Data: 2014-10-06 14:12:15
Temat: Re: Festiwal Słoików Świata
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Basia napisała:
>> W odpustach samych w sobie nie ma niczego złego -- jeśli są na Swoim
>> Miejscu.
>
> No właśnie. A teraz to już wygląda inaczej, niż choćby w XX w. Ponieważ
> uwielbiam wiejskie odpusty i w ogóle wszelkie jarmarki, bazary i inne
> "etniczności", łażę na wszelkie, które się napatoczą. I już królują tam
> plastikowe chińskie zabawki, czy maskotki, już nie ma drewnianych
> zabawek, ręcznie wystrugiwanych przez ludowych rzemieślników. A miejsce
> plastików nie jest na odpuście. Jeszcze są cukierki wściekle kolorowe,
> lepione gdzieś po garażach, jeszcze czasem baloniki na druciku i cukrowa
> wata. Najciekawszy dla mnie odpust widziałam ostatnio dobrych kilka lat
> temu w sierpniowym Kodniu, z całym tym gwarem, nastrojem i tłumem
> kolorowym, jaki na odpuście powinien być.
> No i wileńskie Kaziuki jeszcze trzymają formę.
Dwa czy trzy lata temu zupełnie przypadkiem trafiłem na odpust w Solinie.
Nie, nie było to w Bieszczadach nad zalewem -- chodzi mi o starożytne
miasto Salona, zwane dzisiaj Solin. Nie było cukierków wściekle kolorowych,
plastikowych zabawek ani nawet motyli drewnianych. Baloniki na druciku
też się w oczy nie rzucały, a cukrową watą nikt nie starał się braków
zatykać. Były setki baranów i prosiąt z wolna dochodzących na rożnach
ustawionych wzdłuż rzeki. Były beczki z chłodnym białym winem. A do tego
stoły, przy których można z tym wszystkim zasiąść, by jeden drugiemu mógł
w takiej atmosferze winy odpuścić. W ofercie straganowej dominowały
artykuły pierwszej potrzeby, jako to beczki dębowe -- większe na wino,
a mniejsze na rakiję. Albo utensylia domowo-ogrodowe kowalskiej roboty.
Jeszcze wyroby z lokalnego kamienia, też przydatne w domu i w ogrodzie.
W następnym roku, już intencjonalnie, chciałem się tam znowu znaleźć.
Ale się okazało, że data imprezy jest w nieodgadniony dla mnie sposób
ruchoma.
>> Lampę ze słoika już zrobiłem (30 lat temu) i do dzisiaj różni o niej
>> różne rzeczy opowiadają.
> Lampy ze słoików, a świeczniki z butelek po winie. Skąd to znam?
> Z poprzedniego życia?
Świeczniki, to nie. Ale inna lampa powstała z puszki po zupie pomidorowej
Campbell. Akurat mi się trafiła w spiżarni wynajmowanego domu. Pusta.
Ktoś mi niedawno pokazywał taką samą lampę sprzedawaną przez jedną
z nowojorskich galerii. Kosztowała tyle, że za te pieniądze moglibyśmy
wszyscy, jak tu jesteśmy, przez tydzień biesiadować. A swoją drogą,
zajrzałem kiedyś do Tesco w Medzilaborcach -- zupy Campbell nie było.
To błąd, ja bym kupił.
>> Ja bym wolał, żeby pomysłodawcy faktycznie starali się przekonać, że
>> "słoik jest istotnym elementem każdej kultury na świecie". Zjawisko
>> zwane "słoikiem warszawskim" jest jak najbardziej procesem kulturowym,
>> więc coś by o nim się dało. W sferze materialnej można by na przykład
>> porównać zawartość słoików z tymi, które były mi podstawą żywienia,
>> gdy jako dziecko jeździłem z rodzicami oglądać inne kultury w Europie
>> (a to było jeszcze sporo wcześniej niż lampa).
>
> Tyle, że trzeba by grzebać w tych słoikach, wąchać, próbować, smakować,
> a tym samym idea muzealnego zawekowania zawartości na wieki wzięłaby w
> łeb, albo codziennie należałoby dostarczać nowe słoiki z nową zawartością.
O o o, właśnie, w ten sposób działa sklep. "Słoiki Świata", to pomysł,
który najlepiej realizować jako działalnośc handlową. Te wszystkie moje
pomysły, żeby głębiej w kulturze gmerać, można realizować, lub nie.
Ale jeśli już, to robić to dobrze. A jeśli dobrze, to nawet kosztowanie
słoików z Podlasia może być zbyteczne. Wtedy można ewentualnie pomyśleć
o muzeum.
> W Mrożkowych słoikach podoba mi się to, że nie są obwiązane dla ozdoby
> szmatkami w kratkę i sznurkiem, są proste i surowe, bo ważna jest ich
> treść, a nie ozdobność naczynia. Moje są podobne, żadnych zdobień,
> fikuśnych etykiet. Robię ich coraz mniej, bardziej chyba z nawyku i
> ukłonu dla tradycji, niż z faktycznej potrzeby. Choć róży nie kupię
> takiej, jak zrobię sama, ani powideł. Ani rydzów.
Mnie się w nich podoba to, że w ogóle. Mrożkowie zdaje się robili te
marmolady z potrzeby -- z czegoś trzeba żyć. Z pisania w tym okresie
się nie dało. Ale czy się pisze, czy miesza łyżką w kotle -- trzeba
to robić dobrze. Taką postawę zawsze bardzo sobie cenię.
>>>> A może byśmy coś zasiali?
>>>> -- A na ten przykład co?
>>>> -- A choćby i pole.
>>>
>>> Czy ten cytat sugeruje, że festiwal słoików to kolejne zjawisko
>>> jak z Mrożka?
>>
>> Taki miałem zamysł. Ale teraz widzę, że też trochę jak z Wyspiańskiego.
>
> I w ten sposób zamknął się krąg.
Raz dokoła, raz dokoła. Albo w tango.
Jarek
--
Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg!
Ósmy krąg, w którym nie ma już nic.
|