Data: 2010-02-09 11:29:35
Temat: Re: Uczciwość małżeńska
Od: Marchewka <s...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Reda rt pisze:
> Użytkownik "Marchewka" <s...@g...pl> napisał w
> wiadomości news:hkrfu8$r63$1@inews.gazeta.pl...
>> Reda rt pisze:
>>> Nie wiem, czy to coś da:
>>> Message-ID: <hk153f$tcc$1@news.onet.pl>
>>
>> Znalazlam wczesniej. Bardzo mnie zaskoczylo, ze tak otwarcie i
>> szczerze tu o tym piszesz. Zwlaszcza w odpowiedzi do tak
>> nieprzychylnego interlokutora...
>> Znam podobna historie. Facet sie zakochal. Byl bliski skonsumowania
>> romansu, powaznie rozwazal opuszczenie rodziny. Jednak malzenstwo sie
>> nie rozpadlo. Podobno teraz jest tak dobrze, jak na pocz. zwiazku (20
>> lat temu). Okazalo sie, ze zona b. go kocha, czego wczesniej mu nie
>> komunikowala. Jednak teraz ma wobec niej dlug wdziecznosci i dosc
>> wyraznie widac, ze takze moralniaka - ze nie kocha jej tak samo mocno,
>> jak ona jego.
>
> No ja nie mam takiego 'moralniaka' ;))) Co najwyżej czujęzażenowanie
> lekkie, jak sobie siebie przypominam z tamtego okresu,
> jak 'mnie wzięło' i straciłem w ogóle poczucie rzeczywistości.
Wiem, ze facetow (zwlaszcza w tzw. okresie drugiej mlodosci) dopadaja
takie emocje. Zastanawiam sie, czy udane pozycie jest tu buforem. Czy
moze jednak sprawa dotyczy w znacznie wiekszym stopniu osoby, ktorym sie
w zwiazku nie wiedzie?
> W ogóle jakoś nie rozpatruję aspektu w ujęciu 'kto kogo bardziej'.
To byl taki skrot myslowy. Uczucia sa przeciez niemierzalne.
Chodzilo mi o to, ze on chyba chcialby ja tak bardzo kochac, zeby sie
czuc komfortowo w tym malzenstwie. A tak nie jest.
> Moja żona miała bardzo konkretny udział w całym procesie uzdrawiania
> małżeństwa i też miała swoje 'do roboty' tylko w innej płaszczyźnie
> (nadmierna kontrola).
> Ja bym się tym 'moralniakiem' trochę martwił - facet ma jakąś
> słabość po prostu i nie czuje się partnerem. Jak nie czuje
> się partnerem (w tak generalnim ujęciu, nie w jakimś aspekcie),
> to IMHO układ jest jakoś tam cały czas niestabilny, facet z czymś
> w sobie ciągle walczy i żona może być stroną wzmacniajacą
> ten kompleks. Ale być może jest to po prostu taka ich "stała
> gra", której już nie należy 'rozbijać'. Nie ma co przedabrzać.
Piszesz o nim tak, jak bys go dosc dobrze znal... Facet ma dodatkowo
problem kliniczny. Ktory, w moim odczuciu, moze wynikac wlasnie z tej
sytuacji (prawie romans).
I.
|