Data: 2000-04-02 10:56:49
Temat: Re: kulinarne wpadki
Od: Joanna Sereinig <j...@j...krakow.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Moje wpadki nie były tak zabawne, jak te Wasze, na dodatek dosyć pospolite.
1. Moja sąsiadka Kasia, świeżo upieczona żona, opowiadała mi kiedyś, że zrobiła
z resztek ziemniaków kopytka. Nie ukrywam, że zazdrość zwinęła mnie w śrubę, bo
sama nigdy jeszcze wcześniej kopytek nie robiłam i byłam trochę "zielona" w tej
kwestii. Ze złości poleciałam do domu, zarobiłam ciasto, uformowałam śliczne
wałeczki, z nich wycięłam kopytka, palnęłam we wrzątek i... wylałam do kibelka
cały gar ciaścianej zupy... :))) Zamiast bowiem zerknąć do książki kucharskiej,
uznałam, że moje tzw. wyczucie na pewno pozwoli mi zrobić ciasto z odpowiedniej
ilości mąki.
2. Robiłam kiedyś zupę koperkową. Wyglądała ślicznie, ale nie dała się zjeść,
bo okazało się, że została trzykrotnie posolona - dwa razy przeze mnie (tylko
nie pytajcie, czy coś piłam albo mam sklerozę, po prostu tak wyszło) i raz
przez mamę, która myślała, że ja zapomniałam...
3. Postanowiłam popisać się przed rodziną moim ukochanym mazurkiem orzechowym
(tak, tak, tym samym, na który niedawno przesłałam na grupę przepis). Ku mojemu
zdumieniu kroił się idealnie, nic nie kleiło się do noża, tylko że był mało
słodki i właściwie paskudny. Przez pomyłkę wyczytałam w trakcie pichcenia, że
do masy idzie 12 dag cukru (zamiast 20), która to ilość idzie do piany na
wierzch.
4. No i ostatnia, chyba najciekawsza - kiedyś zarobiłam ciasto drożdżowe w
miedniczce, odstawiłam w ciepłe miejsce, elegancko zakryte czystą ściereczką i
oddałam się lekturze. Po jakimś czasie kuknęłam pod ściereczkę - ciasto ani
drgnie. Za jakiś czas - to samo. I po raz trzeci - bez zmian. Zanurzona w
dociekaniach, o co też może chodzić tej złośliwej klusze, podreptałam do
kuchni, gdzie nie napoczęta kostka drożdży uśmiechała się do mnie filuternie z
blatu! :)))))))))
Joanna
|