Data: 2006-08-12 14:24:56
Temat: Re: Otwartość w kontaktach z ludźmi
Od: "Slawek [am-pm]" <sl_d(na_poczta.onet.pl)@tutaj.nic>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Przemysław Dębski" <p...@g...pl> napisał w wiadomości
news:ebkglh$m2p$1@inews.gazeta.pl...
>> Ten co marnuje, nie czyni tego z chęci zmarnowania a raczej poprostu mu
>> nie wychodzi - nie wiem, nieśmiały jest czy cuś tam ... w większości
>> przypadków napewno nie można powiedzieć, że nie chciałby. Jeśli oglądałes
>> kiedyś mecz o jakąś dużą stawkę, gdy grały drużyny o wyrównanym poziomie,
>> to pewnie zauważyłeś, że jeśli jednej z druzyn uda się jakimś fartem
>> osiągnąć prowadzenie np. 3:0 to dalej grają na luzie, finezyjnie, itd.
>> Zauważ, że koleś, który jak to ująłeś zmarnował okres skocznokwietny by w
>> rezultacie stworzyć jakiś tam trwały związek - cel swój osiągnął. Dalej
>> się starać nie musi. To jest chyba moment w którym skakanie zaczęłoby mu
>> wreszcie wychodzić ? :)
Ależ oczywiście, tym bardziej, że nie skacze pod górę (z ziemi na kwiatek),
tylko w poziomie (z kwiatka na kwiatek). Zatem dlaczego nie skacze?
A bo ja wiem? (Żartowałem ;-) Może nieśmiały jest czy cuś tam? A może
rozgląda się za super-kwiatkiem? Za kwiatkiem wyrastającym trochę
ponad poziom? Wtedy znów jest trochę trudniej, bo lekko pod górkę.
Nie po to się swego czasu wysilił i wykosztował, żeby teraz zaniżać poziom.
W końcu czuje jakieś tam skrupuły, poczucie przyzwoitości trochę ogranicza
swobodę ruchów. Musi być naprawdę silny impuls (albo coś się stać znienacka
i podstępem), aby uruchomić proces prowadzący do (prze/skoku). To są
bardzo kosztowne (niekoniecznie w wymiarze finansowym) zdarzenia.
Tych kosztów niejeden facet instynktownie się obawia.
> No właśnie. Ile "okazji" przeszło ci koło nosa od kiedy jesteś żonaty, i czy ta
liczba jest wogóle porównywalna z liczbą "okazji"
> gdy byłeś kawalerem ? U mnie to niebo a ziemia - tylko pssst :)
Uważaj, bo w Twojej sytuacji to nie są okazje do małego skoku, tylko
trwałego przeskoku. Stawiam na to, że prędzej czy później do niego
dojdzie. Natomiast w ogólności, co do ilości okazji, to różnie z tym bywa.
Nie to mam na myśli, że tak, siak i owak, a reguły w tym nie ma żadnej.
Reguła jest, jak najbardziej. Następnym razem nie będziesz zauważał
aż tylu okazji. Za dużo bym musiał tutaj pisać, a mały luzik mi się, niestety,
kończy.
Do swojej aktualnej sytuacji możesz śmiało przyłożyć niektóre z wynurzeń
PowerBoxa. Wyobraź sobie, że na wczasy wyjechały dwie (heteroseksualne)
przyjaciółki. Jedna z nich jest mężatką - i niespecjalnie zainteresowana jest
poszukiwaniem przygód. Tymczasem druga jest samotna - i na gwałt szuka
męża. Jak sądzisz, która z nich będzie wzbudzała większe zainteresowanie
(zakładając porównywalną urodę oraz kilka innych psychicznych parametrów)?
Ja wiem, że ty wiesz, ale to napiszę - mężatka. W każdej sytuacji
będzie uruchamiała zachowania z repertuaru "alfa", a panna w potrzebie
"beciary". Pierwsza będzie niezależna, niespecjalnie zainteresowana
większością facetów, dlatego roześle w eter sygnał - stoję wysoko
w hierarchii, jestem nadzwyczaj atrakcyjna. Druga zaś nieświadomie:
"bierzcie mnie, bierzcie, no czemu mnie - kurwa - nie bierzecie?!"
Niestety, jedyne, na co może liczyć, to przelotne kontakty z jakimiś
fajansiarzami.
Podobnie jest w drugą stronę. Jeśli facet okazuje atrakcyjnej kobiecie,
że niespecjalnie mu na niej zależy, to ona nie ma pojęcia, czy stoi
za tym jego: "jakby co, to mam do kogo wrócić", czy to: "jestem
wiele wart, stać mnie na każdą, nieważne, że teraz jestem sam".
Kobieta nie ma specjalnie wyjścia, takie zachowanie kupuje jako
prezentację wysokiego statusu. Dlatego samotny facet ma tak duże
trudności w pierwszym skoku, bo często w każdą dziewczynę gapi
się jak pies w gnat. Jest bardzo trudno dla niego zagrać, że nie zależy
mu na tej czy innej kobiecie. A zrobiłoby to na wielu z nich duże
wrażenie, oczywiście pod warunkiem, że okaże im chociaż przelotne
zainteresowanie. Wbrew niektórym sądom kobiety nie interesują się
tymi, którzy się nimi w ogóle nie interesują (są oczywiście miliony
wyjątków).
Ale w Twoim wypadku jest raczej inna sytuacja. Dobra, co nieco
napiszę. Bywają w życiu mężczyzny (niestety, nie każdego ;-( )
rozmaite epizody. Bardzo krótkie, nieco dłuższe, w końcu kilka
solidnych, wieloletnich związków (od jednego do siedmiu ;-)
Tak się jakoś dziwnie składa, że kobiety lubią dożywotnie układy,
mężczyźni niekoniecznie. Jednak niekiedy i oni dojrzewają do tego,
aby gdzieś osiąść na stałe. Dziewczyny instynktownie i bezbłędnie
wyczuwają gościa, który stoi w przededniu takiego związku.
Zlatują się ze wszystkich stron, jak pszczoły do miodu, jak muchy
na padlinę. Nawet teorie PowerBoxa odkładają w odstawkę. ;-)))
Facet może mieć wtedy niemal każdą (oczywiście bez przesady ;-).
Głupia sprawa, bo dostanie tylko jedną, dlatego się trochę ociąga
i trochę przebiera. To nie może być pierwsza lepsza, skoro ma być
ta ostatnia i ta "na zawsze".
Tak właśnie sobie Ciebie (mniej więcej) sytuuję. Mam nadzieję, że
nie zrobisz mi teraz na złość i postąpisz zgodnie z teoriami
i scenariuszem, który Ci nakreśliłem...
--
Sławek
|