Data: 2007-12-15 07:27:02
Temat: Re: co dalej
Od: d...@v...pl
Pokaż wszystkie nagłówki
> droga przyszla zono, znow zaptelilas sie z ta decyzja z narzeczona. To wlasnie
> boli widze najbardziej, ta samodzielnie zmieniona "wposlna decyzja"
> najbardziej. Moze matka powiedziala mu cos czego wczesniej nie wiedzial? a
> jesli nawet zmienil zdanie, bo jakies hosterie odstwila- dowodzi, ze nie ma
> przyzerowego stosunku do tej sprawy. Jest za matka, jak sama zreszta piszesz,
> wiec matki sie bedzie bardziej sluchal. Dlatego zmienil zdanie. Panna mloda
> powinna sobie wziac ambicje w tym momencie na wstrzymanie. rzecz jasna imo.
Iwon(k) byłabym wdzięczna gdybys przeczytała post inicjujący ze zrozumieniem.
Ja nie jestem dziewczyną z tego posta. Jestem z nią blisko związana. Ona prosiła
mnie o radę co powinna zrobić, ja swoje zdanie na ten temat mam, ale obawiałam
się, że jako osoba nieobiektywna w tej sytuacji (bo blisko związana) sama poddam
się emocjom i nie zobaczę całej sprawy w odpowiednim świetle.
Dla mnie osobiście nienormalnym jest legitymowanie znajomych własnych dzieci
kiedy przychodzą do nas do domu. Dla mnie nienormalnym jest niezapraszanie osoby
towarzyszącej na ślub czy wesele (kiedy takowa pod postacią żony istnieje) itp itd.
Chciałam się upewnić czy radząc dziewczynie sama niepotrzebnie jej namieszam w
życiu, bo ją zbuntuję. Bo zgadzam się z wiekszością piszących. Histeria matki
nie jest wystarczającym powodem, żeby zmieniać zdanie ot tak, pstryk i już,
zwłaszcza, że problem według chłopaka był wcześniej wyimaginowany. Zdanie matki
powinno sie liczyć, jak najbardziej, ale teraz to on będzie miał, a właściwie to
już ma (!) od kilku lat nową rodzinę w postaci dziewczyny, z którą mieszka.
Teraz ona go utrzymuje, bo on jest na ostatnim roku studiów dziennych. Matkę nie
interesowało z czego się jej syn utrzymuje wczesniej. Kiedy trzeba było zalatwić
dokumenty np do uzyskania dofinansowania do akademika czy stypendium socjalnego,
matka olała sprawę i nic nie zalatwiła nic. Chłopak został na ostatnim roku
studiów jedynie ze stypendium naukowym. A matka była obruszona, że miał do niej
o to żal. Nie obchodziło jej to, że dziecko studiuje kilkaset km od domu i ma ok
200 zł miesięcznie na życie. To jest norma?
To chłopak powiedział dziewczynie, że jak widzi swoją własną matkę i swoja
przyszłą teściową (!) to widzi, że jego matka jest potworem i powinien jej
nieźle nagadać. To on nauczył się od dziewczyny, że można zrobić coś, pomóc
komuś bezinteresownie, za nic, a na dodatek mieć z tego frajdę. To on nauczył
się od dziewczyny, że jak ktoś dzwoni z prośbą o pomoc (mnie się zdarza prosić
ją, żeby została z moimi dziećmi) to _można_ odmówić, jeśli się nie ma czasu, ma
już inne plany. Wcześniej były rozkazy, "masz być", "masz załatwić", "masz
zrobić" i nawet głupiego dziękuje po wszystkim. W domu takich zachowań nie było.
Wyszedł moim zdaniem z lekko "skrzywionego" domu rodzinnego, z pokręconymi
relacjami. Widzi, że matka jest nie teges, ale jednak poddaje się jej.
A dziewczyna nie chce się pakować w taki układ. Ona ma silne poczucie
niezależności i wychodzi z założenia, że niech każdy żyje jak chce, robi co
chce, mnie nic do tego i od mojego życia wara.
Dla mnie dziwnym i niosącym ryzyko jest to, że chłopak wie, że jego matka jest
jaka jest... a jednak jej ulega. To naprawdę dobrze nie wróży.
dzidka
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
|