Data: 2015-02-21 19:49:48
Temat: Re: Bigos dla Iwanosa
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Ewa napisała:
>> Raczej zupełnie przeciwnie. Przez to traktowanie na równi z operą
>> co poniektórym restauratorom wydaje się, że można byle konstrukcję
>> na talerzu wyceniać jak jakieś momenty. I doliczyć do tego jeszcze
>> z milion Vatów. My nie za biedni jesteśmy, my chcemy tylko zjeść
>> coś zjadalnego.
>
> Racja, niestety. Poziom szeroko dostępnej gastronomii w Polsce (nie
> biorąc pod uwagę Amarów i innych tego typu - o tych się nie wypowiadam,
> bo nie bywam), jest delikatnie mówiąc żenujący.
Ryba psuje się od głowy, co nie znaczy, że tak samo postępować będzie
naprawa. Zajazdy przydrożne rozmaite -- o tych można powiedzieć, że
stanęły na wysokości zadania. To znaczy serwują to, czego klient sobie
życzy i nie każą za to płacić niewiadomoile. Klient (a pewny przychód
gwarantują kierowcy zawodowi) dostaje na talerzu to, czego mógłby się
spodziewać od żony w domu na rocznicę ślubu. Stąd różyczki z marchewki
czy inne wzruszjące ozdoby. Nie oceniam polotu tych dań, nie przykładam
do nich własnej miary, ale sam biznes jest w porządku. Stosunek ceny do
jakości jak należy, głodny raczej z przybytku nie wyjdę, otruć też mnie
nie otrują.
Wszelkie bary orientalne, bliższo- lub dalszowschodnie, kebabownie
i ryżownie prowadzone przez Azjatów -- też złego słowa na zjawisko
nie powiem. Niedawno odkryłem taki prowadzony przez dwóch chłopaków
z Bangladeszu, akrat w miejscu, gdzie kilkka razy pod rząd pora mnie
zastawała taka, że dobrze było coś zjeść. To i przekąsiłem, i pogadałem.
Czyli da się. Ale inne segmenty jadłodajstwa leżą -- widać nie chce się
chcieć. Gastronomia wymaga restaurcji -- czy i kiedy ona nastąpi, tego
chyba nie wie nikt.
Jarek
--
Szeląg dam od wychodu, nie zjem, jeno jaje:
Drożej sram, niźli jadam; złe to obyczaje.
|