Data: 2002-04-02 15:22:48
Temat: Re: Komórka męża, dlugie
Od: Basia Zygmańska <j...@s...gliwice.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Zeby nie bylo: nie uwazam, ze robisz cokolwiek zle, nie majac
zadnych
> tajemnic przez mezem, mysle ze ile osob tyle drog zyciowych :-))))
>
No więc właśnie. Też mi sie tak wydaje.
Ja o widzę ze w porównaniu z innymi zarówno ja jak i mój mąż mamy
bardzo mocno rozwinięte poczucie jakby to nazwać "własnej odrębności".
Mamy wspólne zainteresowania, ale jednocześnie mamy każde swój obszar
całkowicie swój. On ma swoich kolegów których ja znam i lubię ale nie
jestem z nimi specjalnie blisko.
Jeździ z tymi kolegami na wspinaczki, po powrocie opowiada co tam
zrobili albo czasem nie, a ja specjalnie nie wypytuję. Jak ma się czym
pochwalić - to zawsze opowiada, pokazuje zdjęcia.
Ja z kolei mam swoich kolegów i są takie dziedziny do których męża
nigdy chyba nie przekonam - np. chodzenie po Beskidzie Niskim. On
uważa że tam tylko błoto po kolana i muchy latem. Że tam jest błoto i
muchy to fakt, ale to też ma swój urok i ja kocham przedzierać sie
przez krzaki ;-))
Dzieci szczęśliwie doceniają zarówno uroki chodzenia po jaskiniach (to
dziedzina męża) i chodzenia po błocie i po krzakach po Beskidach (to
moja dziedzina). A po za tym obydwaj żeglują, co nie jest dziedziną
ani moją ani męża, ale to robia z kolegami z harcerstwa.
Z kolegami dyskutuję czasem na takie tematy na jakie z mężem nigdy bym
nie dyskutowała, bo jego nie interesują jakieś zawiłości
psychologiczne, on jest chłop prosty ;-)).
Nie jest wszystko tak całkiem różowo i nie uważam wcale swojego
związku za idealny, bo obydwoje mamy trudne charaktery, potrafimy
sobie powiedzieć bardzo przykre rzeczy, a ponadto mój maż ma tendencje
do "obrażania się" i długiego milczenia, ale jakoś ostatecznie się
dogadujemy i tolerujemy na wzajem swoje słabości. Ja chyba więcej, on
mniej.
No i chyba o to chodzi.
Gdzieś czytałam takie madre stwierdzenie związek jest jak dwa
kółeczka. Muszą na siebie zachodzić ale nie mogą się całkowicie
pokrywać. Muszą mieć część wspólną i każdy musi mieć większy, lub
mniejszy obszar całkowicie dla siebie. Wtedy zwiążek jest dobry. Nie
chodzi zreszta tylko o zainteresowania ale w ogóle o pogląd na życie.
Podobnie (w nawiązaniu do innego wątku) ja jestem wierzaca i staram
sie chodzić do koscioła w każdą niedzielę, a mój mąż jest całkowitym
ateistą. Ale NIGDY od początku małżeństwa akurat to nie stanowiło dla
nas żadnego problemu, bo zadne nie usiłuje tego drugiego "nawracać".
Dzieci same już w przedszkolu zadecydowały czy chcą chodzić na religię
czy nie, obydwaj wybrali że chcą chodzić, z czego ja jestem
zadowolona.
Nie jestem go wcale taka pewna (w sensie zdrady fizycznej) i nie chcę
być.
On mnie też nie jest pewien i niech tak zostanie, bardziej sie będzie
starał o moje względy.
Tyle z pozycji zony o długim stażu ;-))
Pozdrowienia.
Basia
|