Data: 2015-02-21 21:44:58
Temat: Re: Bigos dla Iwanosa
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Ewa napisała:
> U nas mam wrażenie, że wszystko robią z torebek. Wszędzie ten
> sam kotlet panierowany (w najlepszym wypadku), odmrażane frytki,
> ewentualnie pierogi, ale też nie własnej roboty, a potem człowiek
> ma jeszcze długo wrażenie, że mu jelita zaraz eksplodują. Bywają
> u nas dobre miejsca, ale trzeba mieć sporo szczęścia, by do takich
> trafić.
Kotlet panierowany, to ja podejrzewam, że w związku ze społecznym
zapotrzebowaniem na kuchnię polską. Bo cóż bardziej arcypolskiego,
cóż lepiej pasuje do schematu? W ogóle zacząć trzeba od tego, że
każda potrawa powinna się jakoś nazywać. Przyjdzie inż. Mamoń na
obiad, i co -- jak mu może smakować rzecz, której nie zna? Nawet
jeśli zna, bo mu ją Mamoniowa kiedyś gotowała, to nie wie jak się
nazywa, więc w menu nie rozpozna. Społeczeństwo restauracyjne od
nierestauracyjnego tym się różni, że ma w swoim języku potocznym
wiele nazw dla rzeczy do jedzenia. Przy gotowaniu tylko w domu dla
rodziny potrzeba nazywania nie jest tak istotna, a słownictwo zanika.
Jarek
--
Potem wyśnimy sen kolorowy, sen malowany,
Z twarzą wtuloną w kotlet schabowy, panierowany.
My, pełni wiary, choć łeb nam ciąży, ciąży jak ołów,
Że żadna siła nas nie pogrąży... orłów, sokołów!
|