Data: 2009-08-24 22:56:21
Temat: Re: redart - pytania o podstawy
Od: "Chiron" <c...@...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Redart" <r...@t...op.pl> napisał w wiadomości
news:h6v2a9$buj$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "rajcelem" <rajcelem[at]naszojciec[dot]pl> napisał w wiadomości
> news:4a924de6$1@news.home.net.pl...
> > Hej
> >
> > Redart, czytam z zainteresowaniem twoje posty i chciałbym poznać twoją
> > opinię.
> >
> >
> >> W buddyzmie nie ma Boga, rzeczywistości i konkretnej i obiektywnej
> >> jednocześnie.
> >
> > Jesteś buddystą, jednocześnie wypowiadasz się tak, jakby Bóg istniał.
> > Sądzisz, że Bóg istnieje czy nie?
>
> Pytanie o istnienie Boga jest zazwyczaj zbyt mało precyzyjne ;)
> Powiedzmy, że spróbuję wyodrębnić dwa podpytania:
> - pytanie o wsparcie - czy idąc ścieżką duchową możemy liczyć na
> 'nietypowe/nadnaturalne/ponadludzkie' wsparcie
> - pytanie o obiektywne/niezależne istnienie związane z dualizmem
> postrzegania i logiką wymagającą tworzenia bytów
>
> Jeśli chodzi o pierwsze - tu nie ma sprzecznosci między buddyzmem,
> czy chrześcijaństwem - tak, w mojej opini zdecydowanie bliższe
> jest prawdzie twierdzenie, że wsparcie jest (pytanie tylko, czy
> należy je nazwać ponadnaturalnym. Wolę: nietypowym). Natomiast
> jest to przestrzeń osobista i to, co nam w tej przestrzeni
> gra jest bezpośrednio zwiazane z naszą otwartością i pracą,
> czy też gotowością na eksperyment z samym sobą. Buddyzm
> kwestię 'istnienia' bardzo szybko sprowadza 'na poziom podłogi'
> poprzez stwierdzenie 'istnieje cierpienie'. Nasze własne cierpienie
> to podstawowa a dla wielu być może jedyna rzecz, która jest
> własnością czysto osobistą, niewyrażalną, 'niezbywalną'.
> I w taki sposób: intymny, osobisty, 'niezbywalny', w jaki
> doświadczamy samych siebie (w szczególności własnego bólu
> egzystencjalnego), w taki sposób powinniśmy prowadzić
> ze sobą intymny eksperyment. W tej, żadnej innej, przestrzeni
> powinniśmy pytać o istnienie/nie istnienie Boga i w tej
> przestrzeni szukać wsparcia. Przy odpowiednim skupieniu
> na własnym cierpieniu najłatwiej 'zrozumiemy',
> 'doświadczymy' pozornej sprzecznosci iluzji i istnienia
> obiektywnego. Nie możemy powiedzieć, że nasze poczucie
> siebie nie istnieje, jednakże nie jesteśmy tego absolutnie
> indywidualnego doświadczenia w żaden sposób zobiektywizować
> i 'pokazać'. I w ramach praktyki duchowej tę delikatną
> przestrzeń doświadczanej iluzji otwieramy i zaczynamy
> eksplorować. I z tej przestrzeni uzyskujemy doświadczenia
> zaskakujące ;) Zdecydowanie nieszablonowe. Tak samo,
> jak doświadczamy 'cierpienia', tak samo możemy doświadczyć
> 'wsparcia'. Buddyzm zasadniczo NICZYM INNYM SIĘ NIE ZAJMUJE,
> jak właśnie narzędziami do eksploracji tej 'wewnętrznej
> przestrzeni', która, jednakowoż, kiedy uzyskamy odpowiedni
> poziom 'samoskupienia' okazuje się wcale nie być
> rzeczywistością 'wewnętrzną', 'oddzieloną' od świata zewnętrznego.
> Jest raczej dokładnie odwrotnie ;))) - to nasz brak skupienia
> w normalnym funkcjonowaniu narzuca bardzo silne poczucie, że
> istnieje tylko 'przestrzeń zewnętrzna', nie widzimy, że
> absolutnie wszystko rozgrywa się w istocie również w
> tej osobistej, intymnej, indywidualnej przestrzeni,
> a wręcz przede wszystkim 'tu'. Właśnie: 'tu'.
> W pewnej podstawie bytu, która jednocześnie nie jest nam
> ani przez chwilę obca. Zabiegi takie, jak modlitwa, medytacja
> - służą uzyskaniu właściwego skupienia i wskazują, jaki
> w tej przestrzeni istnieje potencjał. To nie jest przestrzeń
> 'bierna', która tylko odbija 'świat zewnętrzny'. Przeciwnie
> - jest to niejako 'brama przemiany' - przez którą uzyskujemy
> nowe możliwości uczestnictwa w rzeczywistości, odbierania jej
> i oddziaływania na nią.
>
> Jeśli zaś chodzi o pytanie drugie - o logikę istnieje/nie istnieje,
> to w kontekście powyższego odpowiedź brzmi: pytanie jest
> niewłaściwe, bo nie dotyczy niczego istotnego ;))) A twoje
> cierpienie jest, czy nie ? Jest ? Nie wierzę ! :) Pokaż !
>
> Poziomów tej dualności jest wiele. Można powiedzieć, że mamy
> tu do czynienia z 'cebulą iluzji' - rozróżnienia i pułapki
> dualnego postrzegania na zewnatrz są najgrubsze, najtwardsze
> i najbardziej 'ujarzmiające' swoją realnością. W miarę obierania
> (np. w wyniku modlitwy, rozwijania współczucia, praktyk medytacji
> - wszelakich takich właśnie 'eksperymentów' z sobą samym)
> poziomów postrzegania, dualne zaciemnioenia stopniowo
> subtelnieją.
>
> Zacytuję jeszcze Bartosia, by pokazać, jak na gruncie
> chrześcijaństwa można stopniowo 'złagodzić' wynikającą
> z dualnego postrzegania presję odpowiedzi na pytanie
> o istnienie Boga ( i tym samym obrać kilka twardych
> skórek - co sobie będziemy żałować :):
>
> "Bóg osobowy w chrześcijaństwie kontra bezosobowa
> boskość w religiach Dalekiego Wschodu - tego rodzaju
> schematyczny podział jest dziś popularny. Kłopot w tym,
> że nie do końa jest on prawdziwy.(...)
> ... metafory [Boga] są częścią tradycji teologicznej
> chrześcijaństwa: mówi się, że Bóg jest Ojcem, mówi się,
> że jest matką, że jest lwem... W Piśmie Świętym takich
> boskich imion jest wiele. Pseudo-Dionizy Areopagita
> (V-VI wiek), twórca chrześcijańskiej teologi apofatycznej,
> wymienia je i analizuje w traktacie 'O imionach Bożych'.
> Zeraca jednak uwagę na ograniczenia takich metafor. My
> dziś powiedzielibyśmy, że w odniesieniu do Boga mylące
> jest posługiwanie się podmiotowo-orzecznkową strukturą
> języka. Gdy myślimy o Bogu jako kochającym ojcu, wydaje
> się nam, że jest to ktoś, kto kocha. Tymczasem w Bogu
> Jego działania są tożsame z Jego istnieniem. Powiemy
> więc za Tomaszem z Akwinu, że Bóg jest samą miłością,
> i - analogicznie - samym poznaniem.Istota boskiego
> istnienia to kochanie i poznawanie. Nie ma jednak
> kogoś, kto kocha i poznaje, ale jest samo miłowanie
> i poznawanie. A tego przecież nie możemy już pojąć,
> mamy bowiem silny nawyk jezykowy, w którym zawsze
> mówimy coś o czymś. W Bogu nie ma ani 'coś', ani
> 'o czymś'. Ponadto nasze rozumienie istnienia, miłości
> czy dobroci ma tylko w niewielkim stopniu coś wspólnego
> z istnieniem, miłością, czy dobrocią Boga."
>
>
>
>
> >> istnienia dwóch niezależnych rzeczywistości - dualnej i niedualnej
> >
> > Który z tych opisów rzeczywistości uważasz za bliższy prawdy?
>
> No który, który ? :)
> A Ty jesteś prawdziwy ? :)
>
> >> Chrystus był nie byle kim
> >
> > Kim jest Jezus dla ciebie?
> > Tylko oświeconym mędrcem czy miał prawdziwy kontakt z rzeczywistościami
> > "nadludzkimi"?
>
> W słowie 'nadludzki' kryje się pułapka. Mając dzisiejszą
> wiedzę o tym, jak istnienie z jego cierpieniami (do ludzi
> zachodu często dużo lepiej dociera słowo 'dyskomfortami'
> - ale to raczej egocentryczne zawężenie perspektywy, wynik
> braku głębszej refleksji nad tym, co się tu dzieje dookoła)
> - zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i globalnym -
> jest 'twarde', wydaje się nam, że tylko jakaś 'nadludzka
> moc' jest w stanie nas wybić z tego 'zesztywnienia',
> podbudowanego potężną wiedzą naukową itp, itd oraz
> własnego poczucia, że toniemy w jakimś tłumie bezwolnych
> istot innych ludzkich, które utknęły w przekoloryzowanym
> świetle dnia 'cywilizacji nowoczesnej'.
>
> Zacytuję znów TB:
> "...jeśli chcemy serio traktować Jezusowe nauki, to najpierw
> trzeba by zrozumieć Jego życie jako zwyczajną ludzką historię.
> I ta ludzka droga jednego ze zwykłych ludzi ma nam dać intuicję
> tego, co transcendentne, boskie. Innego sposobu nie ma."
> Wojciech Eichelberger dopowiada:
> "Boskość Jezusa przejawia się przede wszystkim w tym,
> jak radził sobie z włąsnym, ludzkim losem. Jeśli tego
> nie widzimy, to - zamiast wiary - uprawiamy pseudoreligijną
> egzaltację"
> Tadeusz Bartoś: "Prawda Jezusa to taka, którą możemy poznać jedynie
> osobiście się angażując. Ona dotyczy nas i naszego
> doświadczenia. Problemem większości ludzi jest to, że
> zadanie poszukiwania prawdy cedują na elitę specjalistów,
> teologów, duchownych, sami oczekując gotowych wyników.
> Jezus postępował dokładnie odwrotnie"
>
> Z czysto technicznego, buddyjskiego punktu widzenia
> raczej nie popełniamy błędu, jeśli zaliczymy Jezusa
> do jednego z tzw. bodhisattwów, czyli oświeconych istot
> kroczacych drogą współczucia.
> Natomiast jest to tylko pewna koncepcja. Tak, jak
> w chrześcijaństwie Chrystus został na stałe wpisany jako
> jedna z osób w dogmacie o Trójcy Świętej, tak w buddyzmie,
> tam, gdzie mamy do czynienia z praktyką, Jezus może przyjąć
> postać właśnie tego wsparcia, o którym wcześniej mówiłem.
> Można go rozpatrzyć w konteksię buddyjskiej idei
> Trzech Ciał Buddy: istnieje na kilku poziomach:
> - jako postać historyczna, która zostawiła po sobie bezcenne
> nauki (manifestacja na poziomie Dharmakaji, ciało fizyczne,
> ciało emanacji, ciało współczucia),
> - jako nieustające wsparcie, które jest nam dostępne, jeśli
> mamy odpowiednio czysty związek (wymiar Sambogakaji,
> ciało świetliste, energetyczne, ciało niebiańskiego przejawienia
> ;'czysty związek' to jeden z podstawowych terminów występujacych
> w praktyce buddyjskiej)
> - na poziomie absolutnym (Dharmakaja - ciało absolutne,
> ciało prawdy), gdzie nie ma zasadniczo rozróżnienia na różne
> postacie Buddów, jest to wymiar jedności w pustce.
> Są to technicznie dość zawiłe kwestie, ale najważniejsze
> jest to, co nam w duszy gra ;))) Jak jest czysty związek
> i oddanie, to nie musimy się resztą przejmować, tak samo
> jak nie musimy się martwić o to, czy nasze serce bije ;)
>
A co z buddyjską koncepcją dobra i zła? Jak bardzo różni się od
chrześcijańskiej? Czy nie tu właśne widać największe różnice pomiędzy tymi
religiami? Dla chrześcijanina najważniejsza jest miłość. Co jest
najważniejsze dla buddysty?
pozdrawiam
Chiron
|