Data: 2007-12-15 11:03:35
Temat: Re: co dalej
Od: Hanka Skwarczyńska <hanka@[asiowykrzyknik]truecolors.pyly>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Iwon(K)a" <i...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:798c.00000001.476342c0@newsgate.onet.pl...
> [...] droga przyszla zono, znow zaptelilas sie z ta decyzja
> z narzeczona. To wlasnie boli widze najbardziej, ta samodzielnie
> zmieniona "wposlna decyzja" najbardziej.[...]
IMO słusznie. Jasne, że czasem taka samodzielna zmiana wspólnej decyzji boli
z przyczyn, powiedzmy, nie do końca dojrzałych - od ambicjonalnej chęci
postawienia na swoim po potrzebę upewnienia się o swojej pozycji w dość
świeżym jeszcze związku. Bywa, ludzie są ludźmi. Ale z drugiej strony
kobieta ma przed sobą perspektywę spędzenia reszty życia z tym facetem;
spędzanie z kimś życia wymaga podejmowania wspólnych decyzji dotyczących
wielu spraw ważnych i nieważnych, od rodzaju surówki do obiadu po sposób
wychowywania wspólnych dziecek i inwestowania wspólnej kasy. Większość
znanych mi ludzi potrzebuje poczucia jakiej takiej stabilności, a tej nie
zapewnia partner pozbawiony elementarnej "kultury korporacyjnej",
wymagającej ustalenia, uzgodnienia, przedstawienia nowych faktów, zapytania
o zdanie - a nie postawienia przed faktem dokonanym. Tym bardziej, że w
opisanej sytuacji zachowanie matki chłopaka wydaje mi się mocno podejrzane.
Ja wiem, że teraz jest taki powszechny trynd, że nie wolno złego slowa na
matkę partnera powiedzieć, bo ona na pewno miała najczystsze intencje i
solidne argumenty, a zła synowa dopatruje się najgorszego z paragrafu
"teściowa", ale kaman - histerie, napuszczanie na siebie rodzeństwa i ogólny
cyrk z powodu konieczności znalezienia się w jednym pomieszczeniu z
rzeczywistością?
Pozdrawiam
--
Hanka Skwarczyńska
i kotek Behemotek
KOTY. KOTY SĄ MIŁE.
http://truecolors.pl
|