Data: 2008-02-03 22:49:03
Temat: Re: Wyjscie z/bez meza [cd]
Od: "Jagna W." <w...@o...eu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Carol" <c...@c...pl> napisał w wiadomości
news:fnmnv6$ib0$1@achot.icm.edu.pl...
> Gorzej, czasem odbywało się z dziećmi. BTW rozumiem, że można uważać
> przybycie na zlot klasowy z mężem/nie zaproszenie męża za buractwo, ale
> kompletnie rozumiem w jaki sposób jego obecność psuje innym zabawę.
U nas (nie chodziło o spotkanie klasowe, ale o spotkanie ludzi z pewnej dość
hermetycznej, że tak powiem, grupy społecznej) obecność człowieka "spoza"
popsuło atmosferę w taki sposób, że pan ów obraził się śmiertelnie podczas
żartobliwych wspominek, jak to jego żona kiedyś tam, coś tam, z kimś tam.
Były to ewidentne żarty dotyczące spraw sprzed parunastu lat i ubawiły
setnie wszystkich (łącznie z rzeczoną żoną) oprócz owego pana, który uznał
to za buractwo, nas za buraków, a osobnika, będącego również tematem owych
wspomnień, omal nie pobił. Nie spodobało mu się również, że do jego żony
zwracaliśmy się posługując jej dawną ksywką. Ostatecznym efektem tego
zajścia było to, że dziewczyna przestała pojawiać się na kolejnych
spotkaniach. Kochający mężuś zabronił.
Ja wiem, że to są wyjątki, a facet był po prostu przewrażliwiony, a może i
coś więcej, ale właśnie z powodu ww sytuacji, nie lubię na tego typu
spotkaniach "ogonów", których towarzystwo nie zna. Gdybyśmy bawili się we
własnym gronie, to nikt by nie "ucierpiał". Ani facet, ani jego żona.
> Poznawanie nowych ludzi nie boli ...
Jak widać niekoniecznie ;-)
JW
|