Data: 2007-10-16 12:21:23
Temat: Re: Uczeń - ile nauki w szkole a ile w domu?
Od: "miranka" <a...@m...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
"Szpilka" <s...@s...pl> wrote in message
news:fevkhb$3jb$1@node1.news.atman.pl...
> Natchniona pewną sytuacją w rodzinie postanowiłam się Was zapytać o
zdanie.
(...)
Nie wiem, gdzie się podpiąć to ogólnie wtrącę swoje trzy grosze....
Głupia, leniwa matka, biedne dziecko:(((
Wcale nie jestem zwolenniczką bezustannego siedzenia nad dzieckiem, kiedy
odrabia lekcje, ale pomyślcie - przecież nawet dorosły czasem potrzebuje
pokazać komuś, co zrobił, napisał, wymyślił. Szuka potwierdzenia, że jest
dobrze, chce się upewnić, potrzebuje tego "trzeciego", krytycznego oka. Tym
bardziej dziecko. W szkole w dużej klasie, małe są szanse, że ktoś się nad
nią pochyli, porozmawia z nią konkretnie o JEJ błędach, podpowie, jak ich na
przyszłość uniknąć. W szkole dostanie chmurkę i cześć - nauczyciel uzna
sprawę za załatwioną... do kolejnego sprawdzianu czy pracy domowej, w której
pojawią się te same nieskorygowane błędy i znów będzie czarna chmurka
zamiast słoneczka. I narastające zniechęcenie do nauki.
Z twojego postu wyłania mi się matka, której się zwyczajnie nie chce
zawracać sobie głowy takimi sprawami. Trochę jakby mówiła do dziecka "odczep
się ode mnie". Dlatego napisałam "biedne dziecko".
Anka
PS. Mój gimnazjalista nadal daje mi do przeczytania swoje wypracowania,
zanim je zaniesie do szkoły. Oczekuje ode mnie krytyki, nie pochwał. Czasem
prosi, żeby go z czegoś przepytać. Czasem pyta, gdzie szukać jakiejś
informacji. Czasem przychodzi do któregoś z nas "pomówić", żeby się upewnić,
czy dobrze coś rozumie. Na tym etapie to jest to minimum wsparcia jakie
rodzic może dać dziecku. W młodszych klasach podstawówki, w przypadku
większości dzieci, trzeba tego zainteresowania o wiele więcej.
|