Data: 2003-01-28 07:01:34
Temat: Re: /bardzo długie/ rozpad rodziny- jednak??
Od: "Aga B." <a...@t...com.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "rafal" <r...@w...pl> napisał w wiadomości
news:b11ms2$j6n$1@news.onet.pl...
> Tak jest, tak uważam. To jest w/g mnie sprawiedliwe. Inaczej czułbym sie
> pokrzywdzony. To jest moja bonifikata za to że nie mogę się rano wyspać,
> muszę użerać się z szefem, walczyć o premie, pilnować kolegów "zdolnych
> inaczej" itp., i z roboty wracam do domu nieprzytomny (nie chodzi wcale
> o piwko a o zmęczenie).
A żona rano na pewno może się wyspać, cały dzień "siedzi" w domu i wieczorem
jest świeżutka i kwitnąca. Ja byłam z dziećmi w domu przez 5 lat i uwierz,
siedzieć to ja mogłam wieczorem, jak dzieci położyłam spać. Uważam, że
często to ja byłam bardziej zmęczona niż mąż.
> Wspólne
> konto to fatalne rozwiązanie, nazwłbym je "komunistyczne". Jak nie ma
> takiego "Balcerowicza" który by to wszystko pilnował to pieniądze
> znikają nie wiadomo na co. Chyba że kazdy wydatek omawiacie wspólnie lub
> co miesiąc siadacie i sprawdzacie ile na co poszło. W kwestiach
> finansowych musi byc dyscyplina - no chyba ze kosicie taki szmal ze nie
> jestescie w stanie tego wydac.
My mamy wspólne konto, nie mamy "Balcerowicza", kokosów nie kosimy (w sumie
2300 netto), a jeszcze udaje się nam co nieco odłożyć. To jest kwestia
wspólnego zdyscyplinowania, naprawdę żadne z nas drugiego nie pilnuje.
Poza tym Twoja żona ma naprawdę trudne zadanie, opieka nad dziećmi,
zajmowanie się domem i robienie zakupów. Czy Ty wiesz, że ceny wszystkich
produktów szybko się zmieniają i rosną? Może dlatego żona się czasami "nie
wyrabia finansowo"? Wydaje mi się, że zarabiając pieniądze wyznajesz
filozofię, że skoro łożysz na utrzymanie, to reszta Cię już nie interesuje.
Z drugiej strony muszę przyznać, że gdybym ja miała tyle pieniędzy, to
czułabym się krezusem :) (żeby nie było niedomówień, nie uważam się za osobę
biedną).
Serdecznie pozdrawiam
Agnieszka
|