Data: 2009-03-19 21:30:30
Temat: Re: Coś na Walentynki ;>
Od: Ikselka <i...@g...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Dnia Thu, 19 Mar 2009 21:41:07 +0100, R napisał(a):
> Użytkownik "Ikselka" napisała w wiadomości
> news:5xjty2lowywc$.6d4ealrvxhnf.dlg@40tude.net...
>
>>>>> michał pisze:
>>>>>
>>>>>> Moje chciały więcej i co innego - teraz duma mnie rozpiera. ;D
>>>>>> (nie zabrzmiałem jak Duży Rozmiar?)
>>>>>
>>>>> Trochę tak
>>>>
>>>> Samo rozpieranie przez dumę to jednak za mało, aby zabrzmieć xlowato.
>>>>
>>>>> ale nie czaję kontekstu...
>>>>
>>>> I słusznie nie czaisz - "jego" chciały więcej i co innego, a moje tylko
>>>> tyle, ile do szczęścia potrzeba i dokładnie tego, co ja :->
>>>
>>> Z punktu widzenia rodzica chyba wymarzona sytuacja ale ze strony
>>> dziecka...
>>
>> Ze strony dziecka - to zależy od rodzica,
>
> Częściowo się z tym zgodzę.
> Ale tylko częściowo. Bo np. mnie zdecydowanie do szczęścia nie wystarczyłoby
> to co mojej mamie. Chciałam (i prawie mam :) ) więcej i częściowo co innego
> ;). I na dokładkę uparcie do tego dążyłam wbrew wszystkim (zwłaszcza tacie)
> i do dziś nie żałuję. A jej wystarczyłoby (mam takie wrażenie czytając Twoje
> wypowiedzi tutaj) mniej więcej tyle co Tobie.
To, że nie pracuję poza domem, nie znaczy, że mam mało i że mało
osiągnęłam. Po prostu wybrałam dom. Jak pani Obama, pani Falandysz i wiele
inych wspaniałych kobiet, które wybrały dom i rodzinę i wcale nie uważają
się za gorsze z tego powodu, lecz są bardziej spełnione, niż inne, i
pokazują to, jak ja.
Mam wielostronne wykształcenie, pasje, niecodzienne umiejętności. Moje
życie nie kończy się na paleniu w piecu. Wiem więcej niż inni, umiem więcej
niż inni itp. Ale nie uważam, że musze tego wszystkiego na bieżąco używać i
wykazywać, aby mnie uznawano: wystarczy mi satysfakcja, kiedy od czasu do
czasu, ale wciąż na nowo, olśniewam moje dorosłe już dzieci, męża lub
znajomych czymś, o czym oni nie mają i nie będą mieli pojęcia, czymś, czego
nigdy się nie nauczą, bo nie mają predyspozycji/zdolności/talentu.
Nie wiem, czy Twojej mamie się to udawało. Wątpię, sadząc po tym, jak o
niej piszesz, z lekka protekcjonalnie. Mnie to nigdy nie spotyka ze strony
moich bliskich czy znajomych, wręcz czuję się podziwiana, "mająca więcej" w
jakimś sensie. Radzą się mnie, jestem autorytetem w wielu sprawach,
począwszy od kuchni i ogrodu, przez sprawy artystyczne, nauki ścisłe,...,
aż po kłopoty z neostradą, kiedy to telefoniczna pomoc techniczna nie daje
rady i wzywają mnie na pomoc co rusz, gdy siada internet... I wiele, wiele
innych spraw.
Nie sądzę, aby Twoja mama choć w części mogła sobie dać rade z tym
wszystkim, z czym ja potrafię, choć na pewno była mądrą kobietą, skoro
wychowała Ciebie na taką, jaką jesteś.
Ja wychowałam się niejako sama - poza planem mojej rodziny i ponad niego.
Trudno, zabrzmiało nieskromnie, ale zawsze to tak brzmi dla kogoś, kiedy mu
pokazuję, że nie jestem zwykłą kuchtą i nie mieszczę się w jego szablonowym
i kierunkowym osądzie.
>
>> od tego, kim on naprawdę jest,
>> kim naprawde umiał być dla swego dziecka, jak wiele dziecko chce przyjąć
>> od
>> rodzica i jak, jako prawie dorosły człowiek, po latach "procesu
>> wychowawczego" i wzajemnych relacji ocenia ono (samo dla siebie) życie
>> tego
>> rodzica.
>
> Z tym nie sposób się nie zgodzić. Tylko jedno małe ale - nie wszyscy mają
> dokładnie takie same marzenia czy choćby oczekiwania w szczegółach.
Nie piszę o szczegółach - trudno klonować własne aspiracje w dzieciach.
|