Data: 2002-06-21 18:31:47
Temat: Re: Uklad w malzenstwie
Od: a...@y...com (Altie)
Pokaż wszystkie nagłówki
On Fri, 21 Jun 2002 11:02:57 +0200, "kolorowa" <v...@i...pl>
wrote:
>
>W tym, co napisałeś o swoim wspólniku, nie widzę żadnej ekstrawagancji:
>pojawianie się w domu na 8.00, weekendy w domu - to nie są jakieś
>nadzwyczajne wymagania.
O tyle, o ile -- sobota to idealny czas w firmie IT na rekonfiguracje,
instalacje i takie tam. Popoludnia po jakims czasie tez mu nie bardzo
podchodza. Dziecko jest 19.00-20.00, w tych godzinach nic sie nie
zrobi. Niechby to robil wczesniej albo pozniej.
Ale to jest w zasadzie niewazne -- tak czy siak, takiego wspolnika
jakiego oczekiwalem, nie bede z niego mial, koniec.
>Twoich słów wnioskuję, że Twoje wyobrażenia o tym, co robi w domu młoda
>matka bliższe są życiu serialowej doktor Zosi, która ma błyszczące
>mieszkanko, niepłaczącą córcię, zawsze gotowy obiad dla męża, czas na pracę
>w szpitalu i oczywiście zawsze jest odprasowana i pachnąca - niż
>rzeczywistości.
A skad to wiesz? Skad wzielas te (rzekoma) wiedze?
Napisalem gdzie indziej, jak wygladala moja rodzina.
Cale swoje dziecinstwo i nastoletnie lata obserwowalem moja
matke, jak wlasnie w taki sposob _nie_ dzieje sie. Jak z domem i
praca sa problemy, bo mimo harowy od switu do nocy, a raczej do
polnocy, jedno i drugie ma byc moze nie idealnie (slownie, nie,
mowi tylko, ze "tak trzeba", slowo "trzeba" bylo ostatecznym
usprawiedliwieniem czegokolwiek), a nie jest.
>W prawdziwym życiu wygląda to tak, że ta kąpiel dziecka,
>która dla Ciebie jest fanaberią - może być dla kobiety jedyną półgodzinną
>przerwą w 24-godzinnym zarąbywaniu się na śmierć, a dla mężczyzny i
>dziecka - jedynym momentem w ciągu dnia, kiedy się ze sobą kontaktują.
>A żonie też czasem warto się przypomieć, bo gotowa pomylić męża z
>przyjacielem domu;-)
Nie mowie o czyms tak skrajnym (jak ten inny gosc, ktorego
znam, ja sie dziwie, ze go dzieci poznaja).
>Niejasna jest dla mnie sprawa weekendów: czy chodziło o to, że z reguły są
>wolne, a w razie konieczności (ale takiej, która nie zdarza się częściej niż
>raz w miesiącu) przychodzi się do pracy, czy o to, że programowo chcesz
>pracować w weekendy?
Soboty do poludnia. Na poczatku moze dluzej. Non stop -- nie. Nie
chce zyc, zeby pracowac, tylko pracowac, zeby zyc, jak
sie mowi; ale mam swiadomosc okreslonych koniecznosci.
>> Nie wyobrazam sobie, zeby moja przyszla zona
>> stawiala takie wymagania, jak tamtemu facetowi i zebym
>> ja _rownoczesnie_ byl w stanie zbudowac firme.
>
>Myślę, ze dobrze byłoby, gdybyś od razu powiadomił swoją potencjalną TŻ o
>takim podejściu do życia.
To koniecznie. M.in. dlatego zadalem takie pytanie, zeby dostac
szerszy przeglad sytuacji wsrod roznych ludzi, ktorzy juz maja rodziny
(zakladam, ze powiedzmy 40% piszacych to nie sa internetowi
mitomani :-).
>Jak tak ma byc,
>> to ja raczej zostane niezonaty -- chociaz szkoda byloby mi,
>> bo zawsze zakladalem, ze rodzine jednak kiedys bede miec.
>
>A czy to nie jest przypadkiem pewna odmiana "have it all"? Mieć firmę, z
>niej pieniądze, prestiż, satysfakcję, a równocześnie mieć rodzinę, którą
>wystarczy założyć, a reszta sama się kręci?
Jak mam czy musze miec wiecej czasu na firme, to mam automatycznie
o tyle mniej czasu na rodzine, nie? Nie wiem, czy to jest "have it
all". Nie mysle w takich kategoriach. Zauwazam tylko taka wg
mnie niebezpieczna, bo nierealistyczna tendencje wsrod ludzi,
a zwlaszcza mlodych kobiet (z naturalnych wzgledow, bo nie interesuja
mnie mlodzi faceci pod tym wzgledem).
|