Data: 2003-07-15 18:16:12
Temat: Re: Czym naprawde jest miłość?
Od: " Zenek" <s...@N...gazeta.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
puchaty <p...@w...pl> napisał(a):
>
> Wydaje mi się, że kogoś można odkrywać całe życie zawsze ze skutkiem
> mizernym. Nie sądzę by mogło kiedykolwiek doprowadzić do pełnego
> zrozumienia drugiej istoty.
Jasne, że nie, ale nie dlatego że nie można kogoś dogłebnie poznać w danej
chwili bo można, ale dlatego że człowiek zmienia się w czasie. Jeśli
dogadywałeś się z 20 letnim Jaśkiem to nie znaczy że porozumiesz sie z 40
letnim Janem bo oboje postarzeliście sie o w sumie 40 lat przeżyć.
I dlatego kładę nacisk na odkrywanie siebie
> samego. Badanie swych reakcji na sygnały z otoczenia. Uświadamianie sobie
> mechanizmów, które poprzez wieloletnie kodowanie stały się moją drugą
> naturą. Docieranie do miejsca, w którym moja własna istota jest odarta ze
> wszystkich naleciałości, które zafundowało mi wychowanie, warunki,
> społeczeństwo.
Obawiam się, że gdybyś tak uczynił to zostałoby 0 - tabula raza. Jesteśmy
niczym innym jak stekiem kulturowych konwenansów i doświadczeń oblepionych na
stelażu genotypu. Jeśli chcesz natomiast sięgać do świadomości "wyższej" to
jestem zwolennikiem pozostawania na płaszczyżnie równie namacalnej jak tytuł
tego forum.
Nie mówię tu o negacji powyższego ale raczej o uświadomieniu
> sobie tego, co jest naprawdę moje. Stan, w którym to osiągam pozwala mi
> patrzeć na drugą osobę taką jaka ona jest naprawdę a nie taka jaką ona
> wydaje mi się, że jest. (dziś mi się wydaje, że żona mnie nie pragnie,
> ponieważ JA mam ochotę na seks a ona nie, wydaje mi się teraz, że ona jest
> bałaganiara, ponieważ potknąłem się o jej kapcie i walnąłem w głowę, wydaje
> mi się, że ona mnie kocha, ponieważ mi to powiedziała, "jest mi z nią
> dobrze albo jest mi z nią źle" przeradza się w "ona jest dobra lub ona jest
> zła" - ocena, ocena, ocena przez pryzmat własnego egoizmu).
> A widzę ją (i nie tylko zresztą ją) prawdziwą wtedy, gdy tego egoizmu we
> mnie nie ma (lub raczej gdy jest odsunięty na boczny tor). Czyli jak
> pisałem w poście wyjściowym, kiedy się czemuś oddaję totalnie. Chciałbym
> bardzo, by ten stan był permanentny. W nim bowiem pojawia się uczucie
> przepływu energii, odbierane jako szczęście, poczucie jedności ze
> wszystkim, Miłości.
Tego szczerze mówiąc nie rozumiem (mam nadzieję ).
> > Przecież wszyscy z czasem się zmieniają, zmienia ich
> > praca, kontakty z innymi ludźmi, przeżycia te radosne i traumatyczne.
Czasem
> > pojawiają się sytuacje ekstremalne, których nie sposób symulować
wcześniej.
> > Przecież Zośka nie hajtnęła się z Bolkiem alkoholikiem, tylko z Bolusiem,
> > który pierwszy raz urżnął się na własnym weselu. Nikt na ślubie nie daje
10
> > letniej gwarancji na partnera.
>
> Ale sami sobie dajemy oczekiwania względem partnera. Tworzymy sobie zwykle
> jego fantom (w głowie), i patrzymy czy aby ten rzeczywisty pasuje. Dobrze
> jak tak, jeśli nie to nieszczęście.
Jak słusznie zauważył Jacek chodziło mi raczej o fakt, że z czasem drogi
dwojga ludzi mogą rozejść się tak dalece (i to często bez wskazania winy)że
jedyny związek to adres. Moim zdaniem dzieje się tak wówczas, gdy brak
właśnie tego co poniżej...
> > Czy zatem głęboki związek to nie taki w którym cały czas odkrywamy
naszego
> > partnera. Podążamy z biegiem potoku, który przeradza się w rzekę. Czy nie
> > ekscytuje nas zmieniający się krajobraz, połowy nowych gatunków ryb...:)
itp.
>
> > Czy wzajemnie nie imponuje nam jak wiosłem i sterem radzimy sobie z
bystrzami
>
> > i wirami ....
> > Moim zdaniem właśnie bez ciągłego odkrywania, ekscytacji, wzajemnego
> > imponowania sobie (ale nie po to by imponować!), ba, bez ciągłego
zdobywania
> > siebie związek jest suchy jak gazetka obok kapci.
>
> Bardzo mi się podoba ten opis:-) Jest to IMO opis wspaniałego związku. Jest
> to opis pewnego uzależnienia swego szczęścia/życia/radości od innego
> człowieka nazywanego potocznie miłością.
> Bo odnoszę wrażenie, że rzeką, o której piszesz, nie jest życie jako takie
> ale życie z drugą osobą. Co się stanie z tą łódką gdy zabraknie steru lub
> wiosła? Zatonie najpewniej (ot choćby dlatego, że nie ma już komu imponować
> zwinnością).
Nie, po prostu kończy się relacja pomiedzy nimi
> A dlaczego nie doprowadzać do stanu, w którym płyniesz łódką sam. W której
> podziwiasz zmieniający się krajobraz, łowisz ryby a obok Twojej łódki
> płynie łódź z osobą, którą Ci nurt wody akurat przydażył. I podziwiasz
> kształty jej okrętu ale zdajesz sobie sprawę z tego, że może odpłynąć. Jak
> tylko ona zechce, jak tylko wir zakręci w inną stronę. I chociaż krajobraz
> się zmienił (już nie ma sztafażu) ty dalej jesteś go wstanie podziwiać.
Nie. Ale jeśli czujesz że Twoja ukochana pomyka obok w kajaczku a nie siedzi
w twojej łodzi to ...no cóż. Momi zdaniem przesiadka zawsze jest możliwa ale
przecież związana z ryzykiem kąpieli. Natomiast wcale nie twierdzę, że nie
możesz wiosłować sobie sam konwersując jedynie z płynącą obok wioślareczką.
> > Oczywiście piękne takie założenie że ja mam miłość w sobie. Ale w tedy po
> > cholerę szukasz tej drugiej połowy. Możesz obdarzyć miłością pierwszą
lepszą
> > panią/pana który cię zaakceptuje bo przecież miłość masz w sobie!!
>
> Ba! Obdarzyć ją mogę kamień, kwiat, bułkę z serem ... cokolwiek,
> kogokolwiek, każdego!
> Ja nie zakładam, że jest mnie pół.
Ona bo "Ci Ją nurt wody akurat przydażył" ??
Zenek
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
|