Data: 2003-02-21 10:52:15
Temat: Re: Pokochać po raz drugi.
Od: "Thalia" <t...@p...onet.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Agati(Aga) tak oto pisze:
> Bardzo smutny jest Twoj post. Kazdy, chyba zwiazek ma swoje odpływy i
> przypływy uczuc. W Waszym przypadku nastapił chyba odpływ uczuc Twojego TZ
> do innej kobiety. Moim zdaniem On ma Ci za złe, ze musi byc z Toba,
> chociaz sam podjal taka decyzje.
Aga, ja mam dokładnie takie same odczucia. Że jego denerwuje fakt, że musiał
(de facto chciał, ale ile w tym faktycznego "chcenia", a ile rozsądku czy
litości (sic!), to tylko on sam wie) zostać, choć może tamto życie (pomimo,
że nie byłoby większych szans, by je realizować - z wielu powodów) byłoby
lepsze. Wiem, że może właśnie odczuwać takie wahania, złość, dylematy, ale
stąd właśnie moje pytania - czy to jakoś minie? Co powinnam robić? A może
sobie po prostu darować?
> Moze potrzeba jakiegos silnego wstrzasu , nagłej Twojej zmiany. Nie wiem,
> moze to banalne, ale moze zmien wyglad, pofarbuj włosy - obetnij jak masz
> długie, zmien swój image, daj do zrozumienia, ze istnieje konkurencja.
To wszystko na nic. To były moje pierwsze działania, pierwsze kroki. Owszem,
zauważał, czasem chwalił, cieszył się, że ma taką wspaniałą kobietę, czasem
... drwił ("a dla kogo to wszystko?"), szydził, ironizował. A potem
zobojętniał. Dlatego zrozumialam, że nie tędy droga. A przynajmniej nie w
naszym przypadku.
Co do poczucia niepewności. Hmm... były i takie momenty, że próbowałam
stwarzać atmosferę niepokoju, ale on po prostu zawsze był facetem, który mi
ufa w pełni, więc to też nie dawalo rezultatu. Może gdybym faktycznie kogoś
miała, to byłoby to dla niego szokiem, ale po pierwsze to mogłoby się obrócić
przeciwko mnie, a po drugie ja ... nie chcę mieć nikogo innego. A nie
potrafię znaleźć sobie faceta tylko dla zemsty. Dla mnie to niepoważne.
> Broń Boze nie namawiam Ciebie do zdrady. Nie rób Mu na przekór, ale
> zareaguj na Jego docinki inaczej niz zawsze, zaskocz Go czyms, czego
> wczesniej nie znał. Tak jakby mial inna kobiete w domu. Nie znaczy to, ze
> jestes teraz jakas nie taka, ale moze tchniesz w Wasz zwiazek nowe
> uczucia, nowe wrazenia,
W tym sęk, że już naprawdę nic nie przychodzi mi do głowy. Albo inaczej.
Czuję się pusta i wypalona. Bo to, co próbowałam dawać do tej pory, to, co
zmieniałam w sobie, nie spotkało się z praktycznie żadnym oddźwiękiem. Albo
na tyle nieistotnym, że poczułam się trochę rozżalona tym wiecznym dawaniem
siebie. Można coś robić, zmieniać, podtrzymywać ten ogień, ale jeśli on nie
chce się palić, a dodatkowo druga strona czasem złośliwie dolewa do ogniska
wody (i twierdzi przy tym, że wie, że robi źle, ale nie wie dlaczego to
robi), to sama przyznaj, że ręce opadają.
Przychodzi mi na myśl, że jedyne, co mogłoby nim potrząsnąć to autentycznie
albo moje odejście, albo jakaś tragedia. Ale odejść w tym momencie nie mogę
(z różnych powodów), a tragedia? Przecież na złość mamie nie odmrożę sobie
uszu..
> Trudno mi Ci doradzac, ale cos trzeba zrobic.
> Zaczaruj Go na nowo...
Obawiam się, że tamta kobieta zaczarowała go wcześniej na tyle skutecznie, że
teraz potrzeba mi antyczaru :-) A o taki trudno po kilku (a nawet kilkunastu)
latach bycia razem w szarej codzienności.
--
Pozdrawiam i dziękuję za post.
Thalia
|