że podkopując mój autorytet u dzieci rodzic
szkodzi swojemu dziecku, bo im gorzej radzę sobie z grupą, tym mniejsze
szanse na prawidłowy tok nauki i wychowania.
Warto czasem pomyśleć, zanim skomentujesz pracę nauczyciela - szczególnie,
że Cię tam nie było, w przeciwieństwie do niego/niej.
--
EwaSzy, gratulująca wytrwałości wszystkim, którzy dotrwali do końca.
Shhhh, to jest usenet, tu się kopie po dupach, a nie humor poprawia.
(c) Jakub "Cubituss" Kowalski
|