Data: 2009-08-24 21:56:34
Temat: Re: redart - pytania o podstawy
Od: "Redart" <r...@t...op.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "rajcelem" <rajcelem[at]naszojciec[dot]pl> napisał w wiadomości
news:4a924de6$1@news.home.net.pl...
> Hej
>
> Redart, czytam z zainteresowaniem twoje posty i chciałbym poznać twoją
> opinię.
>
>
>> W buddyzmie nie ma Boga, rzeczywistości i konkretnej i obiektywnej
>> jednocześnie.
>
> Jesteś buddystą, jednocześnie wypowiadasz się tak, jakby Bóg istniał.
> Sądzisz, że Bóg istnieje czy nie?
Pytanie o istnienie Boga jest zazwyczaj zbyt mało precyzyjne ;)
Powiedzmy, że spróbuję wyodrębnić dwa podpytania:
- pytanie o wsparcie - czy idąc ścieżką duchową możemy liczyć na
'nietypowe/nadnaturalne/ponadludzkie' wsparcie
- pytanie o obiektywne/niezależne istnienie związane z dualizmem
postrzegania i logiką wymagającą tworzenia bytów
Jeśli chodzi o pierwsze - tu nie ma sprzecznosci między buddyzmem,
czy chrześcijaństwem - tak, w mojej opini zdecydowanie bliższe
jest prawdzie twierdzenie, że wsparcie jest (pytanie tylko, czy
należy je nazwać ponadnaturalnym. Wolę: nietypowym). Natomiast
jest to przestrzeń osobista i to, co nam w tej przestrzeni
gra jest bezpośrednio zwiazane z naszą otwartością i pracą,
czy też gotowością na eksperyment z samym sobą. Buddyzm
kwestię 'istnienia' bardzo szybko sprowadza 'na poziom podłogi'
poprzez stwierdzenie 'istnieje cierpienie'. Nasze własne cierpienie
to podstawowa a dla wielu być może jedyna rzecz, która jest
własnością czysto osobistą, niewyrażalną, 'niezbywalną'.
I w taki sposób: intymny, osobisty, 'niezbywalny', w jaki
doświadczamy samych siebie (w szczególności własnego bólu
egzystencjalnego), w taki sposób powinniśmy prowadzić
ze sobą intymny eksperyment. W tej, żadnej innej, przestrzeni
powinniśmy pytać o istnienie/nie istnienie Boga i w tej
przestrzeni szukać wsparcia. Przy odpowiednim skupieniu
na własnym cierpieniu najłatwiej 'zrozumiemy',
'doświadczymy' pozornej sprzecznosci iluzji i istnienia
obiektywnego. Nie możemy powiedzieć, że nasze poczucie
siebie nie istnieje, jednakże nie jesteśmy tego absolutnie
indywidualnego doświadczenia w żaden sposób zobiektywizować
i 'pokazać'. I w ramach praktyki duchowej tę delikatną
przestrzeń doświadczanej iluzji otwieramy i zaczynamy
eksplorować. I z tej przestrzeni uzyskujemy doświadczenia
zaskakujące ;) Zdecydowanie nieszablonowe. Tak samo,
jak doświadczamy 'cierpienia', tak samo możemy doświadczyć
'wsparcia'. Buddyzm zasadniczo NICZYM INNYM SIĘ NIE ZAJMUJE,
jak właśnie narzędziami do eksploracji tej 'wewnętrznej
przestrzeni', która, jednakowoż, kiedy uzyskamy odpowiedni
poziom 'samoskupienia' okazuje się wcale nie być
rzeczywistością 'wewnętrzną', 'oddzieloną' od świata zewnętrznego.
Jest raczej dokładnie odwrotnie ;))) - to nasz brak skupienia
w normalnym funkcjonowaniu narzuca bardzo silne poczucie, że
istnieje tylko 'przestrzeń zewnętrzna', nie widzimy, że
absolutnie wszystko rozgrywa się w istocie również w
tej osobistej, intymnej, indywidualnej przestrzeni,
a wręcz przede wszystkim 'tu'. Właśnie: 'tu'.
W pewnej podstawie bytu, która jednocześnie nie jest nam
ani przez chwilę obca. Zabiegi takie, jak modlitwa, medytacja
- służą uzyskaniu właściwego skupienia i wskazują, jaki
w tej przestrzeni istnieje potencjał. To nie jest przestrzeń
'bierna', która tylko odbija 'świat zewnętrzny'. Przeciwnie
- jest to niejako 'brama przemiany' - przez którą uzyskujemy
nowe możliwości uczestnictwa w rzeczywistości, odbierania jej
i oddziaływania na nią.
Jeśli zaś chodzi o pytanie drugie - o logikę istnieje/nie istnieje,
to w kontekście powyższego odpowiedź brzmi: pytanie jest
niewłaściwe, bo nie dotyczy niczego istotnego ;))) A twoje
cierpienie jest, czy nie ? Jest ? Nie wierzę ! :) Pokaż !
Poziomów tej dualności jest wiele. Można powiedzieć, że mamy
tu do czynienia z 'cebulą iluzji' - rozróżnienia i pułapki
dualnego postrzegania na zewnatrz są najgrubsze, najtwardsze
i najbardziej 'ujarzmiające' swoją realnością. W miarę obierania
(np. w wyniku modlitwy, rozwijania współczucia, praktyk medytacji
- wszelakich takich właśnie 'eksperymentów' z sobą samym)
poziomów postrzegania, dualne zaciemnioenia stopniowo
subtelnieją.
Zacytuję jeszcze Bartosia, by pokazać, jak na gruncie
chrześcijaństwa można stopniowo 'złagodzić' wynikającą
z dualnego postrzegania presję odpowiedzi na pytanie
o istnienie Boga ( i tym samym obrać kilka twardych
skórek - co sobie będziemy żałować :):
"Bóg osobowy w chrześcijaństwie kontra bezosobowa
boskość w religiach Dalekiego Wschodu - tego rodzaju
schematyczny podział jest dziś popularny. Kłopot w tym,
że nie do końa jest on prawdziwy.(...)
... metafory [Boga] są częścią tradycji teologicznej
chrześcijaństwa: mówi się, że Bóg jest Ojcem, mówi się,
że jest matką, że jest lwem... W Piśmie Świętym takich
boskich imion jest wiele. Pseudo-Dionizy Areopagita
(V-VI wiek), twórca chrześcijańskiej teologi apofatycznej,
wymienia je i analizuje w traktacie 'O imionach Bożych'.
Zeraca jednak uwagę na ograniczenia takich metafor. My
dziś powiedzielibyśmy, że w odniesieniu do Boga mylące
jest posługiwanie się podmiotowo-orzecznkową strukturą
języka. Gdy myślimy o Bogu jako kochającym ojcu, wydaje
się nam, że jest to ktoś, kto kocha. Tymczasem w Bogu
Jego działania są tożsame z Jego istnieniem. Powiemy
więc za Tomaszem z Akwinu, że Bóg jest samą miłością,
i - analogicznie - samym poznaniem.Istota boskiego
istnienia to kochanie i poznawanie. Nie ma jednak
kogoś, kto kocha i poznaje, ale jest samo miłowanie
i poznawanie. A tego przecież nie możemy już pojąć,
mamy bowiem silny nawyk jezykowy, w którym zawsze
mówimy coś o czymś. W Bogu nie ma ani 'coś', ani
'o czymś'. Ponadto nasze rozumienie istnienia, miłości
czy dobroci ma tylko w niewielkim stopniu coś wspólnego
z istnieniem, miłością, czy dobrocią Boga."
>> istnienia dwóch niezależnych rzeczywistości - dualnej i niedualnej
>
> Który z tych opisów rzeczywistości uważasz za bliższy prawdy?
No który, który ? :)
A Ty jesteś prawdziwy ? :)
>> Chrystus był nie byle kim
>
> Kim jest Jezus dla ciebie?
> Tylko oświeconym mędrcem czy miał prawdziwy kontakt z rzeczywistościami
> "nadludzkimi"?
W słowie 'nadludzki' kryje się pułapka. Mając dzisiejszą
wiedzę o tym, jak istnienie z jego cierpieniami (do ludzi
zachodu często dużo lepiej dociera słowo 'dyskomfortami'
- ale to raczej egocentryczne zawężenie perspektywy, wynik
braku głębszej refleksji nad tym, co się tu dzieje dookoła)
- zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i globalnym -
jest 'twarde', wydaje się nam, że tylko jakaś 'nadludzka
moc' jest w stanie nas wybić z tego 'zesztywnienia',
podbudowanego potężną wiedzą naukową itp, itd oraz
własnego poczucia, że toniemy w jakimś tłumie bezwolnych
istot innych ludzkich, które utknęły w przekoloryzowanym
świetle dnia 'cywilizacji nowoczesnej'.
Zacytuję znów TB:
"...jeśli chcemy serio traktować Jezusowe nauki, to najpierw
trzeba by zrozumieć Jego życie jako zwyczajną ludzką historię.
I ta ludzka droga jednego ze zwykłych ludzi ma nam dać intuicję
tego, co transcendentne, boskie. Innego sposobu nie ma."
Wojciech Eichelberger dopowiada:
"Boskość Jezusa przejawia się przede wszystkim w tym,
jak radził sobie z włąsnym, ludzkim losem. Jeśli tego
nie widzimy, to - zamiast wiary - uprawiamy pseudoreligijną
egzaltację"
Tadeusz Bartoś: "Prawda Jezusa to taka, którą możemy poznać jedynie
osobiście się angażując. Ona dotyczy nas i naszego
doświadczenia. Problemem większości ludzi jest to, że
zadanie poszukiwania prawdy cedują na elitę specjalistów,
teologów, duchownych, sami oczekując gotowych wyników.
Jezus postępował dokładnie odwrotnie"
Z czysto technicznego, buddyjskiego punktu widzenia
raczej nie popełniamy błędu, jeśli zaliczymy Jezusa
do jednego z tzw. bodhisattwów, czyli oświeconych istot
kroczacych drogą współczucia.
Natomiast jest to tylko pewna koncepcja. Tak, jak
w chrześcijaństwie Chrystus został na stałe wpisany jako
jedna z osób w dogmacie o Trójcy Świętej, tak w buddyzmie,
tam, gdzie mamy do czynienia z praktyką, Jezus może przyjąć
postać właśnie tego wsparcia, o którym wcześniej mówiłem.
Można go rozpatrzyć w konteksię buddyjskiej idei
Trzech Ciał Buddy: istnieje na kilku poziomach:
- jako postać historyczna, która zostawiła po sobie bezcenne
nauki (manifestacja na poziomie Dharmakaji, ciało fizyczne,
ciało emanacji, ciało współczucia),
- jako nieustające wsparcie, które jest nam dostępne, jeśli
mamy odpowiednio czysty związek (wymiar Sambogakaji,
ciało świetliste, energetyczne, ciało niebiańskiego przejawienia
;'czysty związek' to jeden z podstawowych terminów występujacych
w praktyce buddyjskiej)
- na poziomie absolutnym (Dharmakaja - ciało absolutne,
ciało prawdy), gdzie nie ma zasadniczo rozróżnienia na różne
postacie Buddów, jest to wymiar jedności w pustce.
Są to technicznie dość zawiłe kwestie, ale najważniejsze
jest to, co nam w duszy gra ;))) Jak jest czysty związek
i oddanie, to nie musimy się resztą przejmować, tak samo
jak nie musimy się martwić o to, czy nasze serce bije ;)
Pozdrówka !
|