Data: 2005-05-18 09:07:02
Temat: Re: Rower 16" [lekko OT - dlugie]
Od: "Vax" <v...@t...pl.bez.tego.tu>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Nixe" <n...@f...peel> napisał w wiadomości
news:d6dqoe$3v4$1@news.mm.pl...
> Vax pisze:
>
> Idź spać Vax, bo zaczynasz gadać jak potłuczony.
Masz racje.
"Wybuchlem sobie". Przepraszam grupe.
Szczerze.
Co nie zmienia tego, ze (mym zdaniem) Twe posty sa irytujace,
przyklady bezsensowne, emanuje z nich (postow)
"monopol na racje" i calkowita gotowosc bronienia
najbardziej karkolomnych tez, nawet tych rzuconych
bezmyslnie, byleby tylko nie napisac "no fakt, dalam troche do pieca".
Tu dla przykladu roztoczylas wizje _pedzacego_
na czterokolowym rowerku dziecka, ze "malo kol nie pogubi",
a potem zdajesz sie miec pretensje do innych, ze strasza
jakimis wywrotkami.
_Pozniej_ dopiero precyzujesz, ze "zasuwanie" to dla Ciebie
dwa do trzech kilometrow na godzine...
>> Powinno mi to zwisac, a jednak mi Twego potomstwa zal...
>
> Skup się na swoim, a o moje się nie martw.
Uwierz, ze skupiam. Moze istotnie az przesadnie.
Co nie zmienia faktu, ze zal mi czasem _innych_.
Np. "skaczacych luzem" po samochodzie na autostradzie,
bo "mama nie miala nigdy wypadku, dziadek nie mial,
nie widzielismy nigdy wypadku a zapiete pasy w foteliku
moga uciskac a poza tym to moje dziecko i ja wiem lepiej".
> Wprawdzie nie jeżdżą na wypasionych rowerach,
Wiesz, mnie po prostu nie stac na zakup dwoch rowerow
na sezon (pod koniec sezonu robiac z dwoch trzeci).
A hamulce mu wymienilem nie dlatego, zeby walily "marka"
po oczach, ale dlatego, ze oryginalne byly za slabe
i ciezko sie naciskaly.
> nie strzelają w postawie i wydechu, angielski ćwiczą przeciętnie, ale za
> to mają zdrowych na umyśle rodziców.
Uwierz, ze mimo dumy, jaka mnie rozpiera z faktu,
ze Jarek do wszystkiego podchodzi "serio serio"
i docieka, np. jak strzelac z wiatrowki czy luku,
by _trafiac_ a nie "tylko strzelac", to nie jest
to wynik moich chorych ambicji.
Zrobiwszy mu pierwszy luk z badyla, poczytalem o lukach w sieci.
Teraz Jarek bawiac sie "w indian", nie dosc, ze trafi
_w_cel_ to _nie_trafi_przypadkiem_ innego dziecka w oko.
Nawet lekka, tepa strzala z przyssawka zamiast grota.
Wykorzystuje fakt, ze sie czyms zainteresowal i staram
sie go uczyc mozliwie najlepiej - nie psujac przy tym zabawy.
W koncu zabawa jest forma nauki, prawda?
Dlaczego ta nauka nie moglaby by byc "prawdziwsza"?
Zabawa nie stanie sie przez to nawet odrobine mniej fajna.
Zauwaz, ze dziecko w zabawie chce nasladowac doroslych.
Dlaczego upieramy sie, by nasladowalo tylko inne
bawiace sie dzieci?
Jarek - biedne dziecko, ofiara "psycho-taty",
ktory dawno temu, "przebiegle" zapytal syna,
nie o to "czy chcesz jezdzic na dwoch kolkach",
nie "czy chcesz sie uczyc", ale "czy chcialbys _umiec_",
po czym stwierdzil: "no to na jutro planujemy Misje,
Ty przygotuj ubranko, a ja rowerek".
Moze bylbym chorym na umysle, zakazujac mu zabawy,
za to zmuszajac do baletu, gry na skrzypcach, prywatnych
lekcji angielskiego, niemieckiego i np. japonskiego,
odpytujac go z ukladu okresowego i odmawiajac dobranocki,
dopoki nie przeczyta 2 stron Makbeta w oryginale.
Tyle, ze ja _tego_ nie robie. Angielski to byl jego pomysl
(bo koledzy beda chodzic) - a ze mu "wchodzi", to co,
plakac mam, ze "traci dziecinstwo" i dwa razy w tygodniu
zamiast np. jezdzic samochodzikiem po dywanie w przedszkolu
_bawi_ sie (i to dobrze) na angielskim?
A moze jestem chory, przystajac na jego pomysly w domu
i rozmawiajac z nim po angielsku (z czego ma frajde),
zamiast zajac sie czymkolwiek i posadzic go przed telewizorem,
ew. kazac sie "bawic samemu"?
Szponow nie maluje, mam wiec nieco czasu :)
Niemal _zawsze_ jestem gotowy, by go uczyc,
gdy tego _chce_. To takie chore?
Lepiej jest: masz tu rower i baw sie nim "jakos"
a ja sobie poczytam gazete na lawce?
Ale to nie koniec... psycho-tata czasem sam
inspiruje pytania "a czy wiesz, dlaczego
odrzutowiec ktorym sie bawisz nie ma smigla?
a chcesz wiedziec?".
Biedne dziecko, odarte z beztroskiego dziecinstwa...
Tak - miewalem watpliwosci, czy nie hoduje "malego-doroslego".
Ale jak na sile, mowiacego "dorosle" 18-miesieczniaka
nie zmuszalem do "bleblania", tak i teraz pokazuje mu
wszystko, co _go_zainteresuje_.
Kilka dni temu mialem dylemat, po zadanym pytaniu:
"tato, jak to jest z tym Swietym Mikolajem".
Podzielil sie ze mna watpliwosciami, siedlismy na kanapie,
i "w wielkiej tajemnicy" oraz "wylacznie dlatego, ze nigdy
Cie nie oklamuje" powiedzialem mu co i jak, kladac nacisk
na to, by nie dzielil sie raczej ta wiedza z rowiesnikami,
ze wiara w Mikolaja jest fajna i chodzi tu o robienie
frajdy bliskim osobom.
I mozecie mnie potepic, ze zabilem w dziecku "cos".
Ale sam mial _powazne_ watpliwosci, a ja _nie_chce_ go oklamywac.
Tez bym czasem wolal, by nie byl _az_tak_ dociekliwy.
Poki co, maly w swoim srodowisku uchodzi nie za smerfa-marude,
przemadrzalego nudziarza, ale za "autorytet" (w wybranych
dziedzinach) i ja nie widze w tym _nic_zdroznego_.
Poza tym jest _normalnym_ rozbawionym, rozwrzeszczanym
i rozbieganym chlopcem z niepokojacym mnie nieco,
ponadprzecietnym powodzeniem u plci przeciwnej ;))
Tak - chyba jestem chory na umysle, odpowiadajac na pytania
jak dziala silnik spalinowy (i budujac modele), po co sa biegi
w samochodzie i jak sie to ma do przerzutek w rowerze,
jak trzymac luk, jak _trafiac_ z wiatrowki i dlaczego nawet
z zabawki nie nalezy celowac do ludzi i zwierzat.
A moj synek jest ofiara mojej psychicznej choroby, przyswajajac
ta wiedze, jezdzac na rowerku (albo wrecz doroslym rowerze)
"w sposob nieodpowiedni dla swego wieku", strzelajac (i trafiajac)
do celu, zamiast wymachiwac giwera z okrzykiem "bach, bach - zabity!".
Jestem chory na umysle, bo rozpiera mnie duma. A tak,
juz o tym pisalem. Duma nie z tego, ze jest "we wszyskim najlepszy",
bo nie jest we wszystkim. Dumny jestem z tego, ze wykorzystujemy
w stopniu "ciut wyzszym niz normalny" naturalny potencjal
dziecka do nauki i przyswajania umiejetnosci. I wiesz co...
...ta choroba psychiczna jest chyba dziedziczna, bo moj syn
wydaje sie nie odczuwac zadnego dyskomfortu z tytulu tego,
ze np. walka na miecze nie polega na prostym naparzaniu kijem
w kij. I wie, jak "brac zakrety" nie siniakowo-strupowo-empirycznie
ale dlatego, ze "przerobilismy to sobie na modelu" i choc
dla 4-5 latka sila odsrodkowa to abstrakcja, to juz fakt,
ze im lagodniejszy luk tym latwiej, jest do pojecia.
_Sam_ wymyslil metode, dopasowujac papierowe kolka roznych
rozmiarow, ze nalezy wejsc szeroko, przyciac do srodka
i wyjsc szeroko - "wtedy sie zmiesci najwieksze kolko".
Potem sprawdzil w praktyce.
Zly tatus, zly. Dzieci nie powinny tego wiedziec,
powinny uczyc sie na wlasnych bledach i guzach.
Wiesz? Tu nie chodzi o to, jaki "on jest wspanialy".
Ani o to "jaki to ja jestem wspanialy". Do niczego
sie _nie_zmuszamy_ - my sie naprawde swietnie _razem_ bawimy.
O nie musi w swojej glowie "wymyslac swiata", nie musi
dochodzic do tego, ze slonce sie rusza, by kiedys
sie zdziwic, uslyszawszy w szkole o Koperniku.
Rownie dobrze sie bawi, gdy zapyta "a czemu slonce
sie przesuwa, bo rano bylo tam", a tata pokaze
globus, wlaczy lampke... a on Chlonie.
Za pare pewnie dni zapyta, dlaczego z tej kuli ludzie nie spadaja...
Oj zle miec tate psychola.
Sorry, offtopicznie calkiem juz jade.
Sa tu rodzice, ktorzy chca nauczyc dziecko bezpiecznie
jezdzic na rowerze.
Uwazalem za stosowne podzielic sie uwagami, ze odpowiednio
dobrany rower, wysokosc siodelka, odleglosc kierownicy
i jak najszybsza nauka jazdy na dwoch kolkach wiecej
znacza, niz wymyslne kaski i falszywe poczucie
bezpieczenstwa jakie daja rzekomo stabilne podporki.
Probuje tez dowiesc, ze "antytalencie rowerowe"
jest rzadkoscia, ze najczesciej wynika ono z np.:
- no dobra, sprobujemy go nauczyc
- chcesz? eee.... moze nie - ok, to za wczesnie
- dobra, sprobuj - dwa metry - nie wychodzi...
- e, chyba za wczesnie, przykrecaj koleczka jak byly,
i tak w kolko... ale jest luz "kiedys sie w koncu nauczy".
...a wystarczyloby max 2 godziny cierpliwosci, czasem
tylko kilka minut, by dwa lata pozniej nie biegac przez
tydzien z kijem od szczotki.
I wcale nie dlatego, by sie moc chwalic sasiadce
"a moj, wie pani, to juz na dwoch kolkach!"
"no tak, ale moj nie ma cus ku temu talenta"...
...ale po to, ze tak jest _naprawde_ bezpieczniej
dla dziecka.
Dorosli nie jezdza na dwoch kolach, zeby kogos
epatowac ekwilibrystycznymi popisami, ale dlatego,
ze tak jest: lepiej, wygodniej, bezpieczniej.
Dlaczego mamy pozbawiac dziecka owej wygody
i bezpieczenstwa zastepujac nauke bocznymi koleczkami?
Dlaczego sobie czasem tlumaczymy: on(a) jest za maly(a),
on(a) sie nie nadaje, boczne kolka sa bezpieczniejsze...
Odkladamy "na ostatnia chwile" - do momentu, az dziecko
zaczyna sie wywracac, wyrasta z 16" a te 20" sa z reguly
bez bocznych wiec "mus".
Do dentysty tez dziecko prowadzimy, gdy juz zeby bola,
by "nie narazac je za wczesnie na stres"?
pozdrawiam - psycho-tata
|