Data: 2005-11-16 09:13:03
Temat: Re: dzieci (wybitnie) zdolne
Od: "Moemi" <m...@n...vp.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Kochani, dziękuję za wszystkie wypowiedzi. Ustawiliście mnie trochę do
pionu, trochę, bo nie odmawiając Wam w wielu miejscach racji uważam, że mój
tok rozumowania również nie jest jej pozbawiony ;), ale zimny prysznic się
przydał, jak również Wasze pomysły.
W pierwszej klasie miał panią, która oprócz tego, że była nauczycielem, była
też psychoterapeutką i dzięki temu był możliwy z nią rzeczowy dialog,
szukanie rozwiązania istniejącego problemu. Mój pomysł na rozszerzenie
programu nauczania i etykietki: zdolny, wybitnie zdolny, czy wręcz genialny
nie wzieły się z księżyca, to była sugestia byłej nauczycielki i opinii
psycholożek z poradni. Mam świadomość, że problemy wychowawcze, które się
nasiliły, czy pojawiły nowe, nie są tylko i wyłącznie z tym związane.
Przyczyną są jeszcze moje założenia programowe (nie będę Was drażnić;) i to,
że w tym roku szkolnym trafił się, o czym specjalnie nie chciałam pisać,
wyjątkowo niedowartościowany i zakompleksiony nauczyciel, zamknięty w
ciasnej ramce własnych racji, z którym w chwili obecnej nie mam już kontaktu
i w najbliższej przyszłości raczej nie planuję, bo argumenty, że ja
wrzeszczę na wszystkich, nawet na swoją rodzinę i na panią też będę, jakoś
mnie nie przekonują, zwłaszcza że forma kłótliwego wrzasku, nie dopuszczanie
mnie do głosu, nie prowadzi do wzjaemnego zrozumienia i rozwiązania
problemu, a generuje nowe. Pani dyrektor zaproponowała zeszyt
korespondencyjny, w którym nauczyciel wpisuje swoje uwagi, a do którego ja
wpiszę Waszą propozycję, aby dziecko w oczekiwaniu, aż reszta klasy skończy
jakieś ćwiczenie mógł sobie coś pisać, liczyć, czy rysować. Z opanowaniem
odruchu chodzenia po klasie może być problem, bo po domu również sobie
drepcze rozmyślając, czy coś opowiadając. ADHD zostało stanowczo wykluczone,
do nadruchliwych też bym go nie zaliczyła. W zeszłym roku myślałam o tai chi
lub jodze, ale jeśli macie jakieś sugestie, to chętnie ich wysłucham.
Odzywki i gesty (po wysłuchaniu relacji dziecka uważam, że były wprost
proporcjonalne do zachowania nauczyciela) mam nadzieję już się nie pojawią,
bo zostało mu w sposób stanowczy, acz spokojny wytłumaczona ich
niestosowność. Tylko, że trochę to się kłóci z tym, czego uczyłam do tej
pory, że na szacunek zasługuje KAŻDY człowiek, niezależnie od tego czy ma 5,
20 czy 50 lat i czy jego zachowanie uważamy za słuszne, czy nie, że nie ma
lepszy/gorszy, bo każdy jest po prostu inny tak, jak płatki śniegu i to jest
normalne i w porządku, a wychodzi, że nauczyciel to jakiś nadgatunek
człowieka, którego te reguły nie obowiązują. Pytań już zadawać raczej nie
będzie, do szkoły wychodzi z silnym postanowieniem, że dzisiaj zasłuży sobie
(Boże , jak to brzmi, chyba zwariowałam) na czerwoną kropkę, którą pani
stawia za wzorowe zachowanie. Dobra wola jest, zrozumienie zasadności zasad
również, gorzej z konsekwencją ich przestrzegania, ale spotkałam się ze
zrozumieniem pani pedagog, że bedzie to proces, a nie dotknięcie
czarodziejską różdżką. Tylko mam jakieś dziwne uczucie, przypominając mu o
tych wszystkich zasadach przed wyjściem do szkoły, że wysyłam go do jakiejś
kolonii karnej i jeśli nawet nie będzie żadnych uwag odnośnie jego
zachowania, to będzie to wegetacja, nudna, szara egzystencja, wyrównywanie
do średniej, o czym zresztą piszecie i o czym mówiła pani pedagog, jako
uroku szkoły publicznej.
Tak mi się nasunęło jeszcze pytanie: jak wyglądają przerwy w szkołach
Waszych dzieci? Ze swojej młodości pamiętam, że na przerwach wychodziliśmy z
klasy, jak było ciepło na boisko, kiedy było zimno na korytarz. Obecnie
dzieciaki siedzą kamieniem, ciurkiem przez średnio 4 godziny w klasie ze
wzgledu na bezpieczeństwo. Jedynymi wyjściami są wyjścia do toalety lub
obiad.
pozdrawiam
Moemi
|