Data: 2004-01-28 10:04:50
Temat: Re: Szkoła - to nie do przyjęcia...
Od: Andrzej Garapich <g...@n...ma.maila>
Pokaż wszystkie nagłówki
Wed, 28 Jan 2004 09:31:27 +0100, "Katarzyna" <k...@t...net>
pisze:
>Ciekawa jestem Waszyc opinii na ten temat.
Prosisz i masz :-)
To chyba tak jest. Signum temporis, jak mówili starożytni.
Wyścig szczurów jest i będzie coraz mocniejszy.
W sumie, to Twoje problemy są abstrakcyjne dla
rodziców dzieci, które nie chcą się uczyć i trzeba je
do nauki zapedzić. Więc z jednej strony chyba powinnaś
się cieszyć. Z drugiej strony chyba jesteś na tyle świadoma,
że niczego od szoły nie możesz oczekiwac, poza taką
postawą. Szkoła łatwa, miła i przyjemna spadałaby
w rankingach i poważnym probleem byłby niski poziom
nauczania. Twoich córek niestety pracodawca ani
życie też nie bęzie rozpieszczać, więc może i lepiej,
że się nauczą żyć pod taką presją.
Mojemu nastolatkowi tłumaczę, że przez całe życie
będzie miał jeszcze gorzej niż teraz. Że musi się
nauczyć pracować pod presją stresu, grupy, braku
czasu itp. Tak będzie, bez względu na to, jak się będzie
teraz zachowywał. Więc lepiej, żeby się nauczył z tym
walczyć teraz niż jak będzie miał 20lat.
Z drugiej strony chyba bardzo ważne jest, żeby było
oparcie w domu. Docenianie sukcesów, obiektywne
ocenianie porażek. Bez szalonych ambicji, ale też
bez zbytniego pobłażania.
Dziecko przeciętne w klasie może być znakomite
w innych dziedzinach, które szkoły w ogóle nie doceniają.
Więc to nieprawda, że te średniaki nie mają szans.
Zresztą tych najlepszych też nie może być z definicji
zbyt dużo.
Naprawdę uważam, że nie masz się czym przejmować.
Delikatne działania, które mają uświadomić dziecku, że
życie to nie tylko szkoła i oceny to chyba najlepsze, co
możesz robić.
I jeszcze jedna, osobista uwaga. Ja uważam, że nie
było warto. Uczyłem się dość dobrze. Chodziłem do
szkoly uznawanej za dobrą. Studia trudne i czasochłonne
(biologia) choć mało rynkowe też poszły bez problemu,
doktorat zrobiłem jak miałem 30 lat. Miałem masę znajomych
i kolegów, którzy mocno korzystali z życia w czasie, kiedy
ja się uczyłem albo czytałem książki. Szkołę kończyli na
dostatecznych, tułali się po różnych dziwnych "studiach".
Co do statusu majątkowego teraz, to aż wstyd się
wypowiadać. Nie widzę żadnej różnicy pomiędzy ich
statusem społecznym, szansami na rynku pracy itp.
a moim. Wychodzi więc, że chyba nie było warto.
Lepiej było bawić się w młodości, wybrać luzacką
szkołę i studia. Przynajniej miałbym co wspominać :-)
--
pozdrawiem serdecznie
Andrzej Garapich
Kto w młodości był socjalistą
ten na starość będzie świnią
|