Data: 2002-09-26 17:30:30
Temat: Re: Stres szkolny
Od: j...@d...one.pl (John Dreamer)
Pokaż wszystkie nagłówki
Kis Smis napisał:
[...]
> Osobiście byłem przeciwny przenoszeniu go do zerówki w szkole, ale podobno to
> dobra szkoła i zostałem przegłosowany przez żonę i jej koleżanki. Powiedzieli
> że jak się nie da dziecka do zerówki to nie przyjmą go do szkoły. Nie jest
> łatwo zabrac go z tej szkoły, bo jest dośc blisko, a żona nie ma prawa jazdy
> i byłby problem z zabieraniem. Poza tym kto mi da gwarancje że gdzie indziej
> będzie lepiej. A przede wszystkim takie zabieranie to dodatkowy stres dla
> dziecka. Szlag by to trafił. Macie jakieś dobre pomysły?
Pomysłów nie mam, ale na komentarz sobie pozwolę - to co się dzieje w
niektórych szkołach jest bardzo nieprzyjemne - najgorsze, że tracą na
tym dzieci. Szkoła powinna nie tylko uczyć setek pojęć, ale także w
pewien sposób wychowywać dziecko. Przecież spędza w niej ono kilka
godzin dziennie! Tak więc nauczyciele powinni tępić dowania złego
przykładu przez niektórych uczniów i sami dawać dobry przykład -
uczciwością, cierpliwością i ogólną postawą. Nauczyciel (szczególnie w
podstawówce) ma funkcję prawie tak odpowiedzialną, jak rodzic - duża
część wychowania dziecka zależy właśnie od niego. Niestety często zdarza
się, że szkoła zabija w dziecku jego pasje, zainteresowania. Także z
lekcjami religii jest podobnie - zwykle są one absurdalne i pokazują
wiarę i kościół z najgorszej możliwej szkoły. Sam pamietam, że lekcje
religii w pierwszych trzech klasach podstawówki były dla mnie koszmarem.
Taką miałem nauczycielkę. Później, od czwartej do ósmej klasy, miałem
bardzo miłego katechetę, którego dobrze wspominam. W liceum, całkiem
niezłym zresztą, powrócił absurd lekcji religii - lekcje z zakonnicą,
moim zdaniem głupią i ograniczoną. W dodatku ciągłe kłopoty wynikające
ze znacznej \"niepoprawności\" moich poglądów oraz zachowania... W swojej
uczniowskiej \"karierze\" miałem kilku, moim zdaniem, złych nauczycieli -
szybko jednak zrozimiałem, że ani ja, ani nawet rodzice nie mogą nic na
to poradzić... Trzeba było przetrwać. Oczywiście byli też tacy, których
lubiłem - szczególnie jedna nauczycielka w liceum zawsze będę wspominał,
jako wzór pedagoga - doskonałe podejście do ucznia i nie ograniczanie
się jedynie do przekazywania wiedzy, ale również wychowywanie. Dobrze by
było, gdyby takich nauczycieli była większość... Niestety jest, jak
jest i nic nie poradzimy...
Zdecydowanie jednak odradzam wszelkie \"szkoły katolickie\". Chwalą się
wysokim poziomem, dbałością o ucznia, etc. Po tym co słyszałem i
widziałem w takich szkołach muszę jednak powiedzieć, że nigdy bym
swojemu dziecku \"tego\" nie zrobił... W mieście, w którym mieszkam, są
płatne \"szkoły katolickie\". To co się w nich dzieje to wielki absurd.
Rodzice płacą za \"przechowanie\" dzieci w takich szkołach i niczym więcej
się nie interesują. A dzieci nie są ani wychowywane, ani prawidłowo
uczone.
Jedno, co mogę Ci poradzić - słuchaj dziecka uważnie i konfrontuj to, co
mówi ze swoimi wspomnieniami szkolnymi. A jeśli uznasz, że w szkole
dzieje się coś \"nie tak\" - pamiętaj, że to Ty i Twoje dziecko jesteście
\"klientami\"! Porazmawiaj z nauczycielem, wychowawcą, dyrektorem. Jak nie
pomoże - zwróć się do kuratorium. Po to jest. Pamiętaj cały czas, po co
jest szkoła, i zdaj sobie sprawę, jaki wpływ na Twoje dziecko ma zła
szkoła...
--
John Dreamer
...riding through the dark...
|