Data: 2005-06-16 10:48:40
Temat: Re: Odpowiedzialność rodziców za szkody
Od: Jarek Spirydowicz <j...@w...kurier.szczecin.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
In article <d8plbt$1hv$3@nemesis.news.tpi.pl>,
"Harun al Rashid" <a...@o...pl> wrote:
> Użytkownik ">>
> > Nie będę Ci w rewanżu cytował art. 1 i 2 tejże ustawy. Poproszę tylko,
> > żebyś mi wytłumaczyła, dlaczego uważasz, że podlega jej moje dziecko, i
> > że podlegam jej ja./.../
> > Tak. *Twoje* uprawnienie zapisane w ustawie (na dodatek takiej, której
> > ja nie podlegam) nie może ograniczać *moich* praw wynikających z
> > konstytucji. Moje prawa można, owszem, ograniczyć - ale nie w taki
> > sposób./.../
> > O tym, kogo obowiązuje KN, już było. Dodam jeszcze art. 48 konstytucji.
> >
> Twoje konstytucyjne prawa zostały ograniczone przez ustawę nadającą mi
> określone prawa.
>
W jaki sposób, Twoim zdaniem, zostały ograniczone? Bo ja twierdzę, że
nie zostały.
> Sam cytowałeś odpowiedni artykuł.
>
Taaak? Który masz na myśli?
> O interpretacji prawnej
> gadajcie sobie z Romanem, nie będę po nim powtarzać. Przedstawię Ci jak to
> działa w praktyce, może wtedy zrozumiesz.
>
> Twój syn odmawia poddania się rygorom dyscypliny w klasie. Wyczerpałam znane
> mi metody wychowawcze, gdyż z poparciem rodzica odmawia wykonania dowolnego
> polecenia. I wtedy idę do dyrektora. Syn dostaje kary statutowe. Żeby nie
> przedłużać, od razu karę główną, czyli skreślenie z listy uczniów. I czego
> byś nie zrobił, jak nie wymachiwał konstytucją, syn do tej szkoły nie ma
> wstępu. A jeżeli przyjdzie rozrabiać, zostanie z niej usunięty siłą, w razie
> potrzeby z pomocą policji. Twoje zdanie w tej kwestii nie ma znaczenia,
> decyzja RP ma moc prawną. A jak nie skopiemy procedury, to i kuratorium Ci
> nie pomoże.
>
Wiesz, nadal nie rozumiem. Nie rozumiem, dlaczego zakładasz, że zostawię
dziecko w takiej szkole i z takim nauczycielem, jakiego tu namalowałaś.
> I analogicznie, jeżeli lekarz ma prawo niezgodzić się na Twoja obecność
> podczas zabiegu, to Cię z tej sali wyniosą siłą w razie potrzeby.
>
Nie tak szybko. W tych nielicznych przypadkach, do których powyższe
miałoby zastosowanie, decyduje o tym sąd.
> Nie możesz
> też narzucić mi metod wychowawczych (także w odniesieniu do Twojego syna), a
> jeżeli spróbujesz, mam prawo do ochrony przed takim narzucaniem.
>
Ależ oczywiście, że masz prawo i nie mogę. Ale Ty też nie masz prawa i
nie możesz narzucić mi (mojemu synowi) siebie i swoich metod.
To, że KN daje Ci prawo do nauczania, wychowywania czy wyboru metod, nie
oznacza, że masz prawo pójść na dowolne podwórko i użyć tych praw wobec
bawiących się tam dzieci.
> >>
> > Zgoda - dlatego napisałem szkoły/nauczyciela. Żądam od szkoły, żeby
> > nauczyciel X przestał na lekcjach matematyki prowadzić kółko różańcowe.
> > Jak to technicznie załatwić, to nie moja sprawa.
> >
> Ależ proszę, żądaj sobie.
> Ale pisałeś o prawie do egzekucji - jak zamierzasz wyegzekwować swoje
> żądanie? Nie pytam, jak dyrektor będzie je egzekwował, bo on nie musi, nie
> podlega Ci. Pytam, jak technicznie wyegzekwujesz coś od szkoły, która Ci nie
> podlega.
>
Teraz ja Ci przedstawię, jak to działa w praktyce. Najpierw idę
porozmawiać z nauczycielem. Albo na tym się kończy, albo wędruję do
dyrektora. Albo na tym się kończy, albo mam do rozważenia decyzję:
zostawić dziecko w szkole i wojować stosując dostępne mi (pod tym
pojęciem należy rozumieć również, że zgodne z prawem) środki, zabrać
dziecko i wojować czy też zabrać dziecko i odpuścić. Rozwinąć hasło
"wojować"?
--
Jarek
Kamil 27.11.98, Police
To tylko moje prywatne opinie.
|