Data: 2010-02-09 11:20:42
Temat: Re: Uczciwość małżeńska
Od: "Reda rt" <p...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Marchewka" <s...@g...pl> napisał w
wiadomości news:hkrfu8$r63$1@inews.gazeta.pl...
> Reda rt pisze:
>> Nie wiem, czy to coś da:
>> Message-ID: <hk153f$tcc$1@news.onet.pl>
>
> Znalazlam wczesniej. Bardzo mnie zaskoczylo, ze tak otwarcie i szczerze tu
> o tym piszesz. Zwlaszcza w odpowiedzi do tak nieprzychylnego
> interlokutora...
> Znam podobna historie. Facet sie zakochal. Byl bliski skonsumowania
> romansu, powaznie rozwazal opuszczenie rodziny. Jednak malzenstwo sie nie
> rozpadlo. Podobno teraz jest tak dobrze, jak na pocz. zwiazku (20 lat
> temu). Okazalo sie, ze zona b. go kocha, czego wczesniej mu nie
> komunikowala. Jednak teraz ma wobec niej dlug wdziecznosci i dosc wyraznie
> widac, ze takze moralniaka - ze nie kocha jej tak samo mocno, jak ona
> jego.
No ja nie mam takiego 'moralniaka' ;))) Co najwyżej czujęzażenowanie
lekkie, jak sobie siebie przypominam z tamtego okresu,
jak 'mnie wzięło' i straciłem w ogóle poczucie rzeczywistości.
W ogóle jakoś nie rozpatruję aspektu w ujęciu 'kto kogo bardziej'.
Moja żona miała bardzo konkretny udział w całym procesie uzdrawiania
małżeństwa i też miała swoje 'do roboty' tylko w innej płaszczyźnie
(nadmierna kontrola).
Ja bym się tym 'moralniakiem' trochę martwił - facet ma jakąś
słabość po prostu i nie czuje się partnerem. Jak nie czuje
się partnerem (w tak generalnim ujęciu, nie w jakimś aspekcie),
to IMHO układ jest jakoś tam cały czas niestabilny, facet z czymś
w sobie ciągle walczy i żona może być stroną wzmacniajacą
ten kompleks. Ale być może jest to po prostu taka ich "stała
gra", której już nie należy 'rozbijać'. Nie ma co przedabrzać.
|