Data: 2002-12-26 19:31:23
Temat: Cierpie..czy jestem sam sobie winny?Co robic?
Od: Gandalf <s...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
Witam wszystkich grupowiczow.
Mimo,ze nie spodziewam sie,ze ktos bedzie mi w stanie pomoc...To wykorzystuje
wszelkie mozliwe srodki,aby zmniejszyc moje cierpienie.Moze ktos mnie zrozumie?
Mimo,ze niemozliwe jest streszczenie w kilku zdaniach wszystkiego,co sie
zdarzylo,wszystkich uczuc...Sprobuje przynajmniej nakreslic sytuacje.
Od poczatku to byl dziwny zwiazek.Znamy sie od okolo 6 lat.Skonczylem wlasnie
23 lata.Ona jest mlodsza o 3 lata. Znamy sie z wakacji, ktore czesto
spedzalismy razem (to samo miejsce).Mieszka kilkaset kilometow ode
mnie.Pierwsze zauroczenie przyszlo jakies 5 lat temu. Szczenieca milosc.Bez
zobowiazan...typu: fajnie jest miec dziewczyne. Po wakacjach utrzymalo sie
jakies pol roku...I cisza.W czasie nastepych wakacji nie widzielsmy sie.Przed
nastepnymi, w maju dostalem list...List, w ktorym pisala,ze przyjezdza do
mojego miasta i chcialby sie spotkac..Ze nie zapomniala..Mialem mieszane
uczcuia,ale postanowilem sie spotkac.Potem wspolne wakacje...razem,w tym samym
miejscu.Tym razem to trwalo...Do niedawna - ponad 3 lata.Cos,co kiedys bylo
zabawa stalo sie wspolnym planowaniem przyszlosci.Smieszne?Moze...Ale ten
zwiazek opieral sie wlasciwie tylko na rozmowie.Nie widywalismy sie czesto...W
najlepszym przypadku - raz na miesiac.Moglismy wiec tylko rozmawiac.Nie moglem
jej przytulic,kiedy tego potrzebowala, nie bylem blisko niej w waznych
chwilach w jej zyciu.Ale trwalismy...
Jestem czlowiekim uwazanym za opanowanego,spokojnego,inteligentnego.Mam dziwne
podejscie do swiata.Bylem wychowywany tylko przez mame,ale nie jestem
jedynakiem.Rozumiem pojecie mainsynek, lecz wydaje mi sie,ze nie jestem
taki.Ona (juz nie moja dziewczyna) jest kims zupelnie innym.Potrafi sie
bawic,lubi to,spotkania z przyjaciolmi, ludzmi.Miala wielu przyjaciol -
facetow.Miala wielu chlopakow,wczesnie zaczela swoje doswiadczenia.Zachowuje
sie jeszcze czase niedojrzale,niemadrze.Nie przepada za praca,nie obchodzi jej
to za bardzo...Ma inne priorytety...Ale potrafi sie uczyc i jak zechce to
potrafi pracowac...Z drugiej strony ja - potrafiacy sie zmobilizowac,
doskonala opinia, kiedys kujonek,teraz po prostu czlowiek, ktory wie,czego
chce...(nie zawsze niestety).Ona byla moja pierwsza dziewczyna.Opowisc jak z
Harlequinow..Pierwszy pocalunek...Pierwsza dziewczyna...Brak jakichkolwiek
zlych doswiadczen...Sam sie dziwie,jak moglem sie uchowac...
Do tej pory jakos potrafilismy sie porozumiec.Pod moim wplywem (chociaz caly
czas twierdzi,ze robila to poniewaz tego chciala) zaczela pracowac,zaczela sie
rozwijac.Cieszylem sie.Nie wychodzila czesto do klubow,rzadko..Ale zdarzalo
sie,a mnie wtedy drazylo uczucie zazdrosci.tlumaczylem sobie...to nic takiego
przeciez,nic sie nie dzieje,ale...Na poczatku trwania naszego zwiazku
zdradzila mnie...Zdrada polegala na tym,ze chodzila przez jakis tydzien z
jaims facetem,calowali sie...(tydzien i sie calowala!)Dowiedzialem sie i
zapytalem jej o to.Oklamala mnie,patrzac mi prosto w oczy.Uwierzylem
jej.Niedawno dowiedzialem sie,ze jednak mnie oklamala.
A problemy zaczely sie,kiedy namowilem ja do tanczenia w zespole (ponad
rok).Nie myslalem,ze bede miec z tym takie problemy...A jednak.Tanczy z
roznymi ludzmi.Chodzi tam czesto, kilka razy w tygodniu,po pare godzin kazde
spotkanie (proba).Zespol stal sie jej zyciem.Stalem sie zazdrosny.Czulem,ze
odsuwa sie ode mnie.Ale nic nie mowilem.Uwazalem,ze jezeli daje jej to
szczescie..niech chodzi.Pyala sie mnie czy ma to przerwac,ale wiedziala,ze
nigdy jej tego ine powiem.problem polega na tym,ze ona wierzy w przyjazn
miedzy facetem a dziewczyna.Ja nie.Uwazam,ze kazda taka przyjazn niesie w
sobie albo podtekst,albo niebezpieczenstwo...Dobry przyjaciel moze sie z dnia
na dzien stac kims wiecej.Ona sie ze mna nie zgadza.A znalazla tam
przyjaciela.Kogos, z kim tanczy.Z kim rozmawia, kto w tej chwili jest jej
wsparciem (tak mi powiedziala).Wiedziala,ze jestem o niego zazdrosny.Nie
dowiedzialbym sie o nim,gdyby nie awantura pare miesiecy temu,przed
wakacjami.Wtedy wyszlo,ze ktos taki jest.Probowal sie z nia kilka razy
umowic,ale zawsze mowila mu,ze ma mnie...(przynajmniej tak mi twierdzila).
Balem sie,balem sie jej zawierzyc,mimo,ze twerdzila,ze jestem jej calym zyciem
i nie wyobraza sobie ,ze mialaby byc z kims innym.Przyjechala do mnie na
wakacje.Wszytsko sie uspokoilo.Po jej powrocie do domu,znowu zaczely sie
proby(ten rok szkolny). bylem zly,chodzilem niepocieszony,nie ptrafilem
okazywac jej milosci.Ona to czula.Nie czula sie kochana,ale tez twierdzila,ze
obojetnie jak bylo zle miedzy nami,to kocha mnie calym sercem...Twierdzila po
wakacjach,ze z NIM nie rozmawiala,jedynie "czesc" na korytarzu...
Po tym,jak zaczela wychodzic coraz czesciej z zespolem (to sie nazywalo
wspolne wyjscia zespolu,ale najczesciej na nim bylo dwoch facetow, w tym
ON,oraz trzy dziewczyny, w tym ONA), postanowilem to skonczyc.Plakalem mowiac
jej ,ze to koniec,ze mi zle i ze nigdy sie nie dogadamy.Ona jeszcze przez
kilka dni blagala mnie,zebym nie zrywal...A potem cisza.Cisza po trzech
latach,w czasie ktorych dawalismy sobie sygnaly co 5 minut i rozmawialismy
przez internet,komorki i telefony domowe....Nie moglem sobie z tym
poradzic.Odezwalem sie do niej.Przez dluzszy czas ja bylem aktywny...Wysylalem
smsy, okazywalem milosc ze wszystkichs i,o nic nie pytalem....Ona jak
glaz.Zero..Nic...Twierdzila,ze ja skrzywdzilem,obrazilem...Napisalem
pamietnik, w ktorym wszytsko jej opisalem...Jak martwilem sie o nia,co do niej
czulem,mimo tego,jak mnie traktowala...Mialem go wyslac 1 stycznia (wtedy
mialem przestac sie starac,bowiem wychodzi na sylwestra z zespolem...z
NIM),ale mielismy w domu strasznie smutna wigilie...Wyslalem go wczesnieji od
tamtej chwili kontakt sie urwal...Odzew byl prawie natychmiastowy.Ze w glebi
serca nadal mnie kocha,ale nie chce byc ze mna..bo sie boi tego,jak
bedzie...Wiec zerwalem wszelki kontakt..I choc ciagnie mnie do komorki,
programupocztowego...gadu-gadu...milcze...Wyslala mi zyczenia na
urodziny..Bardzo mile i cieple...Ze zawsze pozostane dla niej kims waznym,ze
mysli o mnie z drzeniem serduszka...zawsze...i ze zyczy mi jak najlepiej...
O ile mowila,ze z NIM nie rozmawiala...to teraz jest jej wsparciem...Podobno
tez mial dziewczyne,ktora nie rozumiala jego tanczenia...Byla dziewczyne..Moja
Ukochana powiedziala mi,ze on ja rozumie...i ze "tylko czlonek zespolu moze to
zrozumiec".Jezeli z NIM wczesniej nie rozmawiala,to co...nagle zaczal?Albo ona
zaczela?Nie wiem co myslec...
Nie wyobrazam sobie zycia bez niej...z nia tez nie...Staralem sie to
wytlumaczyc,chcialem,zeby mnie zrozumiala....nie potrafila.Jestem
zazdrosny.Ona twierdzi,ze chorobliwie...Byc moze...Ale po tym
wszystkim?Zdrada,klamstwo,"wsparcie" w zespole?Jestem zalamany...Nie potrafie
sobie z tym poradzic...Nawet jesli zechcialaby do mnie wrocic...To mam tak
dalej zyc?Pozwolic jej na wszytsko?Na wyjscia z NIM?
Doradzcie prosze....Placze prawie codziennie...I nie piszcie "wez sie w
garsc"...Ja to wszystko rozumiem...Sprzatam,gotuje,wychodze z przyjaciolmi
(dopiero teraz,bo nigdy nie mialem na to czasu - ciezko pracuje)...I tak
pamietam...
Czy jesli by byla starsza wygladaloby to inaczej?Po skonczeniu przeze mnei
studiow bede musial jeszcze czekac na nia trzy lata - studiuje na dobrej
uczelnii powinna ja skonczyc.Potem miala sie do mnie przeniesc.
Na pewno o wszystkim nie napisalem...Nie opowiem wszystkiego,to jest niestety
tylko zarys.Ale moze ktos mi cos doradzi?
Zrozpaczony Gandalf
|