Data: 2002-11-25 17:11:29
Temat: Re: nie chcę slubu! co robic?
Od: Monika <1...@w...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Wiadomość od tweety (t...@i...pl) dostałam taką:
> Czy slub gwarantuje szczęscie małzenskie?? Czy w dzisiejszych
> czasach dziecko "bez slubu" jest bękartem czy czyms takim
> podobnym??!! jesli ktos tak mysli to jest niepowazny. Zgadzam sei,
> ze przy poczeciach dzieci nalezy myslec, ale ja jako matka próbuje
> postawic sie w roli rodziców i nie rozumiem dlaczego oni tak
> nalegają, dlaczego sie wstydzą córki "z brzuchem", przeciez to
> myslenie z przed wieku conajmniej.
Tweety, podczepiam się pod Twim postem, bo w zasadzie się z Tobą
zgadzam, a napisanie tego strasznie dużo miejsca mi zajęło:-).
Wciąż dziecko bez ślubu jest traktowane jako "bękart", nie wszędzie i
nie zawsze, ale bywa. Inna rzecz, że raczej w aspekcie gdybania, a gdy
dochodzi do takiej sytuacji ludzie to racjonalizują zazwyczaj, że a
może ten chłop jakiś nieopowiedzialny, a może lubi wypić, pewnie
dlatego go nie chciała i dobrze, bo co sobie będzie dziewczyna na głowę
brała dodatkowy kłopot. To z obserwacji i plotek wśród znajomych;-). O
ile wywnioskowałam, to żadna z tych "plotkowych" sytuacji u Sagi nie
zachodzi. Ale trudno też się dziwić rodzicom, że według nich to wstyd
i hańba, tak zostali wychowani oni i ich znajomi. Takie są ich poglądy,
że niezgodne z naszymi? Szanujmy poglądy innych. Że przesadzają, że
ukrywają córkę, bo się jej wstydzą, hmm... to dziwne. Jak na mój gust,
to rodzice jeśli mają przeświadczenie, że "przydarzyło jej się
nieszczęście", tym bardziej powinni być po jej stronie, ale to moje
odczucie, może ich zdaniem właśnie naleganie na ślub jest byciem po jej
stronie, może sądzą, że ojciec chce uniknąć odpowiedzialności?
Może z nimi powinna porozmawiać nie tylko ona, ale także jej partner.
Może on powinien powiedzieć, że on chciałby ślubu (o ile chce), ale ona
nie chce, a w tej chwili najważniejsze jest jej dobre samopoczucie i
decyzję o poważnych rozmowach odkładają na później, bo nie papierek
jest dla nich najważniejszy tylko radosne i spokojne oczekiwanie
dziecka?
Czy to pomoże? Nie wiem, ale wiem, że nie można oczekiwać od rodziców,
że zaakceptują całkowicie nasz światopogląd, jeśli zupełnie gardzimy
ich punktem widzenia.
Saga, cóż, używa argumentów "bo moi rodzice są fajni, chcą żebym sie
uczyła, a nie pracowała, więc robię tak jak chcą, jestem przecież
grzeczną", a z drugiej strony "moi rodzice chcą żebym wzięła ślub, a ja
nie chcę. Rodzice są be."
To trochę niepoważne, że bardzo wybiórczo traktuje wskazówki rodziców,
w zależności od jej własnego widzi mi się, nie biorąc pod uwagę ich
uczuć, spełnia ich plany, ale tylko pod warunkiem, że jej jest tak
wygodnie, a jak nie pasuje, to niech się wypchają ze swoimi planami.
To budzi mieszane uczucia. Wydaje się trochę dziecinne, na zasadzie jak
mama kupi lalkę to kocham mamę, a jak mama nie kupi lizaka, to wredna
mamica i ją ugryzę, ale to zachowanie dobre dla przedszkolaka, a nie
dla prawie pani magister.
Rozumiem niechęć do ślubu, bo też się strasznie o to kłociłam, nawet z
moim facetem. W końcu po kilku latach poddałam się presji społecznej i
ten ślub wzięłam, dla świętego spokoju. Chciaż źle się czułam z tą
decyzją, bo musiałam się poddać, zrezygnować z własnych poglądów na
rzecz tego "co ludzie powiedzą". Rozumiem Sage w tym względzie. A
jeszcze bardziej, że nie chce brać ślubu w ciąży. To jest faktycznie
bezsensu, szczególnie w ciąży tak zaawansowanej. Prawdopodobnie by się
męczyła na hucznym weselisku i z pewnością nie byłby to jej wielki
dzień tylko jakiś koszmar do przeżycia.
Nie mam zamiaru się czepiać tego, że utrzymują ich rodzice, mnie też
utrzymywali na studiach, też dostałam od rodziców pierwszy własny
samochód. Inna sprawa, że w którymś momencie zaczęłam się z tym głupio
czuć i dorabiałam sobie chociaż na drobne wydatki, w sposób, który w
nauce wcale mi nie przeszkadzał, a wręcz przeciwnie, znaczy się
przepisywałam prace semestralne, magisterskie itp. Zresztą wciąż nam
pomagają wcale znacząco. Ale dlatego też staram się zawsze zrozumieć
ich punkt widzenia.
Nie wiem dlaczego Saga się tak broni przed ślubem i przed jakim ślubem?
Może wzięcie ślubu cywilnego, bez całej wielkiej "szopki" wokół tego
było by rozwiązaniem, które nieco uspokoiło by rodziców, a przez Sagę
zostało zaakceptowane? W sumie to w końcu tylko specyficzna umowa i
można ją rozwiązać, o czym Saga powinna dobrze wiedzieć.
Ja ze swojej strony przeciwniczki ślubów powiem, że po ślubie już
okazało się, że mam względny spokój w otoczeniu, a dla mnie to nic nie
zmieniło. Zresztą do tej pory aktu małżeństwa nie posiadam, bo nawet
ten papierek jest mi niepotrzebny, potrzebne było tylko swoiste
"przedstawienie" przed rodziną i znajomymi. Ot taki społeczny rytuał.
Może jak się mieszka w dużym mieście to tego przymusu społecznego nie
czuć i wydaje się to śmieszne, ale o mnie po ślubie zaczęły krążyć
plotki, wiecie dlaczego?, bo nie miałam białej sukni, welonu, ani
wianka. Czy komuś z Was przyszedł by do głowy pomysł oceniać
prowadzenie się dziewczyny na podstawie wyglądu ślubnego stroju?
Przecież to jest absurdalne, ale jak się okazało nie wszędzie i nie dla
wszystkich, dlatego też jakoś tam staram się zrozumieć punkt widzenia
rodziców Sagi, chociaż ich punkt widzenia nie jest moim.
I rozumiem Sagę, przynajmniej częściowo. Ale mimo wszystko, jako już
niedługo mama powinna sie postawić w sytuacji swoich rodziców, postarać
się zrozumieć ich i spokojnie przedstawić swój i swojego partnera punkt
widzenia. Znaleźć jakiś kompromis, bo może Qwax ma rację, że na
kompromisach obie strony coś tracą, ale bez kompromisu w tym wypadku
obie mogą stracić znacznie więcej.
--
Pozdrawia Monika
GG 51726
|