Data: 2014-04-30 23:06:02
Temat: Re: Szparagowo
Od: Jarosław Sokołowski <j...@l...waw.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Pani Ewa napisała:
>> Równo dwa miesiące temu wpadłem w sam środek szparagowego sezonu.
>> Konkretnie dzikoszparagowego. Wszyscy sąsiedzi ganiali po lesie w
>> poszukiwaniu warzywa. W telewizji pokazywali, kto dłuższego znalazł --
>> istne szaleństwo. Dwa metry z kawałkiem miał rekordzista. Bo one nie
>> takie, jak te ogrodowe. Bardziej jak kwiaciarniane.
>
> Czyli asparagusy bardziej! Ciekawe czy one miękkie były, nie zdrewniałe.
> Próbował Pan tych długich? (możemy je nazwać pociągami? ;) )
Z botanicznego punktu widzenia, to jedno i to samo. No i w ogóle to jest
to samo -- ten dziki i uprawny. W uprawie można go prowadzić 'na biało',
bez dostępu światła, albo 'na zielono', gdy mu światło zacznie wyprowadzć
zawiązki listków. Albo całkiem sobie odpuścić agrykulturalne zabiegi --
wtedy wyrosną nam badyle kwaiciarniane. Dzikus jest chyba tak oszołomiony
wiosną, że mu zaraz wszystko idzie w długość i nie zdąży nawet zdrewnieć,
zanim ktoś go do gara pociągnie.
Podobnie jest z blitwą (pozwoliłem sobie napisać przez "w"). Wiosną jada
się blitwę. Najlepiej z ziemniakami. Młodymi. Blitwę na pęczki kupić
można u baby na targu. U tej samej, co ma szparagi, rzodkiewki i w ogóle
wszystko co potrzebne, by człowiek nie stał się Zrzędzącą Istotą. Albo
u jej sąsiadki -- no bo bab przecież dużo. Wygląda to jak szpinak, gdy
jest w pęczkach. Później w garnku też. I w smaku ma podobną szpinakową
zieloność. Po podsmażeniu na maśle czy oliwie należy to wpuścić do gara
z wcześniej uwarzonymi krumpirami, by stało się jedno danie. Jak jakąś
podduszoną dymkę, tylko więcej się tego daje.
Ale botanicznie, taka blitwa jest tym samym, co buraki. Od naszej botwinki
różni ją to, że w Dalmacji uprawia się gatunki, które czerwoności w sobie
mają mało. A żeby trzymać takiego w ziemi aż mu grubaśny korzeń urośnie
-- to nikomu na myśl nie przychodzi.
>> Ale łodyżka grubsza, coś może jak u korpu, za to listki mało okazałe.
>> No to i ja poszedłem w las. Ale gdzieżbym ja, gapa, coś znalazł.
>> Bardziej tak sobie pochodzić. Szparagi kupiliśmy u baby na targu.
>> Miała dwa tęgie pęczki, wzięliśmy wszystko. Przyrządza się to w sposób
>> mało wyszukany -- sieka się dość drobno i smaży na patelni z jajkiem.
>> Ale dobre jest!
>
> Czyli taka jajecznica ze szparagiem albo omlet. Też zachęcająco brzmi.
Jajecznica z zielonościa zachęca zawsze. Tak samo omlet. U nas, to dobra
jest do tego pokrzywa. Zbierana gdy listki małe, na trzy cale najwyżej.
>> Na cytryny akurat też był sezon, więc dali mi całe wiadro na drogę,
>> żeby się nie zmarnowały. Aha, środkowa Dalmacja, jakby kto chciał
>> się w przyszłoroczny sezon wstrzelić.
>
> Świetnie tak pod koniec zimy wstrzelić się w sam środek wiosny!
> Wyobrażam sobie, że te cytryny bardzo aromatyczne tak prosto z drzewa
> zerwane.
Nie pryskane w dodatku. No i wszyscy mi te cytryny rozchwycili, każdy
widział, że to nie to samo, co przemysłowe. Zresztą taka cytryna
z własnego ogródka długo się nie uchowa. Więdnie szybko -- co dobrze
o niej świadczy.
> Ja z kolei szparagami zachwyciłam się 2 lata temu w Dreźnie, też akurat
> wpadłam w ichni spargelzeit. W ogóle Szwajcaria Saksońska w tym czasie
> jest przeurocza, jest co pozwiedzać i gdzie pochodzić na długie
> wycieczki, przy okazji zagryzając soczystym szparagiem serwowanym w
> każdej niemal knajpie.
Wszystko dobre, co lokalne. I co sezonowe. Na co trzeba czekać długie
miesiące.
Jarek
PS
Chris Stewart, "Jeżdżąc po cytrynach. Optymista w Andaluzji" -- kierunek,
inny ale też mi bliski. W geograficznym i w tym drugim sensie.
--
To cóż że jeść ja będę zupy i tomaty
Gdy pomnę wciąż wasz świeży miąższ...
w te witaminy przebogaty...
Addio pomidory, addio utracone
Przez długie, złe miesiące wasz zapach będę czuł
|